Sądzę, że masz i chęci, i talent. Większy, niż sądzisz ale mniejszy, niż pragniesz. Ale takich co mają i chęci, i talent jest wielu, a mimo to większość z nich nigdy do niczego nie dochodzi. To tylko punkt wyjścia, by cokolwiek w życiu zrobić. Wrodzony talent jest jak siła dla sportowca. Można urodzić się z większymi lub mniejszymi zdolnościami. Ale nikt nie zostaje sportowcem tylko i wyłącznie dlatego, że urodził się wysoki, silny lub szybki. Tym, co czyni kogoś sportowcem jest praca, praktyka i technika. Wrodzona inteligencja jest tylko i wyłącznie amunicją. Żeby ją skutecznie wykorzystać musisz przekształcić swój umysł w precyzyjną broń. — Carlos Ruiz Zafón, Gra anioła
Ariana Kleks
Wszystkie Wilkusy były na dziedzińcu jasno oświetlonym pochodniami. Nie spodziewały się naszego powrotu, więc przygotowali się na ewentualny atak. Kręciły się bez celu. Śmiały się. Paliły ogniska. Niektóre drzemały. Zachowywały się bardzo swobodnie. Jakby były na wakacjach. Dobra nasza. Mogliśmy realizować swój plan.
Szybko wymknęłam się ze szkoły i zatrzymała w cieniu kolumn przy dziedzińcu. Przyglądałam się napastnikom przez moment. Dałam znać Nataszy i Diegowi, że droga wolna, gdyż wszyscy byli skupieni na sobie. Wbiegli do środka. Aby nie zostali zauważeni, postanowiłam wyjść z ukrycia. Założyłam rękawicę na dłonie i zwróciłam na siebie uwagę wilkoludzi, ujawniając się. Wbiegłam ostentacyjnie na plac.
— Ej! — krzyknęłam najgłośniej, jak tylko zdołałam. Zwróciłam się do naszych gości. — Witajcie w naszej dzbany!
Moje działanie było odważne, a krzyk przyciągnął uwagę napastników. Ich zaskoczenie było widoczne, gdy się pojawiłam, demonstrując pewność siebie i determinację. Wilkusy zaczęły biec w moją stronę, chcieli mnie pojmać, ale nie tym razem. Klasnęłam i zrobiłam malusieńka. Zaskoczeni i zdezorientowani napastnicy zderzyli się ze sobą, lądując w jednym ognisku. Na pewno nie przygotowali się na takiego przeciwnika co ja.
Zagrałam im na nosie. Klasnęłam ponownie i odzyskałam zwykłą postać. Wilkoludzi zaczęli mnie ponownie otaczać, warcząc i grożąc mi pazurami. Jednakże nie czułam strachu. Wiedziałam, że muszę działać szybko i zdecydowanie, aby utrzymać ich na dystans i dać czas moim przyjaciołom na działanie wewnątrz szkoły.
— Oho, ale nieźle się bawimy! — rzuciłam żartobliwie, starając się utrzymać spokojny ton, choć wewnętrznie pulsowała we mnie energia walki.
I teraz była zabawa! Napastnicy biegli w moją stronę, a ja zręcznie wymijałam ich, wykorzystując moje wilcze zmysły. Pazury świszczały tuż obok mnie, ale z każdym zgrabnym unikiem utrzymywałam się poza ich zasięgiem. Mój cel był jasny – przyciągnąć uwagę króla Wilkusów.
— Czy tak trudno złapać jedną dziewczynkę? — kontynuowałam z uśmiechem na twarzy. Musiałam przyznać. Postępowałam jak mój ojciec, ale to jakoś mi przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, czułam się, jakbym była w swoim żywiole. Wzbiłam się na moment w powietrze, po czym krzyknęłam do Mateusza. — Będzie dobrze, dzieciaku!
Na pewno podniosłam go na duchu. I tym momencie zobaczyłam wpatrzone we mnie oczy wilczego króla. Wszystko szło zgodnie z planem. Moja kuzynka i moi przyjaciele się również ujawnili. Wtedy niemalże wszystkie Wilkusy rozbiegły się, goniąc ich. Teraz walka przeniosła się do Akademii, gdzie ja również szybko się udałam.
Vincent
Poczułem gniew i frustrację. Dlaczego ta dziewczyna, której dałem szansę, by nie mieszała się w nie swoje sprawy, nie posłuchała się mnie i postanowiła pokrzyżować moje plany? Dlaczego musiała być nieugięta i mieć taką wolę walki? Zdenerwowała mnie swoim uporem, choć musiałem przyznać, że umiała walczyć. W końcu była w jednej czwartej Wilkuską.
CZYTASZ
Nowa bajka | Akademia pana Kleksa (korekta)
FanfictionAriana Niezgódka, nieznająca swoich prawdziwych rodziców, mieszka wraz z ciotką i swoją kuzynką w Nowym Yorku. Nic nie wie o swojej przeszłości. Pomimo poczucia miłości i bezpieczeństwa ze strony swojej rodziny, mocno odczuwa brak obecności matki i...