Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości. — Paulo Coelho, Alchemik
Ambroży Kleks
— Nie rób mi tego więcej — powiedziałem do Ariany, gdy weszliśmy na poddasze przez otwarte okno.
Chwyciłem ją za ramię, pragnąc przekazać jej swoje zaniepokojenie. Widziałem, jak jej oczy wciąż lśniły pośród ciemności, a jej postać emanowała pewną siłą, której nie potrafiłem do końca zrozumieć.
— Tato, ja... — zaczęła, ale przerwałem jej.
— Nie chodzi o to, że się boisz, ale o to, że nie chcę, abyś narażała się na niebezpieczeństwo bez potrzeby. Rozumiem, że odkryłaś w sobie nowe umiejętności, ale proszę... Nie ryzykuj. — Mimo że nadal czułem w sobie niepokój, wiedziałem, że muszę zaufać swojej córce. W końcu pochyliłem się i pocałowałem ją w czoło. — Nie jesteś jedynie moją córką, ale również częścią mojego życia, którą odzyskałem.
Gdy rozmowa między mną a Arianą się toczyła, nagle zauważyliśmy, że na strychu była całkiem spora grupa dzieci. To wszyscy moi uczniowie, którzy postanowili ratować moją Akademię. Ich obecność zaskoczyła mnie, ale zarazem dała nadzieję na silniejszą jedność w walce o ratunek dla szkoły.
Dzieciaki otrzepały się z kurzu i pajęczyn. Było widać, że schowali się skutecznie przed Wilkusami. Podejrzewałem, czyja to była zasługa. Mojej córki i siostrzenicy. Chłopcy i dziewczyny gadali jak najęci, a Ariana zamknęła okno. Natomiast Ada nadal była w szoku.
— No to polatałam — oświadczyła, znieważając na to, że nikt jej nie słuchał, z wyjątkiem mnie. — Normalna sprawa... Tak, kiedyś do tego wrócę, może latanie się stanie moim hobby?
— Dobrze, że jesteście — oznajmiłem, zwracając się do wszystkich.
— Właśnie latałam... — mówiła dalej, nie mogąc przestać. — Czy ktoś w ogóle mnie słucha? Hm... No tak. To jaki jest plan, wujku? — spytała.
— Profesorze wujku — poprawiłem ją nieco spłoszony, ale zaraz odzyskałem pewność siebie. — Najpierw narada i głosowanie. Pragnę przypomnieć, że w przypadku równej liczby głosów za i przeciw lub przy braku pięćdziesięciu procent albo nawet dwudziestu pięciu procent członków ogólnego zgromadzenia głos decydujący ma osoba mająca najwyższy tytuł naukowy, czyli ja!
Zauważyłem, że Ariana i Ada zareagowały uśmiechem. Wróciłem do swojej formy. Nie byłem smutnym i przygnębionym Kleksem.
Ariana Kleks
Gdy mój ojciec był skupiony na dyskutowaniu, ja wyjrzałam przez okno, które wcześniej zamknęłam. Zobaczyłam podwójną klatkę, a w niej Mateusza, który znowu był ptakiem, a wokół niej Wilkusy, Serdel, wilczego króla i tę całą jędzę, która zabiła moją matkę. Robiła coś ze swoim pierścieniem. Spoglądałam na to, starając się zrozumieć, co tam się dzieje.
— Ej, już wiem, co im daje siłę! — zawołałam, gdy zdałam sobie sprawę, co widzę.
W jednym z Wilkusów rozpoznałam tego, którego uwolniłam z sideł. Kulejąc, podszedł do Wilkus, słaby i przestraszony, a ona uniosła dłoń z pierścieniem. Wiązka księżycowego światła przeniknęła przez kamień, który go zdobił, i padła na skulonego, okaleczonego chłopaka.
Ten w jednej chwili wyprostował się i uniósł głowę, jakby nabrał sił. Ukłonił się i odszedł pewnym krokiem. Ich potęga brała się z księżyca, a moja chyba też. Jak miałam w sobie wilczą krew, też księżyc na mnie działał.
CZYTASZ
Nowa bajka | Akademia pana Kleksa (korekta)
FanfictionAriana Niezgódka, nieznająca swoich prawdziwych rodziców, mieszka wraz z ciotką i swoją kuzynką w Nowym Yorku. Nic nie wie o swojej przeszłości. Pomimo poczucia miłości i bezpieczeństwa ze strony swojej rodziny, mocno odczuwa brak obecności matki i...