JAMIE
Siedzę przy ogromnym stole w hotelowym apartamencie i chowam twarz w dłoniach. Moje zażenowanie rośnie z każdą chwilą, w której zdaję się budzić ze snu.
Poprzednia noc wcale nie poszła po mojej myśli.
Zupełnie.
W głowie miałam jedno: dobrać się do majtek Braydena Wyatta. Już sobie to postanowiłam i pozostała jedynie realizacja planu. Wyraźnie był zainteresowany moim ciałem w tej krótkiej sukience, a ja już nie mogłam dłużej wypierać tych wszystkich cudnych rzeczy, które dla mnie robi. Chciałam iść na żywioł, nawet jeśli w głębi duszy odrobinę bałam się, że po jednym numerku zmyje się i już więcej go nie zobaczę. Miewał swoje momenty chwały, gdy widywano go z różnymi kobietami, zawsze na jedną noc. Wiem, że to często cecha hokeistów, zwłaszcza tych młodych – muszą jakoś pozbyć się nadmiaru testosteronu. Elis stwierdziła, że to po prostu chodzące maszynki do pieprzenia, które nie mają kontroli nad tym, kiedy się włączają. Ale powiedziała również, że Braydenowi chyba zaczyna ufać.
Trochę jeszcze wypiłyśmy poprzedniej nocy i tak zatraciłyśmy się w zabawie, że gdzieś o pierwszej w nocy byłam już padnięta. Nawet nie jakoś bardzo pijana, ale tak zmęczona, że prawie zasnęłam na ramieniu Braydena, gdy usiadłam z nimi przy stoliku. To sprawiło, że nie kontynuowaliśmy dłużej zabawy, tylko przenieśliśmy się do apartamentu na ostatnim piętrze, który został wynajęty przez Braydena i jego kumpli. Sześć sypialni, trzy łazienki, wielkie patio z widokiem na Denver. Na stole w kuchni, w której obecnie siedzimy z Elis, znajdują się trzy wiadra z rozmokłym lodem oraz szampanem w barwach zwycięskiej drużyny.
Ja chowam głowę w dłoniach i opieram łokcie o blat, klnąc pod nosem, że noc skończyła się moim kamiennym snem, zamiast upojnymi chwilami w ramionach Braydena.
Elis natomiast wygląda na całkiem zadowoloną, zwłaszcza że w ogromnej dwudrzwiowej lodówce znajduje zapakowane w szklane butelki smoothies i jedzenie w pudełkach do odgrzania. Puszcza muzykę z telefonu, który leży na blacie obok lodówki, wesoło podryguje i tylko potwierdza moją teorię, że to najbardziej poranna osoba, jaką znam. I ekscytuje ją widok tych wszystkich kolorowych butelek w lodówce.
– Uuuu, jeden koktajl ma w składzie algi! – Elis jest kompletnie zajawiona. – Myślisz, że mogę to wypić?
Zerkam do lodówki pobieżnie.
– Tu jest jedzenia jak dla całej drużyny, a nie dla trzech zawodników. Myślę, że śmiało możesz się częstować.
Rory akurat przechodzi w samych bokserkach przez kuchnię. Bierze wodę z lodówki, a my milkniemy. Wygląda, jakby w ogóle nas nie widział. Przeciera jedno oko, ziewa głośno, wydaje z siebie dziwny dźwięk. Wchodzi między nas jakbyśmy były duchami. Może jeszcze trochę śpi. Nie mogę się powstrzymać i zerkam w dół na jego bokserki, bo, o rany, też ma w nich całkiem sporo.
– Jak to jest, że jeśli chodzi o hokeistów, ich penis idzie zawsze metr przed nimi? – pyta Elis.
Rory w końcu unosi na nią wzrok i jakby się przebudza.
– O, jesteście tu. – Patrzy w dół. – Jakbym wiedział, że nie będę sam, założyłbym spodnie.
Przydałyby się, bo chyba jeszcze nie pozbył się porannego wzwodu.
– Mogę to zjeść? – Elis macha przed nim zielonym koktajlem.
– Możecie jeść, co chcecie. Jedzenia jest dwa razy więcej, niż potrzebujemy – chrypi, po czym odchodzi nieco nieprzytomnie.
CZYTASZ
For Good Luck (Thin Ice Games #1) [new adult hockey romance]
RomanceSilny, niepokonany, bezwzględny... numer trzydzieści dziewięć, Brayden-fucking-Wyatt! Oto nadszedł ten bardzo ważny dzień: Jamie Jameson przeprowadza się do wielkiego miasta. Jedzie pociągiem, trafia na dworzec kolejowy w środku nocy i czeka, aż je...