ROZDZIAŁ XL

53 6 1
                                    

— Jeszcze raz! — krzyknął blondyn, próbując zmotywować w jakiś sposób Harry'ego do skupienia się na ćwiczeniu zaklęcia.

Minął tydzień, w ciągu którego Harry naprawdę dobrze radził sobie z najprostszymi zaklęciami i tymi, które wymagały trochę więcej zaangażowania, ale jedno z nich, które Malfoy najpierw omówił, a potem kazał ćwiczyć, było dla niego wielkim wyzwaniem i choćby nie wiadomo jak się starał, jaką moc w to wkładał, to nie potrafił rzucić tego zaklęcia, którym była Przeciw Klątwa.

— No dalej, Potter, nie mamy czasu — jego próby motywowania wcale nie były jakoś bardzo pomocne. Zazwyczaj rzucali w siebie wyzwiskami i kończyło się to na tym, że dalej ćwiczyli do skutku, aż oboje będą tak zmęczeni, że ledwo potrafili stać na obu nogach. — Od jutra te treningi będą składały się wyłącznie z praktyki. Teorii nauczysz się sam pod moją nieobecność i nie myśl, że będziesz miał łatwo.

— Nie wierzysz w moje możliwości.

— Bo twoje możliwości kończą się na rzucaniu łatwych zaklęć.

— Chciałbyś, żeby tak było.

Malfoy zaśmiał się pod nosem, kręcąc głową z dezaprobatą.

— Jak na razie potężniejsze zaklęcia idą ci to opornie.

— To nie jest mój dzień. Jutro będzie lepiej.

— Powiedziałeś to wczoraj. Mam nadzieję, że od jutra naprawdę będzie lepiej.

Harry przewrócił oczami, ponownie skupiając się na rzuceniu zaklęcia.

Wycelował końcem różdżki prosto w klatkę piersiową Malfoya i wykonując okrężny ruch dłonią, rzucił Przeciw Klątwę, która wciąż nie była tak silna, jak Harry chciał, aby była.

— Lepiej, ale musisz się bardziej postarać — poinformował go Malfoy. — Na dziś wystarczy.

Harry opadł ze zmęczeniem na fotel, który pojawił się za nim w przeciągu sekundy. Odetchnął głośno, czując swój nieprzyjemny zapach potu. Nie miał siły, żeby się umyć, choć głos w głowie cały czas mu powtarzał, że powinien to zrobić dla dobra własnego — nie żeby przejmował się tym, jak wypada jego osoba, bo gdyby mieszkał sam, to zapewne w tamtej sekundzie, w której opadł na fotel, już by z niego nie wstał, ale póki co, kiedy mieszkał z tym pedantem, musiał się jakoś prezentować, bo nie wiadomo co takiemu człowiekowi może odbić. Harry'emu nie uśmiechało się dostawać kubłem zimnej wody w ciągu nocy, kiedy będzie smacznie spał i marzył o odległych krainach spokoju, w których może spełniać najskrytsze marzenia i pragnienia.

— Jutro zacznij dzień od notatek — Harry zmusił się do otworzenia ciężkich powiek, które same się zamknęły. — Przeczytaj je dwa razy, a dopiero potem zabierzesz się za materiały, które będą na moim biurku.

— Jutro, to ja zacznę dzień od wstania z kanapy. A potem może coś zjem albo wypije — przymknął oczy, kładąc przedramiona na podłokietnikach. Na wpół siedział na fotelu i widocznie na pozycja była tak wygodna, że nie myślał o jej zmianie.

— Potter — powiedział ostrzegawczo. — To nie są żarty. Jeżeli się czegoś podjąłeś, to musisz poświęcić się temu w stu procentach.

— Wiem — odparł, ziewając przy tym. — Ale to nie znaczy, że musisz planować mi dzień. Sam potrafię zagospodarować sobie swój czas.

— Oczywiście — prychnął pod nosem, kiwając głową, jednocześnie nie wierząc w to co słyszał.

Drzwi od komnaty otworzyły się gwałtownie, a przez nie przeszedł Zabini i Astoria, na której rękach siedział mały, płaczący i krzyczący Cillian.

ALL OUR WISHES; drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz