Casey
- Wow, ja...to w ogóle nie było porównywalne z tym, co ostatnio! Wygrałaś, Cassy! - powiedział uradowany Theo, kiedy wyszłam z samochodu.
Serce dudniło mi jak szalone i byłam niemal pewna, że wszyscy słyszeli jak obija się o moje żebra. Już zapomniałam, co przed momentem powiedział Theo, ale zwrot „Cassy" brzmiał tak uroczo, że było to niczym miód na moje uszy. Harper mówi do mnie Cass, ale Theo powiedział to w taki sposób, jakby był ze mnie dumny, albo jeszcze lepiej – jakby nie mógł uwierzyć, że dokonałam tego, czego był świadkiem. Nie powiem, schlebiało mi to. Jego wyraz twarzy wskazywał na to, że jest w szoku. Nie było przy mnie Graysona, ale w chwili, kiedy o nim pomyślałam, drzwi samochodu się otwarły. Obejrzałam się do tyłu, a jego klatka piersiowa uniosła się i opadła, kiedy zatrzasnął drzwi niebieskiego Renaulta. Dzisiaj był ubrany w ciasną, przylegającą bluzkę, a opięte ramiona wyglądały w tym niesamowicie seksownie. Kiedy się do nas zbliżył i podniósł na mnie wzrok, wstrzymałam oddech. Było w tych oczach coś zabójczego, a on milczał. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że nie tylko on milczał, ale też ja, Theo i parę innych osób, które obserwowały metę, by ogłosić wygraną. Wszyscy bali się pieprzonego Payne, a ja czekałam, aż w końcu coś powie na temat mojej przewagi w wyścigu. Ostatecznie się nie doczekałam i przypomniałam sobie, że Theo mi gratulował, czy coś w tym stylu, więc powinnam wyrazić wdzięczność za uznanie.
- Cóż, dzię – zaczęłam, ale Grayson wszedł mi w słowo, nie dając dokończyć.
- Oszalałeś? – wysyczał do Theo, stając zbyt blisko niego. Patrzył na niego z góry, z przymrużonymi oczami i zaciśniętymi zębami. - Jechałem pierdolone sto siedemdziesiąt na tym odcinku, a ona mnie wyprzedziła, do kurwy nędzy! – wykrzyczał. - Zdajesz sobie sprawę, jak mogłoby się to skończyć?! Kurwa, cudem nie wylądowała na drzewie!
Kipiał ze złości i nie byłam pewna czy dlatego, że naprawdę się o mnie martwił, chociaż ta myśl jest absurdalna, czy może dlatego, że przegrał. Obstawiałam to drugie, bez dwóch zdań.
- Nawet nie byłam bliska zderzenia z żadnym drzewem! – wtrąciłam się. – Wygląda po prostu na to, że jestem lepszym kierowcą niż ty, dupku.
- Nic nie rozumiesz – powiedział łagodniej i odwrócił się w moją stronę, zakładając ręce po obu stronach bioder. Ciężko dyszał, a ja poczułam się źle, że tak na niego naskoczyłam. Do mojego nosa dotarł zapach perfum korzennych, tych, których próbowałam nie wdychać, kiedy zabierałam mu ubrania z szatni. Miałam ochotę wtulić się w jego klatkę piersiową i wdychać ten zapach, ale błyskawicznie się skarciłam za tą myśl. To przecież pieprzony Payne, z ładnym zapachem, czy bez. – Gdybyś nie zaczęła hamować wystarczająco wcześnie, nie zostałoby z ciebie nic, Casey. Nie będę brał więcej w tym udziału, jeśli to ma tak wyglądać. Ścigaj się z innymi, których nie uważasz za dupków. Może przynajmniej oni będą mieli w poważaniu twoje życie – zmarszczył brwi i odszedł w kierunku samochodu, a ja ani drgnęłam. Nie byłam w stanie nawet mu odpowiedzieć.
Nie chodziło mu o pieprzoną wygraną. Przypomniało mi się, jak w połowie trasy zaczął zwalniać. Nie wiedziałam, że jego zachowanie ma podłoże przy trosce o mnie. Zrobiło mi się ciepło na sercu, jednocześnie poczułam się podle. Wzięłam głęboki wdech i zatrzymałam go na chwilę w sobie.
Może przynajmniej oni będą mieli w poważaniu twoje życie.
Miałam go za dupka, ale te słowa? Cholera, nie spodziewałam się po nim... chyba troski.
- Casey, nie wiem co mu się stało – przerwał cisze Theo. Podobnie jak ja, próbował zrozumieć faceta, który od nas odszedł. - Wcześniej nie reagował na prędkość, po prostu mu odbiło. Mogę znaleźć ci kogoś innego na kolejny wyścig. Wydaje mi się, że Grayson się wkurwił, ale za niedługo mu przejdzie. Daj mu tylko czas. To jak?
CZYTASZ
Infinity, baby - cz. 1
Romance"Piekło jest we mnie. Chcąc mnie od niego uratować, musiałbyś mnie zabić." - fr. Casey Hopkins nienawidzi szkolnego koszykarza, Graysona Payne, bo ten wyśmiał ją przed całą szkołą. Jest na niego wściekła i podczas palenia Marlboro z innymi uczniami...