Rozdział XVII | Przejęcie Akademii

507 54 9
                                    

(...) Nie można niczego uzyskać, nie poświęcając czegoś w zamian — Hiromu Arakawa, Fullmetal Alchemist t. 1

Vincent

Nie mogłem patrzeć na to, co czyniła Wiktoria, a tym bardziej słuchać, jak przechwala się, że była odpowiedzialna za śmierć niewinnych istot. Jednakże pozwalałem jej na to i nie ingerowałem w jej poczynania. Stałem i obserwowałem, jakby mnie nic nie ruszyło, ale to nieprawda. To tylko pozory, a we wnętrzu czułem ból. Czy naprawdę musiałem być taki bezduszny, chłodny, mściwy, wyrachowany? Niestety tak. 

Byłem królem Wilkusów, więc nie mogłem kierować się litością, współczuciem i dobrocią. Musiałem być okrutny i bezwzględny. 

Rozkazałem, aby przygotowano kilka drewnianych klatek, w których mieli być umieszczeni więźniowie. Stały obok siebie w najlepiej oświetlonym miejscu. W pierwszej moi podwładni zamknęli profesora Kleksa, w drugiej znacznie większej, jego uczniów. W następnych tłoczyły się postaci z bajek. Milczały przygnębionego i zbyt wystraszone by jakkolwiek reagować. Jedynie drewniany chłopak twierdził, że jest prawdziwym człowiekiem i że nie należy do Krainy Bajek. Kłamał, bo jego nos wydłużał się za każdym razem, gdy powtarzał non stop te same słowa. 

Natomiast ostatnią podwójną klatkę, rodzaj klatki w klatce, przeznaczono dla zabójcy mojego dziadka. 

Na środku dziedzińca Wilkusy stawiały coś podobnego do podwyższenia, na którym miała odbyć się egzekucja księcia Mateusza. Płonące wokół pochodnie sprawiały, że ich wielkie, kosmate cienie tańczyły na murach Akademii. Tak powinno być. Moja rasa miała wprawiać wszystkich w przerażenie. 

W pewnej chwili do mnie zbliżyła się ośmioletnia Wilkuska, która doprowadziła mnie, moją babcię cioteczną i innych do Akademii pana Kleksa. 

Stałem na środku krużganka, zwracając na siebie uwagę moich podwładnych i więźniów. Moje wilcze spojrzenie przemierzało tłumne oblicza, które w milczeniu oczekiwały na moje słowa. Moja postać emanowała chłodem i władzą, ale w moim wnętrzu tliła się iskierka wątpliwości i smutku.

— Bracia wilki! Siostry wilczyce! — zacząłem przemawiać donośnym głosem. — Czasem rodzimy się bohaterami, a czasami się nimi stajemy. Nasz sukces zawdzięczamy bohaterce, która narodziła się na naszych oczach w chwili, gdy najbardziej tego potrzebowaliśmy. To dzięki niej tu jesteśmy! To ona zakradła się do Akademii i otworzyła nam drzwi do zwycięstwa! — Podniosłem wilczą dziewczynkę wysoko, by każdy mógł ją zobaczyć. — Oto i ona! Nasza bohaterka! 

Wszystkie Wilkusy zawyły, a wśród wyć usłyszałem krzyki wieźniów. 

— Jaka bohaterka?! Serdel to Serdel!

— Zdrajczyni! 

Wycie ucichło. Wtedy Wilkuska uśmiechnęła się i powiedziała mi na ucho słowa: Ariana Kleks wie, gdzie może być książę Mateusz. Ona dużo wie. Postawiłem ją na podłodze i popatrzyłem w noc. 

— Ariano Kleks! Wiem, że tutaj jesteś! — krzyknąłem. — Podobno wiesz, gdzie jest ptak Mateusz. Wyjdź i powiedz nam, a obiecuję, że nie stanie ci się krzywda! — Nie było odzewu. Ona musiała tutaj być. Była w końcu córką Kleksa. Na pewno nie opuściła Akademii. — Szukać jej! — nakazałem. Nie zamierzałem bawić się z nią w kotka i myszkę. 

Wilkoludzie posłusznie rozbiegli się. Część z nich zniknęła w ogrodzie, inni wrócili do szkoły. Miałem nadzieję, że jak najszybciej znajdą tą dziewczynę, że szybko dokonam egzekucji na księciu Mateuszu. 

Ariana Kleks

Miałam szczęście. Okno sali lekcyjnej na pierwszym piętrze było otwarte. Bez problemu weszłam do Akademii. Dzięki nagłośnieniu doskonale słyszałam, co się dzieje na dziedzińcu przed szkołą. Kiedy wyjrzałam na zewnątrz, zobaczyłam klatki, w których Wilkusy zamykały mojego ojca, moich przyjaciół. Ale nie wszystkich... Kilka osób brakowało. Na pewno ukryli się w Akademii. Musiałam ich odszukać, a potem uratować pozostałych. 

Nowa bajka | Akademia pana Kleksa (korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz