Rozdział 2

429 45 2
                                    


Rush 

 Stałem w kolejce w eleganckiej cukierni. Słodki zapach docierał do nozdrzy w hurtowej ilości, wywołując u mnie mdłości. Za dużo zapachów mieszało się ze sobą, żebym mógł wytypować jeden konkretny. Przez brak pełnych słonych pozycji w ofercie nie było niczego na przełamanie. Nawet odświeżacze powietrza stojące w rogu parapetów nie dawały rady zneutralizować słodkiej woni.

 Ledwo wybiła ósma, a tłum pchał się na drzwi frontowe cukierni. W tym miejscu cieszyłem się, że przyszedłem tu kilka minut wcześniej. Chwile później i mógłbym od razu nie dostać tego, po co tu przyszedłem. Dodatkowym atutem był fakt, że już stałem w kolejce i nie musiałem się przepychać z innymi ludźmi. To co działo się za moimi plecami przechodziło jakiekolwiek pojęcie. Ludzie szturmowali wejście byleby znaleźć się w środku, żeby odciąć się od zimna. Połowa z nich obawiała się, że nie starczy dla nich produktów. To nie tak, że pracujące z tyłu kompleksu cukierniczki na bieżąco wytwarzały nowe porcje.

 Cukiernia, w której serwowali te konkretne pączki była dość popularna i bardzo oblegana. Zaczynałem się irytować ilością hałasu i bodźców. Podniesione głosy, tupanie butów, chlupot błota pod butami, krzyki personelu, praca maszyn i skwierczenie rozgrzanego oleju. Do tego ten smród cukru i nieprzerwanie dzwoniący telefon. Zaczęła drżeć mi powieka.

 Kiedy nadeszła moja kolej złożyłem zamówienie na trzy pączki wraz z dwoma ciastkami, uregulowałem płatność i z nieskrytym zadowoleniem wyszedłem na zewnątrz. Mijani ludzie śpieszący się do pracy, a wciąż stojący w rzędzie rzucali mi nieprzychylne spojrzenia. Ignorując ich udałem się do samochodu. Odłożyłem łakocie na tylną kanapę. Poprawiając się na siedzisku wyciągnąłem telefon.

 Ściągnąłem brwi widząc szereg cyfr układających się w numer Adrii. Coś ścisnęło mnie za gardło. Zaniepokojenie albo ekscytacja.

— Zaraz będę — poinformowałem, włączając się do ruchu.

— Dzień dobry, panie prokuratorze. Daphne z tej strony, przyjaciółka Adrii — zaczął rozmowę głos nienależący do właścicielki telefonu.

 Nie spodobało mi się to. Nabrałem złych przeczuć. W jakim celu mogła dzwonić do mnie jej przyjaciółka?

— Coś się jej stało? — zapytałem natychmiastowo. W moim głosie nie dało się przeoczyć nuty przejęcia.

 Skarciłem się za to. Powinienem zachować więcej zimnej krwi. Tyle że, względem niej nie potrafiłem inaczej. Przejęcie i zmartwienie się o nią było silniejsze ode mnie. Silniejsze od czegokolwiek.

— Choruje na ośli opór — odpowiedziała ze śmiechem. Ciężko było się z nią nie zgodzić. — Dzwonie poinformować, że Adria ma wysoką gorączkę i przelewa się przez ręce. Nie jest zdatna do pracy, czego nie rozumie, bo koniecznie chcę jechać z panem na prokuraturę.

 Zacisnęłam pięść na kierownicy. Ona naprawdę mnie wykończy. Kompletnym idiotyzmem było przyjście do pracy w takim stanie, jaki opisywała dziewczyna. Nigdy w życiu bym na to nie pozwolił.

— Zajmę się tym — odpowiedziałem ostro. Ostatkiem samozaparcia kontrolowałem się, żeby nie kazać Daphne dać mi Adrii do telefonu, żebym telefonicznie ją opierdzielił za brak myślenia i zaniedbanie swojego zdrowia. Zrobię to osobiście. — Przypilnuj ją, żeby nie opuściła domu.

— Już ją zamknęłam w pokoju. — Duma pobrzmiewała w jej głosie. — Gdyby miała więcej siły, to właśnie by w nie waliła, ale ona nie może wyjść nawet z łóżka, bo się zatacza! A ona dalej upiera się, że nie może odpuścić dnia stażu — skarżyła się na nią. — Tak jak ją kocham, to mam ochotę ją roztrzaskać. Jak można...

Nietuzinkowe Morderstwa Walka z czasem #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz