Grayson
Kiedy się zorientowałem, że to Casey jest moją towarzyszką, pomyślałem, że to nieśmieszny żart. Gdybym tylko trafił na kogoś pociągającego, a nie na dziewczynę, której jedynymi ubraniami w szafie były dresy. No dobra, czasami jej krągły tyłek nadział się na jeansy. Ale to – czasami. Jak na przykład w dniu naszej wielkiej awantury za szkołą. Zapamiętałem, jak wyglądała tamtego dnia, bo opięte spodnie tak podkreślały jej idealne pośladki, że nie sposób było odciągnąć wzrok. Poza figlarnymi jeansami, nie przypominała innych rówieśniczek i nie chodziło tylko o ubiór. Było w niej coś... innego. Tajemniczego. Nie powinienem się doszukiwać w jej dresach drugiego dna, bo nie ona pierwsza i nie ostatnia w nich na okrągło chodzi, ale to coś więcej. I nie potrafiłem tego zrozumieć, ani rozgryźć.
Z natury była przeciętna.
Kurwa, dobra. Ładna. Po prostu, ładna.
Miała pełne usta, niski wzrost i długie, brązowe włosy które zawsze ulegały naturalnemu sfalowaniu. Wszystko byłoby perfekcyjne, gdyby nie sińce pod opuchniętymi oczami, które z pewnością nie dodawały uroku, za to jej brązowe oczy były jak nie z tej ziemi.
Przed chwilą wyciągnąłem dłoń, aby ją chwyciła i w głębi zadrwiłem, że muszę w ogóle ją dotykać. Jej osoba budziła we mnie wstręt, pomimo urody. Ręka zaczęła nawet boleć, gdy wyprostowana nie napotykała oparcia w jej dłoni, a sekundy, podczas których nie odwzajemniła gestu, wydawały się być wiecznością. W końcu jej delikatna skóra dotknęła mojej ręki, na co przeszedł mnie dreszcz.
- Świetnie, teraz dalszy krok, czyli ukłon – Wood posuwała się wzdłuż par ustawionych w jednej linii. Dzisiaj była ubrana w białą bluzkę z dekoltem w serek, długą spódnicę w kolorze beżu i mokasyny w tym samym kolorze. Można było jej nie lubić, bo to najbardziej irytująca istota na kuli ziemskiej zaraz po Hopkins, rzecz jasna, ale poczucie stylu trzeba jej przyznać.
Wszyscy się ukłonili, oprócz mnie, co nie umknęło pieprzonej Wood.
- Grayson Payne! Nie zrobiłeś ukłonu! Powtarzamy ostatnie dziesięć sekund, dzięki tobie.
Przekląłem w duchu tą kobietę.
Zrobiliśmy co nakazała, a ja poczułem się niczym clown w cyrku. Czy można jeszcze odwołać ten cholerny bal?
- Po ukłonie dziewczyny prostują się, nadal trzymając rąbek sukienki, po czym robią półokrąg przed swoimi towarzyszami. Następnie puszczają suknie, a ich dłoń ląduję na ramieniu Panów. Wy z kolei, kładziecie swoją rękę na talii towarzyszki. Nawet nie ważcie się niżej! – zachichotała. Nikogo nie śmieszyły jej teksty, więc nie wiem dlaczego nadal się produkowała. Poza tym, nawet nie wpadłbym na pomysł dotykania Casey gdziekolwiek, niż to niekonieczne.
Puściłem dłoń dziewczyny, chociaż wszyscy inni się trzymali. Nie miałem najmniejszej ochoty na dłuższy kontakt fizyczny. Wypuściłem z siebie głęboki pomruk niezadowolenia.
– Drogie Panie, na razie nie jest nic skomplikowanego, więc mam nadzieję, że łapiecie kroki na tym etapie. A teraz od początku i z muzyką. Do dzieła!
Wybrzmiał dźwięk pieprzonego walca i zaczęliśmy od początku. Resztkami sił powstrzymywałem się, żeby nie puścić tą instytucję z dymem.
Ukłon. Casey staje przede mną i dotyka mojego ramienia, a ja patrząc gdzieś w dal obejmuje jej talię. Przygryzam wargę, starając się nie myśleć, co robię. To niesprawiedliwe, że musimy spędzić bal maturalny w ten sposób. Nie wiem co pocznę, ale postaram się z całych sił, aby ta cholerna dziewczyna usunęła mi się z drogi.
CZYTASZ
Infinity, baby - cz. 1
Romantizm"Piekło jest we mnie. Chcąc mnie od niego uratować, musiałbyś mnie zabić." - fr. Casey Hopkins nienawidzi szkolnego koszykarza, Graysona Payne, bo ten wyśmiał ją przed całą szkołą. Jest na niego wściekła i podczas palenia Marlboro z innymi uczniami...