ROZDZIAŁ XV

112 9 0
                                    

Draco nie przepadał za weekendami. Uważał je za bezsensowne marnotrawstwo czasu, który mógłby poświęcić pracy, lub innemu, przypadkowemu zajęciu, które znalazłby w trakcie pracowania, a nie zdarzało się za często, gdyż prace cenił sobie najbardziej i było to jego ulubione zajęcie.

Tak jak weekendy spędzał siedząc w swoich komnatach, pochłaniając książki i co jakiś czas zamieniając z Potterem kilka zdań, tak teraz nie odzywali się do siebie i Draco wiedział, że sięganie po jakąkolwiek książkę byłoby głupie, bo nie zrozumiałby ani słowa, nawet, jeżeli słowa zapisane były w języku angielskim. W ciągu tych kilku dni w jego głowie działo się za dużo i cały czas o czymś myślał, zapominając o realnym świecie. Kiedyś żartował z Luny Lovegood, a teraz sam się w nią zmieniał. W końcu byli nawet podobni z wyglądu. I gdyby w tamten weekend nie musiał użerać się ze swoją rodzicielką, na pewno ukrył by się w salonie, czy nawet jednym z pokoi gościnnych i myślał, a czasem nawet próbował pracować. Niezapowiedziana wizyta matki, która wróciła na weekend do Malfoy Manor nie była dla młodego Malfoya nowością. Kobieta często to robiła, chcąc przyzwyczaić syna do swoich wizyt i próby dotrzymania mu towarzystwa, aby ten nie zapraszał przypadkowych kochanek (czy kochanków). Oczywiście odwiedzała go tylko wtedy, kiedy nie było jej w Malfoy Manor, bo wtenczas pomieszkiwała rezydencje należące do rodu Malfoyów, gdzie odpoczywała od hałasów i innych niedogodności, które spotykały ją w domu.

Draco zastał matkę w jadalni, kiedy w samotności jadła śniadanie podane przez służbę. Widząc wchodzącego syna, spojrzała na niego, odkładając sztućce na talerz i posłała mu lekki uśmiech. On podszedł do niej i nachylił się, całując ją w policzek. Następnie wyprostował się i usiadł obok, zabierając się za jedzenie śniadania.

Jadł angielskie śniadanie, tak, jak tradycja nakazała potomkom rodu Malfoyów. Niedziela była wyjątkowym dniem, bo spędzało się go zazwyczaj z rodziną i był przeważnie dniem wolnym od pracy, jeśli nie było się aurorem pracującym na zmiany dzienne lub nocne i nie pilnowało się porządku. Wtedy była idealna okazja na zjedzenie śniadania, które było znacznie większe niż zazwyczaj. Sadzone jajka, smażone grzyby i pomidory, były czymś co Draco uwielbiał. Smakowały lepiej z bekonem i tostami, a nieco gorzej z kiełbaskami czy fasolą, ale kiedy podawano mu je, nie wybrzydzał i ze smakiem zjadał wszystko.

- Jak ci minął tydzień? - zapytała Narcyza, jedząc croissanta. Ona jako jedyna nie pochwalała tłustych śniadań, a zawsze jadła je z nutą słodyczy.

- Dobrze - powiedział, wkładając do ust kawałek jajka.

- Tylko tyle? - zapytała, unosząc brwi. - Myślałem, że działo się coś konkretnego.

Mężczyzna zaprzeczył ruchem głowy, wkładając do ust jedzenie.

- Włożył byś trochę wysiłku w zakrycie szyi - odparła, biorąc w ręce pieczywo. - Gdybyś posilił się i założył golf, nawet nie zapytała bym o twoją szyję, po starciu z Bellatrix.

Draco odłożył sztućce na stół, posyłając matce zdziwione spojrzenie.

- Skąd wiesz?

- Jeżeli ci powiem, co to zmieni? - Narcyza nie chciała mówić. Nigdy nie mówiła za dużo o tym, skąd brała informacje. Wielu widziało w niej tajemniczą kobietę, która śledzi każdy ruch swoich ofiar i ma szpiegów, donoszących jej o poszczególnych rzeczach lub sprawach, o których wiedzieć powinna. Posiadając informacje, zdołałaby zniszczyć każdego. - Ja dalej będę wiedzieć, że moja siostra cię ukarała.

Draco poprawił kołnierz swojej koszuli, chcąc sprawić, że jakimś cudem będzie zakrywał więcej. W tamtej chwili miał ochotę palnąć się w głowę, za swoją głupotę. Mógł zasłonić sińce od razu.

ALL OUR WISHES; drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz