ROZDZIAŁ XI

123 8 2
                                    

Wracając do domu, Harry'ego zastał siedzącego na kanapie i pogrążonego w myślach. W rękach trzymał "Fausta" Goethego, którego maltretował już któryś dzień z kolei i dalej nie mógł zrozumieć. Może "Cierpienia Młodego Wertera" byłyby lepsze?

Malfoy usiadł na fotelu, który sąsiadował z kanapą z naprzeciwka i począł wpatrywać się w twarz pełną skupienia. Wydawało się, że myśli są ważniejsze od wszystkiego, co dzieje się wokół, bo nie ruszył się, nie podniósł głowy, ani nie wypowiedział żadnego słowa. Wydawało się, że czuje czyjąś obecność, ale mało go to interesowało.

Koniec końców, Malfoy nie mógł odpuścić takiej chwili, dlatego też zaczął rozmowę, w najbardziej oczywisty sposób:

- Jak się czujesz?

Jak się czujesz? To były słowa, które wreszcie wyrwały bruneta z zamyśleń i pozwoliły dostrzec mu, że rozmówca domaga się odpowiedzi, atencji.

- Po południu, kiedy przynieśli obiad udało mi się wstać - odparł niechętnie.

- Coś cię boli?

- Nie, ale i tak podasz mi eliksiry, więc nie musisz pytać.

- Racja - uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie o codziennych lekarstwach, dlatego też wstał i zwrócił się ku komodzie, gdzie trzymał większość eliksirów.

Wyciągnął dwie fiolki i wrócił do Pottera. Usiadł obok na kanapie, czując jego palce u stóp, pod swoim udem.

- Jadłeś coś? - zadał kolejne pytanie, jakby ten wcale nie poinformował go, o obiedzie, który został mu przyniesiony.

W pewnym sensie prowadził z nim wywiad, chociaż pozostałby on jedynie pomiędzy nimi. Nie znalazłby się na pierwszych stronach gazet, bo żadne z nich nie było Ritą Skeeter.

- Jadłem wszystkie posiłki - poinformował, co zadowoliło blondyna.

Malfoy otworzył oba eliksiry i po kolei podał je Harry'emu, który bez żadnych protestów wypił ich zawartość. Krzywił się, jednak nie miał zamiaru nadal zachowywać się jak małe dziecko, które robi wszystko, aby nie wypić lekarstwa.

- Rozprostuj nogi - nakazał Malfoy, a Harry od razu wykonał polecenie.

Blondyn uklęknął przy sofie, po czym złapał nogę, leżącą bliżej niego i opuszkami palcy prawej ręki, powoli gładził łydkę. Robił to nieśpiesznie, skupiając się na czynności. Czuł, że Harry jest spięty, że nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń, jednak im dłużej blade palce jeździły po jego nodze, tym czuł się lepiej, powoli rozluźniając się.

Blondyn spojrzał na niego, nie przerywając czynności. Harry to zauważył i odwzajemnił spojrzenie. Patrzyli sobie w oczy w ciszy. Nic nie mogło zakłócić tak wspaniałej chwili. Już nawet Harry'emu nie doskwierało to, że Malfoy trzyma swoje dłonie na jego nodze. Wręcz sprawiało mu to radość, której jeszcze nigdy nie doznał. I może nie poczuł jej od razu, ale stale wchodziła w jego umysł i dawała mu do zrozumienia, że ten dotyk chce mu pomóc, a nie w jakiś dziwny sposób złamać nogę.

Powoli oddawał się pewnego rodzaju przyjemności, która sprawiła, że czuł jak ta chwila wydłuża się i nie ma końca, jednak wprawdzie nie trwała ona nawet pięciu minut.

Blondy w końcu zabrał swoje dłonie od kończyn dolnych Harry'ego i wstał, poprawiając swoją marynarkę. W tamtym momencie drzwi od pomieszczenia otworzyły się, a przez nie do pokoju dostał się Hoffmann, który zawiadomił panicza, o obecności jego przyjaciela.

Malfoy skinął głową, mówiąc że za chwilę wyjdzie na spotkanie. Mężczyzna zniknął.

- Jakie spotkanie? - wypalił nagle Potter, nie potrafiąc trzymać języka za zębami.

ALL OUR WISHES; drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz