Rozdział 9

657 22 7
                                    

Pov:Halie

Dzisiaj wstałam o 4.30. Ogarnęłam się I tak ubrana poszłam na siłownię

Jeszcze po drodze wstąpiłam do kuchni po bidon z wodą i ruszyłam na siłownię

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jeszcze po drodze wstąpiłam do kuchni po bidon z wodą i ruszyłam na siłownię. O tej godzinie nigdzie nikogo nie spotkałam. Rozłożyłam matę i porościągałam się potem poszłam na bieżnię a  na koniec trochę powaliłam w worek. Gdy skończyłam była 6.00. Poszłam do pokoju się umyć. Po umyciu przebrałam się w szary dres i zeszłam coś zjeść. Gdy weszłam do kuchni zobaczyłam nieżywą świętą trójcę (Dylan, Shaine, Tony).

- Co wy tacy nieżywi? - zapytałam

- Dzisiaj jest wtorek czyli szkoła - odpowiedział mi Shaine

- Czyli? Bo dalej nie rozumiem - powiedziałam bo naprawdę ich nie rozumiałam

- Po prostu się nie wyspali droga Halie - powiedział lodowato Vincent wchodząc do kuchni

- Aaa. A nie można było tak od razu? - zapytałam św. trójce

- Nie. Nie wiedzieliśmy że nas nie zrozumiesz - odpowiedział mi Dylan

Po tej wymianie zdań zaczęłam robić sobie śniadanie. Stwierdziłam że dzisiaj zrobię sobie naleśniki. Gdy postawiłam robione danie na stole to Shaine zapytał mnie z wyrzutem

- A nam to już nie mogłaś zrobić?

- A sam nie potraficie? - zapytałam ale zamiast nich odpowiedział mi Vincent

- Wiesz droga Halie z ich zdolnościami kucharskimi może być ciężko - powiedział Vincent - A odnośnie szkoły to zaczniesz chodzić tam od jutra. W garderobie masz mundurek. Jak byś czegoś potrzebowała do szkoły to mów śmiało to ci albo zamówię albo pojedziemy po to do sklep. Resz - chciał jeszcze coś dodać ale Tony mu przerwał

- O wow Dziadziuś Vincent chce z kimś pojechać do sklepu - powiedział z niedowierzaniem Tony

- O a mi kupisz nową torbę sportową? - zapytał Shaine

- Nie Shaine masz własne pieniądze ja nie będę twoim sponsorem kiedy ty na kącie masz bardzo dużo pieniędzy - powiedział Vincent

Po skończonej rozmowie zaczęłam jeść swoje śniadanie.

Pov:Vincent

Wkurzała mnie św. trójca. Nawet bardzo a tą rozmową to już w ogóle. Nie wiem dla czego ale do Halie  mam jakąś dziwną sympatię. Na przykład w jej towarzystwie ciężko mi jest zrobić mój zimny ton i lodowate spojrzenie a jak jestem z nią sam na sam to jest to prawie nie możliwe. Może to dla tego że jest kobietą? Nie wiem. Zrobiłem sobie kawę i wróciłem do mojego gabinetu. Dzisiaj pracy miałem naprawdę dużo. Nie wiem jak ja się z tym wyrobie. Zacząłem od sprawdzania poczty. Przeczytałem i odpisywałem na dużo e malie ale ten od Adriena Santana był całkiem inny. Treść brzmiała tak

" Witaj Vincencie
Chciał bym cię zaprosić na bal który organizuję. Bal odbędzie się z okazji 10 rocznicy naszej współpracy. Bal odbędzie się w ten weekend pod tym adresem Ul**************. Na bal możesz zabrać też swoje rodzeństwo. Na koniec taka mała informacja: na ten bal przybędzie Panna Lady więc warto by było żebyś się pojawił.
Adrien Santan"

O nie przecież ja pozwoliłem iść Halie do koleżanki. No trudno pójdziemy bez niej. Napisałem o tym na grupie rodzinnej na której była też Halie więc napisałem też że ona nie musi iść tylko może iść do koleżanki oczywiście Dylan się do tego przyczepił ale postraszyłem go biblioteką i przestał. Do końca dnia dzisiejszego pracowałem zrobiłem tylko przerwę na posiłki.

________________________

Cześć misiaczki
Oto nowy rozdział kolejny wstawię pewnie w czwartek.

540 słów
Bayo

Rodzina Monet/Dziewczynka z organizacji (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz