ROZDZIAŁ XIII

112 8 2
                                    

Pansy Parkinson nie zachwycał widok narzeczonego, który od samego rana obdarzał ją wściekłym spojrzeniem. Miała nadzieję, że chociaż przy śniadaniu będzie spokojnie, ale przeliczyła się. Gregory był niezadowolony, chociaż nie była pewna z jakiego powodu.

Wyjaśnienia przyszły szybciej niż myślała i nie mogła mieć z nich powodu do dumy.

— Dzisiejszego poranka przyleciała sowa z twojego rodzinnego domu — odparł Goyle, przekładając w palcach zwój pergaminu, który jeszcze niedawno był zabezpieczony pieczątką, którą znała doskonale i wystarczyło zobaczyć kolor wosku, a już wiedziała, że w wyżłobionym kółeczku znajduje się mały herb rodu Malfoyów. — Do ciebie.

Mężczyzna powoli wyciągnął dłoń w kierunku narzeczonej, chcąc przekazać jej list, który najpierw sam osobiście odczytał i nie było wątpliwości, że jego manipulatorka również to zrobiła.

Kobieta powoli przyglądała się kartce, na której nie brakowało bazgrołów. Draco miał w swoim zwyczaju pisać tak, aby jego charakter pisma był zarazem intrygujący i irytujący, bo człowiek czasami musiał się zatrzymać i chwilę pomyśleć, co Draco ma na myśli, aż w końcu rozwiązuje się zagadkę i dochodzi do wniosku, że ten w niektórych miejscach napisał n i r tak samo, a m dodał kolejną laseczkę. Czasami b przypominało h, albo na odwrót. Ale miało to coś w sobie, bo było to wyjątkowe i nie często spotykane. Samo to jak Malfoy trzymał pióro — nie tak jak wszyscy, było dziwne. Kiedy jego przyjaciele mieli odciski na palcu środkowym, on opierał pióro na serdecznym i właśnie na nim pojawił się odcisk. I to nie tak, że Pansy nie skarciła go nigdy za takie trzymanie pióra. Parkinson mogłaby to robić do śmierci, a Malfoy nadal wolał trzymać długopis w normalny (według siebie) sposób. Potrafił trzymać pióro poprawnie, tak jak wszyscy, ale lepszy charakter pisma miał przy swoim trzymaniu.

Kiedy list został przez nią przeczytany, niepewnie spojrzała na Gregory'ego, który jeszcze nie zdążył wybuchnąć, ale był temu bliski.

— Jak można być tak głupim? — zapytał z pogardą. — Stosuje jakieś głupie przezwiska, chociaż wszyscy w twojej rodzinie znają znaczenie twojego imienia, a w dodatku ten idiota zapieczętował to pieczątką swojego rodu!

Mężczyzna drwił z Dracona. I chociaż Pansy była na niego z tego powodu wściekła, to nie mogła nic zrobić. Była bezradna, gdyż wiedziała, że nawet jeśli udałoby się jej zrobić krzywdę Goylowi, to za drzwiami zapewne stoją jego wierni słudzy.

— I co miał na myśli nazywając mnie zwyrolem? — parsknął śmiechem, patrząc na brunetkę, która siedziała cicho, jak mysz pod miotłą i odważyła się powiedzieć ani jednego słowa, chociaż każdy w Hogwarcie wiedział, że córka Parkinsonów jest wyszczekana i bardzo szybko powie o tym, co jej nie pasuje. Tej Pansy Parkinson już nie było. Zniknęła z dniem, w którym musiała opuścić ukochaną, rodzinę, przyjaciół i Draco. — I znam już powód, dla którego żadna z gazet nie ogłosiła naszych zaręczyn.

Tu Pansy powoli i z przerażeniem podniosła wzrok na Gregory'ego, który podniósł się nagle do krzesła i brutalnie złapał jej krótkie włosy obcięte na pazia. Uderzył jej twarzą o talerz, leżący przed nią, rozbijając go tym samym.

Poczuła ogromny ból, wywołany rozbiciem talerza jej własną głową. Nie ważyła się odezwać, a krzyk zatrzymał się w jej gardle. Jej jedynym szczęściem było to, że ucierpiała jedynie prawa część jej twarzy, a szkło nie dotknęło jej oka.

Kobieta czuła jego oddech na swojej szyi, a zaraz potem na uchu, do którego zaczął szeptać, plując jednocześnie:

— Myślisz, że twoje zagrywki ujdą płazem? Nie odejdziesz tak łatwo, bo ci na to nie pozwolę.

ALL OUR WISHES; drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz