Grayson
Przyjeżdżając, byłem niemal pewny, że Hopkins się nie pojawi. Ku mojemu zdziwieniu, stała, nerwowo przygryzając swoje wargi. Ostatnio zauważyłem, że miała je całe postrzępione od tego nawyku.
Wysiadłem z samochodu i zatrzasnąłem drzwi samochodu. Nie wiedziałem, jak powinienem się zachować. Na pewno nie zamierzałem być wobec niej miły, czy okazywać jakąkolwiek chęć pojednania.
- Przyszłaś – uśmiechnąłem się szyderczo. – Wiedziałem, że nawet ktoś taki jak ty, nie przedzie wobec takiej okazji obojętnie. Inne by się zabiły o taniec z Graysonem Payne.
To racja. Widziałem spojrzenia, które wysyłały mi inne dziewczyny. Byłyby gotowe spełnić każde moje polecenie, by dostać szansę, którą otrzymała Casey.
Jej twarz wykrzywiła się w pogardzie, którą do mnie żywiła.
- Doprawdy? A czy tak jak inne, powinnam sobie kupić lupę, żeby odszukać fiuta w twoich spodniach? – wysyczała, po czym bez żadnych skrupułów czy cienia wstydu, otwarła drzwi mojego samochodu. Wpakowała się na miejsca pasażera, a ja przygryzłem język na jej ripostę. Umiała mi podskoczyć, co powodowało, że sytuacja między nami mogła iść tylko w gorsze.
Parsknąłem, przewracając oczami. Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko do niej dołączyć. To będzie ciężka godzina w jej towarzystwie. Obliczyłem, że jestem zdolny wytrzymać z nią jedynie sześćdziesiąt sekund, zanim wybuchnę i zrobię jej krzywdę.
- Nie posiadasz manier, złotko – przyznałem, patrząc prosto przed siebie. Odpaliłem silnik i wyjechałem z parkingu.
- Mnie też męczy, że muszę zniżać się do twojego poziomu – spoglądam na nią kątem oka, kiedy znów przygryza wargę. Odwróciła twarz w swoje okno, jak gdyby widok dziedzińca szkoły był interesujący i patrzyła się na niego po raz pierwszy.
- Jeszcze jedno, pieprzone słowo z twoich niewyparzonych ust i możesz się pożegnać z wyścigami – wysyczałem.
Mówiłem.
Sześćdziesiąt sekund wystarczyło.
Wnętrze samochodu wypełniło się słodkim zapachem perfum Casey, a do mnie dotarło, że to pierwsza kobieta, którą kiedykolwiek miałem okazję wozić. Długo myślałem o tym, gdzie moglibyśmy przeprowadzać nasze lekcje tańca. Doszedłem do wniosku, że najlepiej przystosowany był mój garaż. Nie było szans, abym przyprowadził ją do domu. Problemem był ojciec, a poza tym, gdyby mama usłyszała, że jakakolwiek dziewczyna przekroczyła próg tego domu i to w moim imieniu, zaprosiłaby ją na niedzielny obiad, jeszcze zanim by się przywitała. Taka była właśnie moja mama – serdeczna i o ciepłym sercu. Powinienem dziękować Bogu, że mogłem liczyć chociaż na jednego rodziciela, chociaż niektóre zapędy mamy były absurdalne.
Spoglądnąłem na Casey. Wciąż tutaj była. Nie uciekła, chociaż cisza, jaka między nami zapadła, dawała mi co do tego wątpliwości. Rzuciłem okiem na jej naciągnięte i wyblakłe czarne dresy, a później wypowiedziałem pytanie, które może zadać tylko najgorszy dupek, którym byłem ja sam. Chęć dogryzienia tej dziewczynie była większa, niż adorowanie chwili spokoju.
- Kupujesz ubrania gdziekolwiek indziej niż lumpeksy?
Spodziewałem się, że będzie kazała się zatrzymać, zwyzywa mnie od chamskich prostaków, po czym wysiądzie, a po jej policzkach popłyną gorzkie łzy. Jednak to, co zamiast tego się stało, zwaliło mnie z nóg.
- Nie. Lumpeks to moje ulubione miejsce do ubierania się –przyznała dumnie, po czym szyderczo się uśmiechnęła. Wiedziałem, co robi. Psuła mi zabawę, kiedy chciałem ją zdenerwować i wyprowadzić z równowagi.
CZYTASZ
Infinity, baby - cz. 1
Romance"Piekło jest we mnie. Chcąc mnie od niego uratować, musiałbyś mnie zabić." - fr. Casey Hopkins nienawidzi szkolnego koszykarza, Graysona Payne, bo ten wyśmiał ją przed całą szkołą. Jest na niego wściekła i podczas palenia Marlboro z innymi uczniami...