ROZDZIAŁ XXXIX

52 7 4
                                    

Patrzenie na te twarze było już w pewnym sensie bólem, a co dopiero słuchanie ich głosów. Harry dałby wiele, aby Malfoyowie wcale nie wracali do Malfoy Manor i nie zachowywali się jak rodzice pięciolatka, który zdarł sobie kolano, podczas upadku z rowera. Ich syn był dorosły i wcale nie wyglądał, jakby potrzebował ich pomocy, a nawet próbował ich od siebie odpędzić, co było nieskuteczne.

Najpierw starzy Malfoyowie obarczyli winą swojego syna za to, że musieli wrócić do Wielkiej Brytanii. Nie mogli zrozumieć jak to się stało, że Draco był tak nieostrożny i teraz przez to cierpiał przez klątwę. Potem zaczęły się gorzkie żale. Rodzice użalali się nad nim, przeplatając między słowami efektowne słowa obrazy, które były tak inteligentnie wpasowane w zdanie, że Harry czasami zastanawiał się czy ci aby na pewno nie wyzywają też i jego.

Na samym końcu Lucjusz był rozwścieczony i rzucał wyzwiskami na prawo i lewo, a Narcyza krzyczała na niego, mając nadzieję, że mąż opanuje się w miarę możliwości.

Harry podczas tego ostatniego został zaatakowany i odważył się odpowiedzieć, chociaż nie miał przy sobie różdżki, a jego uderzenie wcale nie było takie mocne, jak za czasów Hogwartu, kiedy to wdawał się w bójki właśnie z młodym Malfoyem.

— Jeśli Pottera by tu nie było, nie miałbyś takich problemów. Tak o tobie mówię chłopcze — powiedział, zwracając się do Harry'ego, który przypatrywał mu się z obrzydzeniem i zdziwieniem, chociaż Lucjusz wcale tego nie odróżnił. — Mój syn jest przeklęty, a to tylko i wyłącznie twoja wina.

— To nie mój problem, że twój pan każe mi tu siedzieć — Harry podniósł się walecznie z kanapy, mając nadzieję, że wygląda jak poważny wojownik, a nie jak coś wątłego, będącego na równi ze zwierzętami. — Służysz mu, a wydajesz się być na tyle głupi, aby tego nie wiedzieć.

— Trzymaj język za zębami, ty plugawy mieszańcu. Jesteś w moim domu i należy mi się szacunek, od kogoś takiego jak ty!

— Jak ja? — Harry drwił z niego, co jeszcze bardziej podsyca jego złość. — Uważasz mnie za kogoś wyjątkowego? Jestem wdzięczny za te słowa, Lucjuszu.

Potter złożył mu udawany pokłon, a stary Malfoy chwycił szybko za różdżkę, nakierowując ją na niego. Był bliski rzuceniu na niego klątwy, ale przeszkodziła mu w tym żona, która sama trzymała różdżkę w górze i wytrąciła tą męża, łapiąc ją w powietrzu.

— Lucjuszu, takie zachowanie nie przystoi wielkiemu arystokracie, nieprawdaż? — zapytała gniewnie, odwracając się od niego i siadając na łóżku, obok syna, który przyglądał się tej żenującej sytuacji. Narcyza Malfoy wydawała się być niezadowolona zachowaniem męża. Żeby lepiej uwzględnić jej postawę, można powiedzieć, że pogardzała nim.

Lucjusz przeklął ją pod nosem, a ta wydawała się to doskonale słyszeć, jednak nie odezwała się, aby odpowiedzieć na jego wyzwiska. Uważała się za mądrzejszą od męża i była mądrzejsza.

— Jak się czujesz? — zapytała łagodnie, uśmiechając się lekko do syna i łapiąc go za dłoń.

— Dobrze — powiedział, ale dodał po chwili — mamo.

Kobieta posłała mu śmielszy uśmiech, ten piękny, którym obdarzała innych, kiedy była szczęśliwa i czuła się swobodnie. Jego matka naprawdę była piękną kobietą. Przypominała swoją matkę, babkę Dracona, po której odziedziczyła kolor włosów i rysy twarzy. Kolor oczu miała ciemny, tak jak reszta jej rodziny od strony Blacków. Draco czasami zastanawiał się jakby wyglądał, gdyby odziedziczył ich geny.

Odwzajemnił nieśmiało uśmiech, zaraz skrywając go za maską obojętności, uświadamiając sobie, że w pobliżu jest ojciec, który zapewne patrzy na niego, jednakże nie była to prawda — Lucjusz skupiony był na Potterze.

ALL OUR WISHES; drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz