ROZDZIAŁ XXXVIII

63 5 2
                                    

Jeden z późnych wieczorów, który Blaise mógł przeznaczyć na odpoczynek lub dobrą zabawę, był jednym z najbardziej nużących, a w ciągu swojego dosyć krótkiego życia przeżył ich wiele i ta decyzja była równie pochopna, co prawdziwa.

Oparł głowę o zaciśniętą w pięść dłoń, podpisując ręcznie kolejny przeczytany przez siebie dokument. Czytał tak, że zapominał to, co przeczytał, a zapominanie było jeszcze szybsze niżeli czytanie, które nie zajmowało mu dużo czasu.

Z tego wszystkiego i jemu chciało się spać. Nie spał w nocy zbyt dobrze i w dodatku pilnował Draco na zmianę z przyjaciółmi, bo zarówno on jak i oni, nie wierzyli Potterowi, który zadeklarował, że sam się tym zajmie i będzie czuwał przy blondynie. Nikt mu nie ufał, co było oczywiste — nie był jednym z nich. Niewątpliwe było też to, że Potter sam sobie nie ufa, więc ta nieufność ze strony innych była usprawiedliwiona.

Blaise przymknął na moment oczy, a kiedy je otworzył zauważył, że z jego pióra wylał się atrament, brudząc dokumnet, który miał dostarczyć do Ministerstwa Magii. Zaklał pod nosem, biorąc różdżkę, mając nadzieję, że uda mu się to jakoś uratować. Zaklęcie czyszczące tylko w połowie pomogło mu rozwiązać ten problem, ale już go to nie obchodziło, bo podpisał dokument swoim imieniem.

W jego kominku nagle zabłysnął zielony płomień, z którego wyszedł zaspany Potter, przecierający swoje oczy ręką, próbując przy tym nie strącić okularów, które miał założone na nosie. Miał na sobie jedynie długą koszulę do spania, spodenki z jedwabiu i ciemne skarpety, które miał w zwyczaju nosić Draco i wyglądało na to, że teraz nie tylko on je nosił.

— Coś się stało? — zapytał na początku Blaise, nie wiedząc, czemu mógł zaszczycić tą wizytę, której właściwie nie planował.

Potter zaprzeczył ruchem głowy, siadając bez zaproszenia na krześle, stojącym za biurkiem Blaise'a, gdzie zazwyczaj przyjmował ważnych gości.

— Mam do ciebie pytanie, które nie dawało mi spokoju.

— Jakie pytanie? — pozwolił mu mówić, układając wypełnione dokumenty na kupki, chcąc choć trochę przypominać pedantycznego Dracona, który nie zaczął nauki bez czystego biurka czy pościelonego łóżka.

— Jesteś z bogatej i wpływowej rodziny i znasz się trochę na starych klątwach albo prastarej magii, prawda?

Blaise spojrzał na niego podejrzliwie spode łba wyczuwając kolejną niepewność, która prawdopodobnie nie była ostatnią niepewnością jaką wyczuje przy Potterze.

— Co masz na myśli?

— Wszyscy mówicie o tym, że Malfoyowi może pomóc tylko potężny czarodziej, który zna się na magii.

— W rzeczy samej — Zabini przyznał mu rację. — Ktoś pokroju Lockharta nie mógłby pomóc Draco. To by mu zaszkodziło.

— I tak sobie pomyślałem, że może ja bym spróbował? — spojrzał na zdziwioną minę Zabiniego, który przestał się ruszać i nagle praca stała się mniej ważna, schodząc na drugi plan.

Potrzebował krótkiej chwili, aby przetrawić to, co właśnie usłyszał od Pottera, który najwyraźniej był głupszy, niż Blaise myślał.

— Potter, twoje próby mogą być nieudane, a Draco nie jest przedmiotem — jego głos był ostry i Harry wiedział, że nie spodobała mu się jego propozycja.

— Wiem, ale zawsze możesz mnie nauczyć starych sposobów na uleczenie. Może mi się uda i mu pomogę.

Zabini roześmiał się, kręcąc głową z dezaprobaty.

ALL OUR WISHES; drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz