Rozdział 7

745 22 14
                                    

Pov:Halie

Gdy się obudziłam to dopadła mnie przykra świadomość: dzisiaj odbędzie się pogrzeb mojej mamy. Nie mogę się rozpłakać nie teraz. Rozpłaczę się na pogrzebie tak żeby było widać jak bardzo mnie ta śmierć zabolała. Wracając ubrałam się w czarny dres który miał podkreślać moją żałobę. Ogólnie to połowa mojej szafy to są czarne ubrania które nakładam tylko w organizacji (jak już w niej jestem co zdaża się żadko). Po ubraniu się ogarnęłam żeczy które mogłam zrobić zdalnie z domu np. rozesłałam do wszystkich członków wysłałam wiadomość że od jutra będę stacjonarnie w Pensylwanii i będę się pojawiać częściej na spotkaniach. Po tym poszłam zrobić sobie śniadanie. Na śniadanie zjadłam płatki z mlekiem. Gdy ja kończyłam to przyszedł Vincent.

- Pogrzeb jest o 11 a jest 8. - oznajmił Vincent

- Dobrze. Zrobisz sobie sam śniadanie czy mam Ci zrobić? - zapytałam

- Zrobię sobie sam. Dzięki za propozycję. - odpowiedział

Po tym poszłam się szykować już na pogrzeb. Ubrałam długą czarną sukienkę

 Ubrałam długą czarną sukienkę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Do tego taki makijaż

Do tego taki makijaż

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

(Chociaż pewnie i tak mi się rozmaże)A tak ułożyłam włosy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

(Chociaż pewnie i tak mi się rozmaże)
A tak ułożyłam włosy

Do torebki (też czarnej) włożyłam telefon, portfel, chusteczki dwie paczki, mały pistolecik (gdyby ktoś chciał mnie zaatakować) I słuchawki

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Do torebki (też czarnej) włożyłam telefon, portfel, chusteczki dwie paczki, mały pistolecik (gdyby ktoś chciał mnie zaatakować) I słuchawki. Tak przygotowana poszłam do salonu. W salonie siedział już ubrany cały na czarno Vincent.

- Idziemy? - zapytałam

- Tak - odpowiedział

Założyłam czarny płaszcz który sięgał mi do kolan i wyszliśmy z domu. Jak wyszliśmy z domu to zobaczyłam czarny sportowy samochód. Zdezorientowana wsiadłam na miejsce pasażera i zaczełam prowadzić Vincenta do kościoła. W kościele byliśmy jako pierwsi. Przed ołtarzem stała już trumna z ciałem mojej mamy. Podeszłam do niej i zaczełam szeptać pożegnanie.

- Mamo, byłaś super. Bardzo mi przykro że musiałaś umrzeć w takich okolicznościach. Osobiście zabiję osobę która to zrobiła. Obiecuje. - tu zrobiłam krótką przerwę - Kochałam cię. Kocham cię. I będę kochać zawsze. Obiecuję Ci że będę przylatyeać na Twój grób co pół roku i w święto zmarłych. Nigdy o tobie nie zapomnę. - i tu głos mi się załamał - Obserwój mnie z tam z góry i na demną czuwaj. Kocham cię. Papa.

Gdy odeszłam to zauważyłam że już wszyscy są. Nie było to dużo ludzi bo 1 siostra mojej mamy z dziećmi i mężem, kilka koleżanek mojej mamy, moja najlepsza przyjaciółka z rodzicami i jeszcze kilka moich przyjaciół.

*Skip time*
Na cmentarzu

Gdy Przeszliśmy na cmenarz podczas ceremoni widziałam schowanego w krzakach mężczyznę. Gdyby nie to że był to pogrzeb mojej mamy to poszłabym go zidentyfikować. Vincent który stał trochę z boku wyraźnie wpatrywał się w to miejsce gdzie on był. Gdy spuszczali trumnę do dołka wykopanego na grób ta osoba zaczęła się ulatniać. Zignorowałam to bo się rozpłakałam. A że obok mnie stała moja nalepsza przyjaciółka to mnie przytuliła stałyśmy tak przytulone płacząc do końca ceremoni. Dla niej moja mama była jak ciocia. My dosłownie byłyśmy jak siostry. Po skończonej ceremoni przyszedł czas na kondolencje. Ale jedne zapamię tam do końca życia. A było to tak

- Chcielibyśmy złożyć Ci najszczersze kondolencje - powiedziała a mi to już zabrzmiało kłamstwem. Cieszę się że Vincent stoi obok mnie - Bardzo nam przyk W DUPIE mam przykro. Wogule to dobrze że nie żyje bo i tak jej nie lubiłam. A teraz ty będziesz w domu dziecka tak? Hahaha wogule mi nie przykro. - Jak to powiedziałam to Mia (jej córka) pobiegła do mnie i mnie mocno przytuliła

- Mamo jak możesz tak mówić - powiedziała zapłakana Mia - przecież wiesz że Li to boli - Tak Mia nazywa mnie Li

- Normalnie przecież to tyl... - nie zdążyła dokończyć bo przerwał jej Vincent

- Jak pani może tak mówić? Nie straciła pani kiedyś kogoś bliskiego? Napewno pani kogoś straciła. Wie pani jaki to ból? Wstać rano i dowiedzieć się że pani mama została postrzelona i przeprowadza się pani do rodzeństwa o który nie ma pojęcia. Prubowała się pani postawić w sytuacji Halie? Po pani wypowiedzi wnioskuję że nie. A teraz dowidzenia. - powiedział lodowato Vincent

- Z miłą chęcią. Choć Mia - powiedziała zła ciocia

- Nigdzie z tobą nie idę po tym incydencie. Zostaje narazie z Li. - powiedziała po czym dodała - Mogę Li prawda

- Oczywiście że możesz Mi - odpowiedziałam wiedząc że Mia nie lubi swojej mamy.

- A idź ty gdzie sobie chcesz - powiedziała I odeszła

Mia się popłakała. Współczuję jej.

- Nie możesz zostać? - Zapytała Mia

- Nie mogę Mi. Też mi przykro że muszę wyjechać ale co zrobić. Choć zabieram cię do siebie ogarniesz się i wrócisz do domu albo dzisiaj albo jutro. - odpowiedziałam jej.

W samochodzie Usiadłam razem z nią z tyłu. Mia to niska blądynka o zielonych oczach. Ma 7 lat. Bardzo chciałabym z nią zostać ale postanowiłam że jak będę miała 20 lat czyli za 4 lata wyprowadzę się od braci i zabiorę Mie do siebie.

W domu  zaczełam robić obiad a Mia mi pomagała. Wspólnie zrobiłyśmy pyszne spaghetti. Po obiedzie poszłyśmy poplotkować i tak nam minął czas do kolacji. Po kolacji poszłyśmy spać.

________________

Cześć misiaczki
Jeszcze dzisiaj postaram się dodać kolejny rozdział. Wiem że w opisie postaci nie pisałam że mama Halie ma siostrę ale teraz to zmieniłam bo tak mi bardziej pasuje. Jutro raczej nie będzie rozdziału bo jadę na cały dzień na Cavalliade w Sopocie.

840 słów
Bayo

Rodzina Monet/Dziewczynka z organizacji (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz