ROZDZIAŁ XXVIII

91 6 1
                                    

Harry ścisnął ręką ramię Draco, którym mocno go uciskał. Zachowywał się tak, jakby miała nadejść kolej na niego. Lewą połową twarzy przyciskał do marynarki i koszuli blondyna, trzymając się kurczowo białego materiału, jakby chciał zerwać go z ciała Malfoya. Tak bardzo się bał. Tak jak nigdy, a przecież widział już martwe ciała, otaczające go dosłownie wszędzie, kiedy przedzierał się przez zawalone mury Hogwartu.

Jego oczy były pełne łez, a one powoli spływały po jego policzkach. Gdyby mógł, krzyczał by z bezradności i żalu. Był zszokowany tym co się stało, jednocześnie zniesmaczony samym sobą i Voldemortem, który bez mrugnięcia okiem pozwolił ich tak po prostu zabić. Harry pragnął, żeby to co się właśnie wydarzyło, było okropnym koszmarem, z którego powinien się lada moment wybudzić. Z tego powodu wtulił się mocniej w Malfoya, jakby miałoby mu to w jakikolwiek sposób pomóc, ale nie mógł oczekiwać pomocy, gdyż na cierpienie był skazany. Urodził się Wybrańcem, a to niesie ze sobą dożywotnią cenę, którą mogła spłacić jedynie jego własna śmierć, a mimo tego nie chciał umierać, bo wiedział, że musi uratować tych wszystkich ludzi, liczących na niego.

Nie miał wielu życzeń. Chciał zobaczyć rodziców i Syriusza i to w pełni mu wystarczyło. W drugiej kolejności mógł życzyć sobie pokoju na świecie i tego, żeby jego wszyscy przyjaciele byli bezpieczni. I to były jego wszystkie życzenia. Nie był już w szkole, więc nie życzył sobie doskonałych wyników, ani powodzenia u płci pięknej. Przeraziło go to tak bardzo, że wywołał wzdrygnięcie się Malfoya, kiedy wydobył z siebie głośny szloch i jęk żałości.

Dreszcz przeszedł przez jego ciało, które trzęsło się dosyć gwałtownie.

— Zabił ich — wymamrotał z rozpaczą, zaciągając się szlochem, który był głośniejszy, jak nigdy dotąd. Malfoy ledwo rozumiał co ten do niego mówi. Musiał się bardziej skupić, wtedy był stanie zrozumieć choć trochę. — A ja nie zrobiłem nic, żeby ich ratować.

— Potter, to nie jest twoja wina — uspokajał go Malfoy, gładząc dłonią jego plecy. Mógł zrobić jedynie tyle. Nie mógł pozwolić sobie na nic więcej, bo nie chciał bardziej go ranić.

Poruszył głową, całkowicie chowając swoją twarz w jego ubraniu.

— Oni mogliby żyć — powiedział dosyć niewyraźnie, mając nadzieję, że Malfoy nie usłyszy jego słów. — Patrzył na mnie, kiedy go zabijał. Widział mnie... On mnie znienawidził...

— Kto? — zapytał Draco, spodglądając na włosy bruneta, które jeszcze niedawno wyglądały bardziej stosownie niżeli teraz.

Nie odpowiedział. Rozpłakał się jeszcze bardziej i wtulił w ciało Malfoya. Targało nim tyle emocji, że Malfoy nie był w stanie sobie tego wyobrazić.

Harry zachowywał się tak, jakby nie widział tego, co Draco zrobił, a przecież zabił on tego chłopaka. Potter patrzył na to otwartymi szeroko oczami i wrzeszczał potwornie. Draco był na tyle łaskawy, aby zasłonić mu ten widok, bo wiedział, że nie łatwo będzie mu przetrawić myśli, że ten tak bezwzględnie zabił niewinną osobę na jego oczach, bez ani jednego mrugnięcia. Może było to chwilowe i brunet za niedługo będzie obwiniał go za to wszystko co się stało, ale teraz ani Malfoy, ani on nie chcieli o tym wspominać. Po prostu siedzieli na podłodze w pomiętych i brudnych ciuchach, bez jakiegokolwiek celu. Malfoy winien, a Potter zdruzgotany. Czyż takim widokiem nie napawał by się w Hogwarcie?

Gdyby zabiłby jednego z przyjaciół Pottera jeszcze za czasów Hogwartu, były zadowolony. Ogromnie i wiedział, że nie ukrywał by tego oraz z chęcią wykonałby wyrok na oczach byłego już Gryfona. Teraz mógł jedynie przełknąć wielką gulę, którą miał w gardle. Przełyk bolał go niemiłosiernie z tego powodu, ale nie zamierzał narzekać. W końcu nie powinien tego robić. Nie wypadało przy osobie, która była w żałobie po ludziach, których nie znał na tyle dobrze, aby byli jego przyjaciółmi, ale sam fakt, że byli mu znani powodował u niego ogromną rozpacz. Malfoy bał się jakby ten się zachował, kiedy Granger bądź Weasley byliby na ich miejscu.

ALL OUR WISHES; drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz