Rozdział 5.

450 35 2
                                    


Adria 

 W pośpiechu zgarniałam rzeczy walające się po podłodze. Nie pomagał mi w tym pies, który nieustępliwie kręcił mi się pod nogami. Nie mógł się doczekać, aż wyjdziemy z domu i wsiądziemy do pojazdu prokuratora. Dziwnym trafem polubił jazdę jego samochodem. Nie przepadał za jazdą z funkcjonariuszami, którzy kilka razy po mnie przyjechali na polecenie Rusha. Nie przepadał też za jazdą metrem. Lubił spacery i jazdę w samochodzie Rusha. Go samego też lubił.

 Rzuciłam mu sznurek w drugą stronę. Pobiegł za nim dając mi chwile na zebranie reszty maskotek do pudła. Gdy udało mi się okiełznać bałagan panujący na podłodze, zaczęłam ogarniać siebie. Poprawiłam beżowy sweter, jego rąbki wtykając w jeansy. Rozczesałam włosy, które udało mi się doprowadzić do dobrego stanu. Spięłam je w niskiego koka, wypuszczając dwa pasma z przodu. Otoczyłam szyję brązową apaszką. Ocieplała mi gardło, z którego zdążył zejść obrzęk. Narzuciłam na ramiona płaszcz. Szczelnie otoczyłam się pasem, żeby nikt nie przyczepił się, że chodziłam nieszczelnie ubrana. Podskakując na jednej nodze dopięłam zapięcie kozaka. Z westchnięciem się wyprostowałam i strzeliłam z karku. Zarzuciłam na ramię torbę z zawartością przeznaczoną do pracy. W drugiej torbie znajdowały się rzeczy dla psa.

 Ostatni raz rozejrzałam się upewniwszy, że niczego nie pominęłam. Aparat i telefon wzięłam. Notatki też. Zostawiłam uchylone okno. Łóżko pościelone. Brudne naczynia wyniosłam, zabawki posprzątałam. Zrobiłam wszystko. Skończywszy oględziny dostałam powiadomienie. Przypięłam Tiffaniemu smycz i wyszliśmy z mieszkania.

 Wychodząc na zewnątrz poczułam na sobie wzrok mężczyzny. Specjalnie omijałam samochód stojący naprzeciw wejścia. Odczekałam aż Tiffany się wysika i dopiero wtedy podeszłam do samochodu. Na tylne siedziska wrzuciłam torby. Otworzyłam szeroko przednie drzwi. Pies wskoczył na miejsce, chowając się pod deską rozdzielczą. Pilnując, by go nie zgnieść wsunęłam się na siedzisko.

— Dzień dobry — przywitałam się, nachylając do pocałunku.

 Przymknęłam powieki czekając, aż się nadstawi do przywitania. Zaskoczona je rozchyliłam słysząc dźwięk uruchamianego termometru. Wypuściłam powietrze patrząc na niego niedowierzająco.

— Poważnie? — parsknęłam. — Pierwszym, co zrobiłeś było zmierzenie mi temperatury, zamiast mnie pocałować?

— Sprawdzam czy jesteś zdatna do pracy. — Zerknął na świecący się na zielono ekranik. — Brałaś leki?

— Wzięłam wszystko — mruknęłam, chcąc wrócić na swoje miejsce. — Coś jeszcze?

— Wróć na swoją pozycję — nakazał czekając aż z powrotem się nachylę. — Dzień dobry, gówniaro.

 Cmoknął mnie w usta. Z uśmiechem wróciłam na siedzisko.

— Czy to cię zadowala? — Włączył się do ruchu.

— Jak najbardziej — odparłam, poprawiając się. Zapięłam pas uważając, żeby nie splątał się ze smyczą. — Jedziemy najpierw na prokuraturę?

— Jedziemy. Trzeba zostawić go u Bethanny. — Kiwnął na psa. — Nie możemy go zabrać na uczelnie.

 Wbiłam palce w naciągnięty pasek.

— Na uczelnie? W jakim celu? — Mówiłam powoli nie chcąc, żeby usłyszał napięcie w głosie.

— Spotkać się z twoim dziekanem, który ma dla nas spis studentów. Przecież ten kretyn musi utrudniać nam prace i niszczyć poranek — sarknął, nie kryjąc niezadowolenia bezpośrednio wywodzącego się z niechęci do starszego mężczyzny.

Nietuzinkowe Morderstwa Walka z czasem #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz