Grayson
To miała być chwila rozrywki. Musieliśmy rozkręcać szkolne towarzystwo co jakiś czas, a samochód Casey wydawał się idealnym początkiem do kolejnej zagrywki. Nigdy z nią nie rozmawiałem, dlatego zastanawiałem się, jak zareaguje. Dokuczanie innym było czymś w rodzaju odskoczni. Mogłem się wtedy skupić na cudzej krzywdzie, a nie na własnej. Ale to, kiedy nazwała mnie bananem, uściślając - pierdolonym bananem, sprawiło, że wszystko się we mnie zagotowało. Nie ruszyło by mnie to, gdyby nie fakt, że naszej rozmowie przysłuchiwało się pół społeczności szkolnej. Tłum śmiał się i poklaskiwał Casey, a ja poczułem się poniżony jak nigdy dotąd. Nie byliśmy w przedszkolu i wokół takich spraw powinniśmy przechodzić obojętnie, ale nie ja.
Casey Hopkins mogła mieć pewność, że od teraz nie zazna spokoju. Zadbam o to, by już kurwa nigdy, nie spała dobrze. Sprawiła, że poczułem wszystkie złe emocje, których starałem się wyprzeć i nie ujdzie jej to na sucho.
W drodze do wejścia szkolnego budynku zaciskałem zęby, próbując nie rozpierdolić wszystkiego, co stało mi na drodze. Xavier próbował poprawić mój nastrój. Bezskutecznie.
- Stary, przecież nic się takiego nie stało – westchnął głęboko. - Wiesz, jacy są ludzie. Cieszą się z głupiej chwili rozrywki. Jestem pewny, że już zapomnieli o całym zajściu.
Powinien rozumieć. Znał wszystkie pieprzone szczegóły z mojego życia. I wiedział, jak działa na mnie krytyka. Nie umiałem pozwolić sobie na poniżenie ze strony innych.
- Dobrze wiesz, dlaczego mnie to wyprowadziło z równowagi – usiłowałem bronić swojego zachowania. Chciałem, by stał po mojej stronie, a nie próbował zbagatelizować sytuacje. - Powinna dostać w ten swój niewyparzony język!
- Przesadzasz, Grayson. Musisz się nauczyć, że słowa innych nie powinny na ciebie wpływać.
Zaczęło się robić coraz gorzej. Xavier chciał uspokoić moje skołatane nerwy, a ja pragnąłem uświadomić mu swoją rację. To, że to Casey przesadziła i może liczyć na moją zemstę.
- Nie masz takich problemów, więc proszę cię, nie udzielaj mi złotych rad.
Przystaliśmy przed budynkiem szkoły. Mogliśmy wejść do budynku i pospieszyć na i tak spóźnioną lekcję matematyki, ale nie w chwili, w której zaczynaliśmy sprzeczkę. A co było powodem? Pieprzona Casey Hopkins. Na domiar złego, chodzimy razem na matmę. Przysięgam, że jeszcze raz na nią spojrzę, a moje próby uspokojenia się, trafi szlag.
- Dobrze, panie Grayson Payne. Jeżeli nie zaczniesz szybciej układać swojej psychiki, to będzie coraz gorzej. Do chuja, nikt nie będzie się z tobą obchodził jak z jajkiem! Więc przestań być taki nadwrażliwy.
Jego słowa do mnie nie docierały. Jak mógł tak mówić? Czy aż tak bardzo przesadzałem ze słowami? Czy byłem aż tak irytujący?
Westchnąłem. Najchętniej odwróciłbym się na pięcie i poszedł w nieznane. Miałem dość. Tej instytucji, ludzi i mojego życia. W tej chwili, miałem dość nawet Xaviera. Powinienem być twardym facetem, ale nie potrafię. Zbyt wiele emocji spadało mi na łeb w tak błahych sytuacjach jak ta, podczas sprzeczki.
- Nie rozumiesz. Zniszczyła mnie przed połową szkoły!
- Niczego nie zniszczyła, uwierz mi. I jestem pewny, że ci ludzie nie liczyli połowy szkoły. Swoją drogą, to co ci odbiło, żeby wzywać ją na samochodowy pojedynek?
- Dostanie za swoje.
- Nie jestem pewny, czy umie tak szybko jeździć. I radzę ci się z tego wycofać.
CZYTASZ
Infinity, baby - cz. 1
Romance"Piekło jest we mnie. Chcąc mnie od niego uratować, musiałbyś mnie zabić." - fr. Casey Hopkins nienawidzi szkolnego koszykarza, Graysona Payne, bo ten wyśmiał ją przed całą szkołą. Jest na niego wściekła i podczas palenia Marlboro z innymi uczniami...