Rozdział 14.

385 33 7
                                    


Adria

 Z początku wszystko odbyło się z pozoru neutralnie. Rush wszedł do pomieszczenia wyganiając z niego funkcjonariuszy. Włączył nagrywanie i poinformował o tym mężczyznę. Przekazał mu numer sprawy i podejrzenia za jakie został zatrzymany i za jakie będzie przesłuchiwany. Dziekan wydawał się załamany. Jego skóra poszarzała, oczy napuchły. Miał urwany oddech. Zaś Rush stwarzał pozór rozluźnionego. I dla postronnego mógł faktycznie taki być, lecz nie dla mnie. Nauczyłam się czytać jego postawę. Widziałam to napięcie w sposobie jakim odchylił się na krześle. Jak markował siłę otwierając akta, gdzie między innymi znajdowały się zdjęcia poćwiartowanej kobiety. Jak drgnął mu mięsień w policzku, kiedy wpatrywał się w podejrzanego.

 Rush był spięty, a to spięcie wiązało się z jak najszybszym dojściem do prawdy i ruszeniem sprawy naprzód. Zmienił się w bezwzględnego prokuratora, od razu przechodząc do pewnych praktyk. Nie przeszło mu przez myśl, żeby zacząć przesłuchanie, tak jak powinien je rozpocząć.

 Poprawiłam się krzyżując nogi. Chłód bijący z metalowego blatu ostudzał nerwy. Pozwalał zachować trzeźwość umysłu, co w obecnej sytuacji działało na moją korzyść. Jako obserwator mogłam wyłapać więcej szczegółów. Jako obserwator, na którym nie ciążyła żadna presja, bo nie pozwalałam się jej zdominować. Widziałam sprawę w szerszej perspektywie i to co wydawało się oczywiste dla mnie najpewniej było celowym zabiegiem Zodiaka. Miałam odmienne zdanie od prokuratora i musiałam mieć wystarczającą ilość dowodów, żeby udowodnić mu, że to ja mam rację, a nie on.

 Sięgając po notatnik skupiłam się na tym co działo się po drugiej stronie lustra. Przesłuchanie właśnie się rozpoczęło.

— Nie radziłbym ci mnie drażnić i wodzić za nos — ostrzegł wspierając ręce na stole. — Nie mam za grosz cierpliwości.

— Jak mam cię wodzić za nos, skoro nie wiem o co chodzi. Zatrzymaliście mnie krzycząc coś o zabójstwie. W drodze na komisariat dowiedziałem się, że moja — zawahał się co wzbudziło moje zainteresowanie. Przełknął wyraźnie zestresowany, a może zaniepokojony? — Że moja pracownica została zamordowana. O co chodzi?

 Pierwszą niezgodność wyłapałam już na starcie. Dziekan był za stary na potencjalnego mordercę. Miał już swoje lata na karku, jego sylwetka nie pasowała do sylwetki opisanej przez mężczyznę z bronią. Jego wiek nie pozwoliłby mu wygrać szarpaniny z Olsenem. Miałby trudność z przeniesieniem bezwładnego ciała kobiety. I jest za niski.

 Wyjrzałam próbując dojrzeć rodzaj obuwia, które nosi. Niestety zasłaniał mi to półmrok i nogi schowane pod stołem.

— Poznajesz? — Zapytał przechodząc do użycia cięższej artylerii. Rzucił mężczyźnie w twarz zdjęcia Lambert.

 Dziekan zapowietrzył się wybałuszając oczy. Zaczął szybciej pobierać powietrze. Wręcz się zapowietrzał, bo taki szok wywołały na nim zdjęcia. Widząc dowód potwierdzający słowa o śmierci Lambert dotarła do niego powaga sytuacji. Dotarło do niego, że kobiety już nie było wśród nas. Reakcja była szczera. Nie było w niej czegoś, co pozwoliłoby mi sądzić, że udawał.

— Nie wierzę. To nie może być prawda. Nie — wymamrotał, starając się poderwać ręce do głowy, żeby przeczesać siwiejące włosy. Zatrzymały go łańcuchy przyczepione do mocowań na boku biurka. — To tylko złudzenie. Naprawdę myślisz, że

— Kiedy ostatni raz miałeś styczność z Dianą Lambert? — Nie dał mu dokończyć.

— Przecież to niedorzeczne oskarżać mnie o zabójstwo tej kobiety i moich uczniów! To już drugi raz

Nietuzinkowe Morderstwa Walka z czasem #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz