ROZDZIAŁ XXII

93 10 2
                                    

Dochodziła ósma, a dopiero wtedy Draco wrócił do swoich komnat. Musiał uspokoić się i wyglądać bardziej przyzwoicie, bo przed powrotem do pokoju, musiał odwiedzić Ministerstwo.

Swoich pracowników potraktował bardzo oschle, próbując zmusić ich do pracy, chociaż wiedział, że kiedy odszedł, nikt nie wykonywał jego polecenia i mieli jego osobę głęboko w poważaniu. Oberwało się nawet Puceyowi i Franz, ponieważ ci zamiast pracować, pili kawę i czytali księgi z zaklęciami. Tłumaczyli się, że to dla dobra sprawy i Malfoya, ale to nie dało wiele. Malfoy był uparty i to czego żądał musiało być wykonane. Nie obchodziło go to, że grzebią na temat zaklęcia (czy czymkolwiek było to, czym dostał), on oczekiwał tego na raporcie, więcej nie było mu do szczęścia potrzebne.

Do Harry'ego z początku się nie odzywał, nie chcąc znowu przechodzić cichych dni, bo powie coś nieodpowiedniego. Dlatego też Harry odważył się odezwać pierwszy.

— Jak ci minął dzień?

Draco podniósł wzrok, zaprzestając wpatrywać się w poprawioną przez siebie reformę, której wciąż nie oddał ojcu, ale kiedy tak go potraktował, musi wymierzyć mu karę, a nie był on nadzwyczajnie cierpliwy.

— Twoja przyjaciółka zaatakowała Pokątną — odpowiedział, nie chcąc przebierać w słowach, bo wiedział, że prędzej czy później Potter i tak dowie się o całym tym zajściu. — Aresztowaliśmy młodszego Creeveya, który przeniósł na mnie jakieś zaklęcie, czy jakiś nowy wytwór Granger.

— Nie wygracie z nią — powiedział bez zastanowienia Harry, będąc całkowicie poważnym. — Wie co robi i dopracowuje każdy swój plan.

— Nie dopracowała zaklęcia.

— Bo to był jej plan — odłożył czytaną przez siebie książkę na kanapę i zrzucił koc z kolan, wstając i podchodząc do Draco. — Jeśli planowała kogoś zabić, to już dawno by to zrobiła. Na ten moment was ostrzega.

Draco patrzył na niższego jak zahipnotyzowany. Te zielone oczy. Cały czas musi na nie patrzeć, chociaż wcale nie chce. Są piękne, jednak przypominają cierpienie. I Draco nie wie, czy chciałby mieć takie oczy, czy chciałby na nie patrzeć przez wieki. A może lepiej patrzyć na ich właściciela?

Nieświadomie przeniósł swój wzrok na jego wargi, lekko uchylone i suche. A co gdyby je lekko nawilżyć? Od razu wyglądałyby lepiej i zapewne Harry czułby się lepiej. Bo nie przyjemnie mieć suche wargi, prawda?

Draco żeby odciągnąć swoją uwagę od byłego Wybrańca, który sam skanował jego twarzy, powiedział coś, czego nigdy nie wypowiedziałby do Harry'ego. Szczególnie w szkole.

— Pomóż mi.

Szmaragdowe oczy spotkały się z tymi szarymi, szeroko otwarte.

— Co?

Zaskoczyło to Harry'ego. Nie spodziewał się, że taki ktoś jak Malfoy może prosić o pomoc. Że tak zadufany w sobie człowiek zdoła wydusić z siebie takie słowa. To było dla niego wręcz nierealne. Ale jednak zostało wypowiedziane przez Draco, który chyba tak samo jak Harry był tym wszystkim zaskoczony.

— Pomóż mi, proszę...

— Nie mogę, Draco — odparł lekko speszony. Zrobił krok w tył, z myślą, że zawiódł go, bo ten może i oczekiwał tego, że się zgodzi. — To moja przyjaciółka, nie mogę zrobić jej czegoś takiego.

— Rozumiem — odpowiedział, drapiąc się po policzku, na którym widać było kilkudniowy zarost. — To głupie, że o to zapytałem. Uznajmy, że nic nie mówiłem.

Draco podszedł powoli do swojego łoża. Usiadł na nim, po czym zaczął zdejmować buty i wszelkie ubrania, w których nie chciał spać.

— Pomógłbym, gdyby nie chodziło o Hermionę, ani żadnego z moich przyjaciół — Harry próbował się tłumaczyć, lecz nie miał po co, bo w głównej mierze nic nie zawinił.

ALL OUR WISHES; drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz