"Kochanie i walczenie, oskarżanie, zaprzeczanie,
Nie wyobrażam sobie świata bez ciebie."
Casey
Miałam gdzieś, że była środa, a ja, jak ostatnia idiotka, stałam przed cholernie drogim ogrodzeniem Graysona Payne. Nie umawialiśmy się na spotkanie – nawet ze sobą nie rozmawialiśmy od piątku i właśnie o to chodziło. Próbowałam zbyć to, co siedziało mi w sercu, ale zwyczajnie się nie udało. Byłam już pewna, że te durne zbliżenia, na których samą myśl robiłam się purpurowa, nie były żadną grą. Nie naśmiewał się ze mnie ani mi nie dokuczał, a gdy poprosiłam, by mnie w końcu zostawił, zrobił to. Nie sądziłam jednak, że brak jego obecności tak bardzo na mnie oddziałuje. Nie wiedziałam też, czy Grayson przyjmie mnie z powrotem, niczym porzuconego psa, ale już nie było odwrotu, gdy powiedziałam do domofonu:
- Tu Casey. Chcę porozmawiać.
Otworzył bramę z prędkością światła, ale jego twarz nie przedstawiała żadnych emocji. Nieco mnie to skołowało, ponieważ dotąd za każdym razem wykazywała ich całą gamę.
Grayson prezentował się nieskazitelnie. Miał jeszcze mokre włosy po świeżym prysznicu, a jego podkoszulek w niektórych miejscach zbyt bardzo przylegał do ciała, na co motylki w moim brzuchu fiknęły koziołka. Nie mogłam tak o nim myśleć, ale z drugiej strony, po to tu właśnie byłam, prawda? Byłam tutaj, bo nie mogłam dłużej znieść pustki między nami. Nasza dwójka mogła okładać się pięściami i obrzucać wyzwiskami, ale najgorzej znosiliśmy próżnię. Chciałam, aby wszystkie słowa o których myślałam przez całą drogę do tego domu, w końcu się uwolniły, ale usta miałam zszyte, a gardło ściśnięte. Widok tego chłopaka zabierał mi dech w piersiach i nie mogłam dłużej udawać, że tak nie było. Już sama nie wiedziałam, na czym staliśmy. Znaleźliśmy się pomiędzy: nienawidzę cię, a: potrzebuję cię w swoim życiu.
- Mogę wejść? – zapytałam nieśmiało.
- Chyba... - zawahał się, po czym westchnął głośno. - Tak. Wejdź.
Już byłam przygotowana, że zaprowadzi mnie do garażu, ale moje źrenice rozszerzyły się z szoku, kiedy znalazłam się we wnętrzu jego cudownego domu. Wszystko w nim było takie przemyślane, a ja nie mogłam wyjść z podziwu. Przestronny salon mieścił w sobie ogromną kanapę, stolik kawowy oraz plazmę, od której chyba bym oślepła. Białe ściany idealnie komponowały się z niewielkimi, greckimi rzeźbami. Do pomieszczenia wpadała duża ilość światła przez ogromne okna. Musiałam odwrócić wzrok, kiedy Grayson prowadził mnie po schodach na górę. Chciałam obejrzeć każdy centymetr dzieła sztuki, którego nazywał swoim domem, ale kiedy przypomniałam sobie, że muszę odbyć z Paynem rozmowę w cztery oczy, brzuch skręcił mi się z nerwów. Przystanęliśmy w końcu przed jednymi drzwiami, a on je popchnął, przepuszczając mnie pierwszą. W środku nie panował już nienaganny porządek, jak na parterze – na łóżku porozrzucane były ubrania, a na biurku stały dwa brudne kubki po kawie. Grayson starał się maskować bałagan, szybko oczyszczając materac.
- Więc o czym chciałaś porozmawiać? – zapytał, kiedy już skończył. Być może wcale nie chciał sprawić na mnie dobrego wrażenia, sprzątając, tylko nie zamierzał spoglądać mi w oczy. Teraz, gdy już nie mógł przede mną uciekać, zobaczyłam w nich ból.
- Pomyślałam... - stchórzyłam. Już wiem, że stchórzyłam, gdy zaczęłam mówić: - ...że wrócę do lekcji walca. Nie chcę cię wystawiać, mimo tego, co się między nami ostatnio dzieje.
Właśnie dlatego, chcę z tobą tańczyć. Dlatego, chcę poczuć ciepło twoich rąk na mojej skórze.
Powinnam wyrzucić z siebie potok słów, które szukały ze mnie wyjścia, ale tym sposobem chciałam dać sobie jeszcze trochę czasu na zebranie myśli. Poza tym, to prawda – chciałam z nim znów zatańczyć. Brakowało mi tego.
CZYTASZ
Infinity, baby - cz. 1
Romance"Piekło jest we mnie. Chcąc mnie od niego uratować, musiałbyś mnie zabić." - fr. Casey Hopkins nienawidzi szkolnego koszykarza, Graysona Payne, bo ten wyśmiał ją przed całą szkołą. Jest na niego wściekła i podczas palenia Marlboro z innymi uczniami...