8. Krótkie nogi kłamstwa

372 8 0
                                    

Casey

Spod wpół zamkniętych powiek spojrzałam na budzik stojący na szafce nocnej. Wskazywał siedem minut po ósmej. Przetarłam oczy i spojrzałam jeszcze raz. Dobrze widziałam, a na domiar złego teraz była już minuta później. W zasadzie to nieznacząca różnica, ale jak na to, że właśnie obudziłam się zaspana, ten pieprzony budzik nieźle podniósł mi ciśnienie. Dlaczego ten czas tak szybko leciał, kiedy to akurat niepotrzebne? Na zajęciach z matematyki minuta ciągnęła się w nieskończoność, jakby ktoś zatrzymał wskazówkę zegara. Ona natomiast niechętnie przesuwa się minimalnie do przodu, a ja w duchu płonęłam z wściekłości. I tak za każdym razem. Miałam wrażenie, że na okrągło działała mi na przekór. W tym momencie chciałam wyrzucić przeklęty budzik przez okno, ale odepchnęłam od siebie tą myśl, by zyskać na czasie.

- Declan! – wściekła szarpnęłam go za nogę, ale on nie podzielał mojego przerażenia. W dalszym ciągu przytulał twarz do poduszki. 

- Co? – wydukał zaspanym głosem.

Mama była od wczesnej godziny na dyżurze, co wyjaśniało, dlaczego nie zwlekła nas z łóżka. Tata z kolei nigdy nie przychodził nas budzić. To była rola Karen.

- Jesteśmy spóźnieni! – poderwałam się z łóżka, jakby to cokolwiek miało zmienić. I tak nie zdążymy na pierwszą lekcję, która się już zaczęła, tym bardziej, z tempem Declana.

W pośpiechu otwarłam szafę i chwyciłam pierwszą bluzkę która z niej wypadła. W biegu złapałam za jeansy leżące na oparciu mojego krzesła i pognałam do łazienki.

Ubrana, wystylizowałam fryzurę i wpakowałam do torby wszystkie potrzebne zeszyty. Zgarnęłam z biurka marne wypracowanie z literatury. Miałam nadzieję, że to ostatnia, idiotyczna praca jaką mi przyszło pisać na temat miłości. Udałam się do kuchni i wypełniłam wysoką szklankę sokiem pomarańczowym. Połykałam tosty z Nutellą, starając się nie zadławić. Spojrzałam na telefon.

Spodziewałam się tysiąca wiadomości od Harper, tymczasem w skrzynce czekały na mnie tylko dwie, od Coltona.

Colton: Przyjedziesz zapalić?

Minutę później napisał:

Jednak cofam te słowa. Ostatnio nie skończyło się zbyt dobrze.

Gorączkowo zaczęłam się zastanawiać, czy to wszystko nie ma jakiegoś powiązania. Ja zaspałam, a Harper nie dawała żadnego znaku życia. A jeżeli się jej coś stało? Przecież zawsze zasypywała mnie tysiącem sms'ów od samego ranka, w przeciwieństwie do Coltona. To nie w jej stylu, by nie próbowała dowiedzieć się dlaczego nie pojawiłam się w szkole. Może ona też zaspała? A może doszło do wypadku samochodowego z jej udziałem?  Brzuch zwinął się w kłębek nerwów. Moje zdenerwowanie było nieuzasadnione, ale czułam w sobie dziwny niepokój.

By odciągnąć się od czarnych myśli, wparowałam do pokoju, w którym Declan naciągał na swoje nogi spodnie. Poczekałam dziesięć minut, oznajmiając mu, że odjadę, jeżeli się szybko nie oporządzi. Kiedy sobie zjadł, wybiegliśmy z mieszkania. Jak na złość, winda nie chciała się dla nas otworzyć. Nie chcieliśmy marnować więcej naszego cennego czasu i poszliśmy schodami, po drodze niemal turbując staruszkę z zakupami. Wymamrotałam słowa przeprosin, a ona dysząc wyzywała nas od niewychowanej młodzieży.

Ruszyłam z parkingu z piskiem opon, nie wiedząc, czego się spodziewać po dotarciu do szkoły. Nie byłam pewna, czy chciałam tam dotrzeć.

***

Po drodze nie minęłam żadnego wypadku.

Nie spotkałam się z żadnym ambulansem i nie przejeżdżały żadne wozy straży pożarnej, co nieco ukoiło moje nerwy.

Infinity, baby - cz. 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz