Rozdział 9.

434 33 6
                                    


Adria 

— Co za gówno! — warknęłam, uderzając płaską dłonią w bok pudła będącego drukarką. — Wyrzucę to zaraz przez okno.

 Wypuściłam powietrze ze świstem. Byłam załamana. Od dobrych pięciu minut użerałam się z tą zapyziałą drukarką, która testowała moją cierpliwość. Bardzo szybko ją straciłam. Miałam jeden cel. Skopiować z dwieście akt urodzenia studentów, a to głupie urządzenie przestało współpracować. Choć nie, ono nie zaczęło nawet współpracy, od razu postanawiając się spierdolić. Byłam wściekła.

 Ostatni raz walnęłam w jej bok. Włożyłam w to wiele siły, przez co poczułam ból w nadgarstku. Złapałam się za niego wznosząc spojrzenie na sufit. Zaczęłam szeptać wiązankę przekleństw. Słysząc otwieranie drzwi nie skończyłam jej. Dalej trwałam w jednej pozycji kończąc wyklinać ten piekielny przypadek utrudniający mi życie. Nie musiałam patrzeć w stronę wejścia, wiedząc, że to Rush wrócił od techników. Jego zapach dotarł do moich nozdrzy. Zaczerpnęłam powietrza czerpiąc przyjemność z wdychania jego perfum.

— Modlisz się? — zapytał, zatrzymując się w progu.

— Tak! Modle się, by to gówno się odcięło i zaczęło działać, tak jak powinno, ale nie! Akurat teraz musiała się zaciąć! Zdążyłam wydrukować dwie kopie. Dwie! — powtórzyłam, wyrzucając ręce do góry. — Najpierw krzyczała, że zabrakło papieru, więc go dołożyłam, mimo że w skrytce było kilka sztuk. Kiedy już ją zresetowałam to zaczęła krzyczeć, że brakuje żółtego tuszu. Rozumiesz? Na jaki wał jest mi żółty tusz, gdy robię czaro – białe kopie?

 Rush zamknął za sobą drzwi, głębiej wchodząc do pomieszczenia. Jego kroki odbijały się wśród szumu rozbrzmiewającego mi w uszach.

— Weź oddech, bo się zapowietrzysz — parsknął.

 Wystrzeliłam w jego stronę głowę. Zmroziłam go wzrokiem. Widząc moją zabójczą minę poszerzył niewinnie uśmiech. Przechodząc obok cmoknął mnie w czoło.

— Mniej nerwów, gówniaro.

— Jesteś najbardziej nieodpowiednią osobą, żeby to mówić. — Wróciłam do drukarki. Zaczęłam napastować włącznik. Dalej pozostawała w uśpieniu. Umarła. Nic już z niej nie będzie. — Kiedy już wymieniłam tonery, to się jebana zbuntowała. Od kilku minut walczę, żeby się odcięła, zaczęła działać, czy cokolwiek. Umarła, nie działa. Nic. Nawet nic się nie wyświetla. — Skierowałam palec na panel, który powinien się świecić.

— Więc postanowiłaś walić w nią ręką? — Poderwał brew nie ukrywając kpiny. On bezczelnie się ze mnie nabijał.

— Przestań być tak oceniający! — zrugałam go. — Czasami to zastosowanie działa. Kiedyś, gdy przestała nam świecić żarówka w kuchni to uderzyłam w klosz i zaczęła działać na nowo. Nawet jaśniej świeciła. Zazwyczaj, jak coś nie działa to w pierwszym odruchu jest przypieprzenie w niedziałającą rzecz. W tym przypadku okazało się to zawodne, a to stare badziewie powinno zostać wyrzucone, a najlepiej spalone.

— Nie pali się sprzętów elektronicznych.

— Zaraz cię kopnę — ostrzegłam. — Mógłbyś przestać się ze mną drażnić i powiedzieć, co powinnam zrobić — wytknęłam z wyrzutem.

— Lubię patrzeć, jak się irytujesz — przyznał. — Marszczysz się słodko. Czerwieniejesz na polikach. Brakuje jeszcze, żebyś tupnęła nóżką. Zmieniasz się w słodkiego, rozwścieczonego krasnala. Dlatego lubię cię drażnić, gówniaro. Bo podobasz mi się twój wyraz twarzy. Ty mi się podobasz.

Nietuzinkowe Morderstwa Walka z czasem #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz