Rozdział 19

420 15 7
                                    

Rozdział 19

Marcus od kilku tygodni wypisuje do mnie niepokojące rzeczy typu, że jak się z nim nie umówię zrobi sobie krzywdę lub, że krzywda stanie się mi lub Shane'owi. Że mam zerwać z Shanem bo on mnie przecież od zawsze tak bardzo kochał, często chodził gdzieś pod moim domem krzycząc moje imię. Nie brałam jego gróźb na poważnie i to był mój błąd o którym przekonałam się odbierając telefon od Hailie.

- Bella?! Wszystko dobrze? Błagam powiedz, że nic ci nikt nie zrobił! - zapłakała do słuchawki przez co od razu się wystraszyłam.

- Hailie? Co się dzieje?

- Shane! On... On... - jąkała się

- Co z Shanem?! - zapytałam jeszcze bardziej przerażona niż wcześniej

- Miał wypadek - telefon wypadł mi z dłoni. Gwałtownie wybiegłam z domu przyokazji łapiąc szybko kluczyki. Kiedy byłam na dworze nie wiele myśląc wsiadłam pośpiesznie do auta które odpaliłam, nie było to rozsądne. To co robiłam było absolutnym kretynizmem, ale Musiałam się przy nim jak najszybciej znaleźć. Nie obchodziło mnie, że jestem w piżamie i mam mokre włosy, nie obchodziło mnie, jak Max się dowie, że zabrałam jego auto to mnie brutalnie zamorduje. Shane był teraz najważniejszy. Zaczęłam jechać. Jechałam tak szybko, że najprawdopodobniej złamałam wszystkie przepisy których i tak nie znałam, ale nic mnie to nie obchodziło. Pragnęłam tylko zobaczyć Shane'a całego i zdrowego.

Po chwili byłam już pod szpitalem w których znajdował się mój chłopak. Tak szybko wsiadłam z samochodu, że się przewróciłam zdzierając sobie skórę z kolan i rąk aż do krwi i co najważniejsze, nawet mnie to nie zaszczypało. Cały ból utkwił w sercu. Balam się. Cholernie się bałam, że Shanowi stało się coś poważnego. Bo w końcu Hailie by tak nie panikowała gdyby nic mu się nie stało.

- Co się stało?! Gdzie on jest! - wykrzyczałam kiedy byłam już w środku i ujrzałam rodzinę chłopaka którego kochałam całym sercem.

- Na Lorda, Bella! - wykrzyczała Hailie gdy mnie zobaczyła

- Co?

- Krwawisz - tym razem powiedział Dylan.

- Gdzie?

- Tak jakby, prawie wszędzie? - odpowiedział ledwo przytomny Tony.

- Musimy to opatrzeć. - powiedział Will

- Nie. Nie, nie mogę. Muszę tu zostać. Blisko Shane'a...

- Bella, może wdać ci się zakażenie. - powiedział trochę bardziej surowo Will.

- Vincent, chyba wiem kto to zrobił. - zwróciłam się do najstarszego brata

- Porozmawiamy, gdy twoją rany zostaną przez kogoś odkażone.

Nie wojowałam dalej i pozwoliłam o siebie zadbać. Gdy już wszystko było gotowe, Vince wziął mnie na słówko.

- Jakie są twoje podejrzenia?

- Mój były przyjaciel. Marcus. Groził mi, że jak z nim nie będę zrobi komuś krzywdę. Sobie, mi, Shanowi... komukolwiek na kim mi zależało.

- Dość prawdopodobne. Doszedłem do tego, iż jego samochód został zsabotowany.

***

Operacja Shane'a trwała jeszcze, cztery godziny... ja nie zmrużyłam oka przez ten czas w przeciwieństwie do Hailie która drzemała na ramieniu dylana. Siedziałam i tylko czekałam aż lekarze wyjdą z sali i powiedzą, że im się udało. Widocznie moje modlitwy zostały wysłuchane bo jak na zawołanie lekarz wyszedł z sali, ja natychmiast zerwałam się z podłogi na której siedziałam skulona płacząc. Otarłam zaschnięte łzy z policzków  I odezwałam się zachrypniętym głosem.

- Co z nim?

- Operacja się udała. Kilka połamanych żeber oraz ręka, rozcięcie łuku brwiowego wymagało zszycia tak samo jak rana na nodze.

- Dzięki Bogu... - odetchnął Will i obją pocieszająco Tonego.

- Chciałbym z Panem porozmawiać. - powiedział poważnie Vincent, a lekarz poszedł za nim. Gdy mężczyźni odeszli, z sali wyjechał nieprzytomny Shane na łóżku szpitalnym, ten widok mnie załamał i prawie bym upadła gdyby nie Tony który mnie złapał w ostatniej chwili.

Sala w której leżał mój chłopak była bardzo nowoczesna, szerokie łóżko którego obok stała kroplówka. Na przeciwko były drzwi którymi Weszliśmy a w rogu wisiał wielki płaski czarny telewizor. Obok Shane'a stały różne maszyny monitorujące jego stan a pod ścianą kanapa na której usiadłam. Po drugiej stronie pokoju stały takie same dwie czarne kanapy i prywatna łazienka.

***

Minęło kilka dni, a ja nie jadłam, nie spałam i nawet nie piłam. Shane się nie obudził i leży w śpiączce. Czuję się jakbym straciła cząstkę siebie, a nawet całość.

Rodzina Shane'a bardzo nalegała bym odpoczęła ale ja nie mogę go zostawić. Muszę być przy nim cały czas, tak samo jest z Tonym. Siedzimy razem, ledwo żywi czekając aż najważniejsza osoba w naszych życiach się wreszcie obudzi, i na nasze nieszczęście taki scenariusz nie zapowiada się na najbliższy czas. Hailie była przy nim najmniej bo często Vincent zarządzał by jechała do domu z którymś z braci.

Mam wrażenie, że to wszystko jest moją winą. Bo gdybym zwyczajnie nie dopuściła Marcusa do Shane'a, on nie musiałby leżeć nieprzytomny w szpitalu. W pewnym momencie po prostu zaczęłam śpiewać...

- I am not the only traveler
Who has not repaid his debt
I've been searching for a trail to follow again
Take me back to the night we met - zaczęłam śpiewać naszą ulubioną piosenkę - And then I can tell myself
What the hell I'm supposed to do
And then I can tell myself

Not to ride along with you - tu się dziwiłam, Tony do mnie dołączył... - I had all and then most of you
Some and now none of you
Take me back to the night we met
I don't know what I'm supposed to do
Haunted by the ghost of you
Oh, take me back to the night we met
When the night was full of terrors
And your eyes were filled with tears
When you had not touched me yet
Oh, take me back to the night we met
I had all and then most of you
Some and now none of you
Take me back to the night we met
I don't know what I'm supposed to do
Haunted by the ghost of you
Take me back to the night we met...

Gdy skończyliśmy śpiewać, maszyny zaczęły pikać. Szybko przycisnęłam przyciski wołające pielęgniarki które po chwili zjawiły się w sali z jakimiś strzykawkami, które po chwili zostały wbite w Shane'a. Maszyny się uspokoiły a Shane zaczął otwierać swoje piękne niebieskie oczy...

Tylko My - Shane Monet  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz