Rozdział XXIV | Wilczy król i księżniczka

629 51 14
                                    

Dedykuję ten rozdział wszystkim, którzy na niego długo czekali. 

Nic nie jest dobre lub złe - wszystko zależy od naszych myśli. — Anthony de Mello, Minuta mądrości

Ariana Kleks

Wbiegłam do Akademii, wiedząc, gdzie muszę się udać. Do komnaty Mateusza. Zdawałam sobie sprawę, że moja jedyna droga, z której korzystałam, była niedostępna. Dostanie się na drugie piętro wymagałoby wyjścia na zewnątrz, co było niemożliwe ze względu na obecność króla Wilkusów. Podążał za mną krok w krok. Jednak pamiętałam alternatywną ścieżkę, którą odkryłam pewnej nocy.

Przypomniały mi się wydarzenia tamtej nocy, kiedy obudziłam się i zastałam ojca siedzącego przy moim łóżku. Wtedy bezpośrednio zapytałam go, dlaczego mnie opuścił i co stało się z matką. Potem śledziłam go i odkryłam schody, które prowadziły na drugie piętro, ukryte za ciężką zasłoną. Kiedy ją odsunęłam, już ich nie było, ale wiedziałam, że istnieją.

Podejrzewałam, że to była kwestia wyobraźni, by je zobaczyć. Byłam tego pewna. 

Szybko dotarłam na pierwsze piętro, a potem zatrzymałam się przy zasłonie. Zanim wyciągnęłam rękę, przypomniałam sobie, jak wyglądały znikające schody, w które musiałam uwierzyć. W końcu je widziałam, więc to nie mogło być trudne. Przywołałam w pamięci szczegóły tamtego momentu: pierwszy krok ojca na wąskich, spiralnych stopniach, skrzypienie drewnianej poręczy. Tak, właśnie tak. Te wspomnienia były tak realne, że mogłam nie tylko zobaczyć, ale także usłyszeć wszystko. Kiedy odsunęłam kotarę z ciemnozielonego materiału, schody ukazały mi się w pełnej krasie. 

Bez zastanowienia zaczęłam się wspinać na drugie piętro, nie zważając na to, że nie zasłoniłam wnęki, pozostawiając magiczne przejście otwarte. Było to niemalże zaproszenie dla króla Wilkusów, aby podążał moim śladem. Chociaż nie widziałam go, słyszałam szelesty dochodzące z ciemności, które świadczyły o jego obecności. Szedł za mną, nie spiesząc się.

Drzwi prowadziły do różnych pomieszczeń, i próbowałam zgadnąć, za którymi z nich znajduje się komnata Mateusza. Wydało mi się, że mam pojęcie. Nacisnęłam klamkę i wkroczyłam do znajomego wnętrza, gdzie przyjemny półmrok panował tak jak poprzednio. Świeca na pulpicie płonęła powoli. Podbiegłam do niego i z szufladki wyjęłam czapkę, która miała ocalić biednego księcia, a sprawiła, że wpadł w pułapkę. W mojej nerce znalazłam guzik. Potrzebowałam jeszcze igły i nitki. Szukałam ich w różnych szufladach i skrzynkach, które okazały się skrytkami na kolejne guziki. Wreszcie udało mi się znaleźć przybornik do szycia, który książę Mateusz trzymał w nocnej szafce. Prawdopodobnie chciał mieć go pod ręką na wypadek, gdyby trafił mu się właściwy guzik.

Mimo ograniczonego światła szybko nawlekłam igłę i zawiązałam supełek na końcu nitki.

— To zadanie dla prawdziwej wojowniczki — powiedziałam do siebie, wbijając igłę w materiał czapki. Metalowy przedmiot migotał mi w palcach przez kilka chwil. Guzik oderwany od psiej obroży trzymał się coraz mocniej. Kończyłam właśnie pracę, gdy zza drzwi dobiegły ciche kroki. 

Wiedziałam, co to oznaczało... Wilczy król przybył... 

Ostrożnie wszedł do środka, jakby się czaił na mnie. Dla niego mogłam być zwykłą dziewczynką, bo w końcu on był królem i miał wojsko i podwładnych na swoje rozkazy. Nie stanowiłam dla niego żadnego zagrożenia. Mógł jedynie traktować mnie jako kulę u nogi. Dlatego przyszedł za mną sam.

— Ty jesteś Ariana... — rzekł obojętnym głosem. Zatrzymałem za mną. — Odesłałem cię do domu, a ty wróciłaś i znowu próbujesz mi przeszkodzić. 

Nowa bajka | Akademia pana Kleksa (korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz