Rozdział II | Nieudane urodziny

512 58 0
                                    

(...) najtrudniej jest wykorzenić najstraszniejsze wspomnienia, przecież je zapamiętujemy najlepiej. — Suzanne Collins, Kosogłos

Ariana Niezgódka

— Wszystko idzie zgodnie z planem, Ari — rzekła pewnie Ada, opierając hulajnogę o ścianę budynku.

Uśmiechnęłam się do niej, gdy zorientowałam się, że byłyśmy pod domem o odpowiedniej porze. Nie spóźniłyśmy się. Trzymałyśmy się skrupulatnie planu. Tak jak zwykle.

Naszą główną zaletą było to, że potrafiłyśmy dokładnie tworzyć plan dnia i trzymać się każdego dnia. Nie dawałyśmy sobie miejsca na żadne niespodzianki czy spontaniczne działania.

— Tak jak zwykle, Adi — odparłam, nie ukrywając radości. 

Nie tracąc czasu, skierowałyśmy się do wejścia kamienicy. Wiedziałyśmy, że nic nas nie powstrzyma. Z wyjątkiem... Gdy usłyszałam szczekanie psa, odskoczyłam jak oparzona. Wtedy zerknęłam na wielkiego owczarka, który wyglądał na agresywnego. 

Ja i moja kuzynka bałyśmy się tego psa. Bardzo często był przywiązany przy drzwiach wejściowych. Zęby, które przed nami obnażył, spowodowały, że poczułam obawę. Jednak fakt, iż smycz była na tyle krótka, że nie mógł się do nas zbliżyć. Wyobrażałam sobie, że to było dla niego bardzo uciążliwe, a bycie uwiązanym przy słupku, tuż przy ulicy, gdzie przechodziło wiele ludzi i przejeżdżało dużo aut, na pewno nie pomagało w uspokojeniu się. Jedynie odczuwał stres i gniew. Tak przynajmniej odczuwałam. 

Wiedziałyśmy, że właściciel owczarka po prostu nie interesuje się swoim psem, dlatego przyzwyczajone do takiej sytuacji zdecydowałyśmy się na nasze wyjście awaryjne. Skutecznie ominęłyśmy agresywnego i rozjuszonego psa. 

Nie mogłyśmy wejść bezpiecznie do klatki schodowej, więc ruszyłyśmy w stronę drabiny, którą rozłożył nasz sąsiad z parteru. Podziękowałyśmy mu za pomoc. Wspięłyśmy po metalowych strzeblach i weszłyśmy na balkon. Następnie przeszłyśmy przez okno i znalazłyśmy się w mieszkaniu naszego sąsiada. 

Zawsze czułyśmy się mile widziana w tej staroświeckiej, ale komfortowej przestrzeni. Codziennie tak robiłyśmy... Bynajmniej ja tak postępowałam, gdy wracałam z zakupów i samotnych długich spacerów. Sędziwy człowiek przyzwyczaił się do naszego towarzystwa o każdej porze dnia. Za każdym razem zachęcał nas do rozmowy. Był otwartym człowiekiem, a jednocześnie takim skrytym. Nikt nie znał jego przeszłości. Tak jakby w ogóle nie istniał bądź zapragnął pozostać całkowicie anonimowym. 

Każdego dnia byłam w tym mieszkaniu. I za każdym razem zauważałam minimalne zmiany w wyglądzie jego mieszkania. Chociaż meble, które na pewno już liczyły kilkadziesiąt lat, nie zmieniały się, to widziałam, że dość często czytał inną książkę. Również z coraz większą częstotliwością coś zapisywał przy swoim biurku. Nie wiedziałam, na czym był skupiony, lecz mogłam wywnioskować po jego zachowaniu, że koncentrował się na swojej pracy. 

Ja i Ada zwróciłyśmy na siebie uwagę jedynego lokatora tych czterech ścian, gdy weszłyśmy w głąb mieszkania. Nie przerwał czynności pisania, bo doskonale orientował, kto przyszedł go "niespodziewanie" odwiedzić. 

— Przepraszamy, proszę pana — odezwałam się pierwsza. — Zaś ten pies blokuje wejście do klatki schodowej. 

— Tak jak zwykle — dodała dziewczyna. — Bardzo przepraszamy...

Spojrzał na nas spod okularów i uśmiechnął się życzliwie i ciepło. W jego oczach dostrzegłam pewien błysk, którego nie potrafiłam zrozumieć. 

— Wszystkiego najlepszego, Ado i Ari — powiedział jeszcze z większym uśmiechem. Ari? Ponownie tak do mnie powiedział. Skąd wie, że tak do mnie mówią w skrócie? Zastanawiałam się przez krótką chwilę. — Mam nadzieję, że trafiłem dla was z prezentami. 

Nowa bajka | Akademia pana Kleksa (korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz