26. Nieokiełznany ogień

316 9 2
                                    

Grayson

Powiedzieć, że kurewsko dobrze mi się całowało z Casey, to jak powiedzieć nic. Nie mogłem porównać tego uczucia to innego w świecie. Gdyby Regina nam nie przeszkodziła, wybuchlibyśmy. Ogień, który wznieciliśmy, był nie do ugaszenia – jedynie rozdzielenie go powstrzymywało, czego dokonała Regina. Miałem nadzieję, że konfrontacja z nią nie nadejdzie szybko – nie chciałem odpowiadać na niewygodne pytania. Skąd u diabła Regina wytrzasnęła Hopkins na opiekunkę do dziecka? To wszystko zlepiało się w całkiem zabawną całość. Ta dziewczyna wszystko w moim życiu komplikowała.

Zastanawiałem się, czy też czuła wczoraj iskry, które między nami się pojawiały. Włożyłem sporo siły w to, by się na nią co chwilę nie gapić. I wkurzało mnie, że nie zwracała na mnie uwagi – po tym, co się wydarzyło tydzień temu, powinna wykazywać cokolwiek, nawet nie jestem do końca pewny co powinno to być, ale nie obojętność, którą mi serwowała.

Zaciągnąłem się Marlboro, a Xavier razem ze mną. Staliśmy za jego domem, paląc. Nie mogłem wyrzucić z głowy obrazu tamtych ust, niezależnie, jak bardzo się starałem.

- Pocałowaliśmy się – wyrzuciłem w końcu z siebie. Xavier spojrzał na mnie zdezorientowany. Zazwyczaj nie byłem wylewny w sprawach miłosnych, bo sypiałem z rzeszą dziewczyn, ale tym razem było inaczej. Nie wiem, co do kurwy nędzy mnie podkusiło, by ją pocałować, ale nie żałowałem. Gdybym mógł, zrobiłbym to ponownie. Tyle, że nie mogłem. Ona nawet na mnie nie patrzyła.

- Co ty bredzisz? Brałeś jakieś leki? A może problem w tym, że nie brałeś? – zażartował, ale ja zachowałem kamienną twarz. Moja obsesja na punkcie Hopkins była niepokojąca, a ja potrzebowałem z mś o tym pomówić.

- Przestań się szczerzyć. – Wycedziłem szorstko.

- Z kim się pocałowałeś?

- Z Hopkins kurwa, a z kim niby? – krzyknąłem, na co odpowiedziała mi cisza.

- Z nią? – wydukał w końcu po dłuższym milczeniu.

Brzmiałem jak dureń, prawda? Pocałowałem dziewczynę, która jak nikt inny, działała mi na nerwy i z którą ostro rywalizowałem. Tylko czekać, aż zaciągnę ją do łóżka. Wszystko by było spoko, gdybym się starał o wygraną w jakimś zakładzie, albo chciał ją ponownie wkurzyć, ale nic z tych rzeczy. Podobała mi się. Cholera – była seksowna, na swój sposób. Była też prawdziwa i unikatowa. Pyskowała do mnie, a mnie to kręciło. Sam się dałem wrobić.

- No... Tak – przyznałem.

- Payne, kurwa.

- Wiem.

- Powiesz mi, jak do tego doszło, kiedy jedyne co robicie, to skaczecie sobie do gardeł?

- Tym razem skoczyliśmy trochę głębiej.

Xavier parsknął śmiechem, co trochę rozładowało napięcie.

- Kiedy to się stało?

- W tamten piątek.

Zmarszczył brwi, więc wytłumaczyłem o gorączce Roberta i o tym, że to Casey była jego opiekunką, a mi przydzielono tamtego dnia rolę rycerza na białym koniu.

- Czemu dopiero teraz mi o tym mówisz? Czemu w ogóle mi o tym mówisz, skoro nigdy nawet nie gadasz, z kim sypiasz?

- Nie wiem. Nie daje mi to spokoju.

- Myślisz o niej?

Natychmiast zaprzeczyłem.

- Więc po chuja wafla mi się spowiadasz? Myślisz o niej i nawet nie udawaj, Payne. Zakochałeś się i tyle – wzruszył ramionami.

Infinity, baby - cz. 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz