Rozdział 12.

352 33 10
                                    


Adria 

 Punkt dziewiąta rano wstawiłam się w progu klatki schodowej. Szarpiący się Tiffany ciągnął mnie w stronę prokuratora, jednak to nie na nim spoczęło moje spojrzenie. Spojrzałam w bok na drugi, mniejszy pojazd, który widziałam po raz pierwszy. Za to, po raz pierwszy nie widziałam właściciela samochodu, a raczej właścicielki. Bethanny stała obok Rusha i mówiła do niego. Prokurator obserwował mnie kątem oka, czego zdawała się nie zauważać asystentka. Nie spodziewałam się jej spotkać pod moim blokiem. Rush też mi nic nie wspominał. Jej obecność była dla mnie zagadką.

 Ściągnęłam bliżej psa i ostrożnie zeszłam po schodach. Przystanęłam naprzeciw towarzyszy.

— Cześć — przywitałam się.

 Powstrzymałam się przed wpadnięciem w ramiona mężczyzny i złożeniem pocałunku na jego ustach. Bethanny mogła mieć jakieś podejrzenia wobec nas i na swój sposób intepretować hałasy dobiegające zza drzwi biura prokuratora, ale nie chciałam przekraczać tej pewnej granicy afiszowania się czułością przy ludziach. Nawet przy tych godnych zaufania.

— Coś się stało, że jesteście tu we dwoje? — zapytałam, szczerze zainteresowana i zaniepokojona.

— Spokojnie. — Zaśmiała się z mojej przejętej miny Bethanny. Od rana promieniowała uśmiechem. — Pan Holt poprosił mnie, żebym tutaj przyjechała, żeby odebrać od ciebie niedźwiedzia. W pierwszej sekundzie nie wiedziałam o czym mówi, ale chodziło o Tiffaniego.

 Przeniosłam oczy na Rusha, który nie krył się z tym, że mi się przygląda. Walczyłam z budzącym się uśmiechem. Wciąż nazywał psa niedźwiedziem, co było w jakiś sposób urocze. Wiedziałam, że to jego metoda droczenia. I wiedziałam też, że polubił się z Tiffanim, choć udawał, że sprawy miały się inaczej i pies jest mu obojętny.

— No dobra, ale dlaczego? Przecież zawsze ci go przywozimy.

— Bo musimy od razu jechać na komendę — oznajmił, rozwiewając wątpliwości. — Nie mamy czasu na odwiezienie psa, więc przyjechała po niego Bethanny.

— Coś się stało? Jakieś szczegóły?

 Przekazałam Bethanny Tiffaniego. Na tylną kanapę jej samochodu wrzuciłam jego torbę. Na siedziska samochodu Rusha wrzuciłam swoje rzeczy.

— Mają dla nas jakieś informację. — Kiwnął na samochód. — Wsiadaj. Później pojedziemy na prokuraturę. Wiesz, co masz robić — zwrócił się do kobiety.

— Wiem. Do zobaczenia.

 Obserwowałam jak wprowadziła Tiffaniego do samochodu. Był okropnie oporny. Widocznie nie chciał tam wsiąść, ciągnąc ją w naszą stronę. Przekazałam jej, żeby wyjęła mu kość. Kiedy to zrobiła i go przekupiła bez problemu wlazł do środka. Mając pewność, że sobie z nim poradziła wsiadłam na swoje miejsce. Rush już na mnie czekał.

— Dzień dobry — przywitałam się poprawnie.

 Musnęłam usta wzdychając z ulgą.

— Dzień dobry, gówniaro. Wypoczęłaś? — Włączył się do ruchu zmierzając prosto na komendę. — Masz podkrążone oczy.

 Rush kazał mi się wyspać i wypocząć po intensywnym dniu, który przeznaczyliśmy na śledztwo na miejscu morderstwa. Nie podobał mu się mój stan po wszystkich wyobrażeniach jakie wykreowałam podczas krążenia po mieszkaniu Lambert. Nic dziwnego, że się martwił, skoro sama czułam, że było ze mną źle. Śledzenie potencjalnych kroków mordercy wyssało ze mnie całą energię. Wyobrażenia wykończyły mnie psychicznie. Pojedyncze odnajdywanie dowodów i poszlak, które prowadziły nas na właściwą drogę i odpowiednie odpowiedzi było trudne. Trzeba było mocno otworzyć umysł i wytężyć kreatywność. Przede wszystkim wytężyć spostrzegawczość, bo gdyby nie ona, to nie powstałyby żadne wizję. Były od siebie zależne. Widziałam ślad, wiązałam z nim wyobrażenie danej sytuacji. Potrafiło to wyssać energię, szczególnie gdy pracowało się przy zwłokach kobiety, która przekazywała mi wiedze.

Nietuzinkowe Morderstwa Walka z czasem #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz