Rozdział XII | Sztuka Empatii

449 52 5
                                    

Łzy i lęki ojca są niewidoczne, jego miłość jest niewyrażona, ale jego opieka i ochrona pozostają filarem siły przez całe nasze życie. – Ama H. ​​Vanniarachchy

Ariana Kleks 

Od tamtej nocy nie rozmawiałam z moim ojcem, ale normalnie uczestniczyłam w zajęciach. Koncentrowałam się na rozwijaniu swoich mocy, o których się dowiedziałam. Posiadałam w sobie harmonię i dużą wyobraźnię, którą odziedziczyłam po matce. A po ojcu odziedziczyłam rzekomo zdolności do bycia Mentorem Świata Bajek. 

Ogólnie przetwarzałam sobie informacje, które zyskałam od Mateusza. Amelia Pchła, potem znana jako Kleks, była córką Wilkuski i człowieka, co oznacza, że mam w sobie wilczą krew. To mogło oznaczać, że posiadam zdolności Wilkusów. Kobieta nie wyglądała jak wilk. Ja tak samo. Miała w sobie wielką wyobraźnię i zamysł artystyczny. 

Ambroży Kleks, dyrektor Akademii, był moim biologicznym ojcem. Miał miano Mentora Świata. Posiadał również ekscentryczną i szaloną stronę. Jego łagodna natura i pasja do kształcenia dzieci sprawiały, że był postacią wyjątkową, choć może nieco zakręconą. Musiałam przyznać, że po nim odziedziczyłam odwagę i śmiałość, co z pewnością wpływało na moje podejście do życia.

— Ari — zawołał mnie Albert, wybudzając mnie z transu. Swój wzrok przeniosłam z portretów Galerii najwybitniejszych Absolwentów na mojego przyjaciela. — Zaczynają się zajęcia na dworze.  

Odpowiedziałam mu uśmiechem i szybko ruszyłam w stronę miejsca, gdzie odbywały się zajęcia. W miarę jak zbliżałam się do ogrodu, zauważyłam, że już wiele się nauczyła od czasu przybycia do Akademii.

Działając zgodnie z nowo odkrytymi zdolnościami, starałam się utrzymać równowagę między dziedzictwem matki a dziedzictwem ojca. Powołanie do bycia mentorem i szaleńcza natura od Kleksa, a jednocześnie wyobraźnia i zdolności artystyczne od kobiety sprawiały, że posiadałam niespotykane umiejętności. 

Gdy dotarłam na miejsce zajęć, z uśmiechem przywitałam się z innymi uczniami, a profesora Kleksa jeszcze nie było. Usiadłam obok Serdel, Alberta, Kiko i Ady. Czułam się komfortowo w ich towarzystwie, a przyjaźń, która się między nami  rozwinęła, była dla mnie bardzo cenna.

— Lepiej się czujesz, Ari? — spytała zatroskana Ada, orientując, że ponownie przepłakałam noc. Ona wszystko wiedziała, o czym rozmawiałam z ptakiem Mateuszem i moim ojcem. 

— Tak, Ado. Dzięki wam wszystkim, czuję się trochę lepiej. Warto mieć takich przyjaciół jak wy przy sobie. Dziękuję za troskę — podziękowałam. 

 Ada, zawsze zatroskana o innych, zadbała o moje dobre samopoczucie, pytając o mnie emocje.

Nagle na niebie pojawił się Ambroży Kleks, unosząc się wśród obłoków. Jego postać emanowała niezwykłym spokojem i tajemniczością. Cały mój tata. Po chwili zaczął opadać z nieba, z lżejszym niż zazwyczaj wyrazem twarzy.

Spojrzałam w górę, widząc swego ojca unoszącego się nad ziemią. Moje oczy promieniały mieszanką zdumienia i dumy. Delikatnie wylądował na ziemi, prezentując się jak zawsze ekscentrycznie. Z pewnością, był to widok, który sprawił, że uczniowie poczuli magiczną aurę. Może dziś nas nauczy latać? 

— Zgadniecie, jaka dziś lekcja nas czeka? — zadał pytanie. 

— Latania — odpowiedziała Serdel, śmiejąc się z niecodziennego ubioru mężczyzny. 

— Nie — zaprzeczył. — Dziś nauczymy się rozganiać chmury! — oświadczył bez wahania, spoglądając na mnie. Przez moment przyglądał się mi. — Tak, dobrze to widzę. Połóżcie się na trawie. 

Nowa bajka | Akademia pana Kleksa (korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz