Grayson
Pocałowałem czule Casey w czoło, chcąc przepędzić łzy spływające po jej policzkach. Starałem się być opanowany, ale w środku wszystko we mnie wrzało. Nie mogłem pojąć, jak tej dziewczynie udawało się trzymać ten sekret przy sobie. Czy jeślibym nie odnalazł tego zeszytu, powiedziałaby mi? Jestem niemal pewien, że nie. Ponownie się odwróciłem i tym razem się nie zatrzymywałem, kiedy dziewczyna błagała, bym zawrócił. Chciałem dorwać Ashera i go zamordować, ale wcześniej, zamierzałem sprawić, by poczuł się obdarty z honoru, tak, jak zrobił to Casey. Na samą pieprzoną myśl, że on...
Kurwa.
Nawet nie chciałem o tym myśleć.
Znajdę go, a wtedy nikt mnie nie powstrzyma.
Jak mogłem się tak mylić w jego ocenie? Nawet nie wiedziałem, z kim się zadaję. Ilu dziewczynom jeszcze zrobił takie świństwo? Miał czelność żyć jak gdyby nigdy nic? W najlepszym wypadku będzie gnił w pierdlu za swoje czyny. Zapłaci za to. Kurwa, zapłaci.
Wsiadłem do samochodu i odjechałem, kierując się do domu pierdolonego Ashera. Telefon na desce rozdzielczej co chwilę wibrował, podświetlając imię Casey. Ignorowałem go. Nie wiedziałem, dlaczego nic z tym nie zrobiła. Nie zgłosiła tego, ani nie chciała sprawiedliwości? Dlaczego usiłowała mnie zatrzymać? Ja na pewno nie zamierzałem zawrócić.
Wysiadłem, kiedy znalazłem się pod jego domem. Oddychałem ciężko i wszystkie żyły mi pulsowały. To ten sam dom, w którym odbywało się większość imprez. Ten sam dom, w którym się świetnie zabawiałem, nie mając o niczym pojęcia. Ta sama posiadłość, na której terenie Asher odebrał Casey to, co najważniejsze, bez jej zgody. Byłem wściekły; na niego, za to, jakim był gnojem i na siebie, że tego nie zauważyłem. Waliłem do drzwi, tracąc cierpliwość z każdą sekundą, w której nikt nie otwierał. Nie chciałbym być na jego miejscu, kiedy w końcu się z nim spotkam twarzą w twarz.
Drzwi pozostawały zamknięte, więc wyciągnąłem komórkę i wybrałem jego numer. Odebrał po drugim sygnale.
- Gdzie jesteś? – warknąłem.
- Stary! Coś ty taki spięty? – zaśmiał się, a mnie przeszedł nieprzyjemny prąd.
- Gdzie, do kurwy nędzy, jesteś, się pytam. – Wycedziłem przez zęby.
- Jadę odwieść rodziców na lotnisko. Wylatują do Francji na kilka dni. A co jest? Nie brzmisz jakoś przyjaźnie.
- Nic. Nic nie jest. Chciałem porozmawiać.
Nie zamierzałem mu zdradzać, o czym. Istniała możliwość, że wymyśliłby jakąś rozsądną wymówkę, na przykład, że Casey sama tego chciała, albo, że błagała, żeby ją przeleciał i nie zauważył, że była pijana. Najlepiej będzie, gdy postawię go pod ścianą i do wszystkiego się przyzna.
- Kiedy będziesz?! – wrzasnąłem do słuchawki.
- Późno w nocy. Mam jeszcze kilka spraw do obskoczenia, więc jeśli liczyłeś na jakiś melanż, to nie dzisiaj. – Jego ton był tak łagodny, że cały drżałem. Jak mógł czynić innym piekło i nic sobie z tego nie robić?
- Spoko. – Rozłączyłem się, nim byłem w stanie powiedzieć coś jeszcze.
Odjechałem spod domu Ashera i wróciłem pod kamienicę.
Przeklinałem w myślach, że nie możemy z Casey się spotkać w domu. Potrzebowała mnie. Powinienem przy niej być i przejąć na siebie choć trochę czarnych myśli, które zaprzątały jej głowę.
- Cass? – zapytałem miękko, jakbym sam nie wiedział, pod jaki numer dzwoniłem.
Po drugiej stronie dźwięczała niepokojąca cisza.
- Cassy? – powtórzyłem.
- Jestem – mruknęła beznamiętnym tonem.
- Przyjdź do mnie – zażądałem, po czym dodałem: Proszę. Stoję samochodem pod kamienicą.
Chwilę później już otwierała drzwi samochodu. Wpakowała się na siedzenie pasażera, a jej tęczówki były czerwone od płaczu. Łamało mi się serce na ten widok. Powinienem ją bez słowa przytulić, ale były tak wiele pytań, na które nie znajdowałem odpowiedzi. Musiałem wiedzieć.
- Czy ktoś o tym wie? – zapytałem.
Skrzywiła się, jakby pytania na ten temat były bolesne niczym dźgnięcie nożem.
- Nie.
- Dlaczego?
- Chciałam o tym zapomnieć. To nie jest łatwy temat, by rozmawiać o tym z innymi.
- To nie jest wyjście, Casey. Z tego samego powodu nie chciałaś, bym się z nim rozprawił?
Jej milczenie odpowiedziało samo za siebie.
- Co mu zrobiłeś? – zapytała cicho.
- Jeszcze nic. Nie było go w domu. Chodź do mnie – przeciągnąłem ją na swoje kolana tak, że usiadła na mnie okrakiem.
- Może nas ktoś zobaczyć – upomniała mnie.
- Nie obchodzi mnie to – pokręciłem głową. – Obiecaj, że już nie będziesz mieć przede mną tajemnic.
Oparłem głowę o jej klatkę piersiową, a ona oplotła rękoma moją szyję.
- Obiecuję – wyszeptała.
Przytuliłem ją ciaśniej, zaciskając dłonie na talii.
Odchyliłem się do tyłu, po czym namiętnie pocałowałem w usta. Pragnąłem jej, a poza tym, wiedziałem, na jaki tor schodzą myśli dziewczyny, jeśli się nimi nie zajmę. Odwzajemniła pocałunek i pożałowałem, że nie znajdowaliśmy się w bardziej komfortowym miejscu niż mój samochód. Przerwaliśmy dopiero, gdy nasze usta były opuchnięte.
- Powinnam wracać.
- Nie musisz.
- Muszę, Grayson. Dochodzi dwudziesta – wyjaśniła po tym, gdy zerknęła na telefon.
Mruknąłem z niezadowoleniem. Dałem jej odejść, a po tym, jak opuściła samochód, na nowo powrócił do mnie gniew na Ashera. Długo gapiłem się przed siebie, nim w końcu odpaliłem samochód.
Zabiję go.
Dzisiaj mi się nie udało, ale jutro się uda.
Jutro go zabiję.
CZYTASZ
Infinity, baby - cz. 1
Romansa"Piekło jest we mnie. Chcąc mnie od niego uratować, musiałbyś mnie zabić." - fr. Casey Hopkins nienawidzi szkolnego koszykarza, Graysona Payne, bo ten wyśmiał ją przed całą szkołą. Jest na niego wściekła i podczas palenia Marlboro z innymi uczniami...