Casey
Pomimo wczorajszej kłótni, dzisiaj zachowywaliśmy się jakby nic się nie wydarzyło. Colton przeprosił nas obie, przysięgając, że więcej nie będzie zachowywał się jak sam określił „skończony dupek".
Propozycja Graysona odbijała się echem w mojej głowie. Powinnam ją przyjąć, ale nadal trudno mi o tym zadecydować.
Otwarłam dobrze znane mi drzwi. Już z zewnątrz docierał do mnie rozczulający śmiech Roberta, a na mojej twarzy wypełznął automatyczny uśmiech. Przy tej istocie nie dało się być nieporuszonym.
- Casey! – zawołała radośnie Regina. – Cudownie cię znów widzieć.
Odwiesiłam kurtkę na wieszak, po czym przywitałam się z młodą kobietą. Zamknęła mnie w mocnym uścisku, a ja się jej poddałam. Kiedy się ode mnie odsunęła, zaczęła się jąkać:
- Dzisiaj... Mam... cóż... tak właściwie...
Nie znałam Reginy zbyt dobrze, ale na tyle dobrze, by wiedzieć, że czuła się skrępowana z tym, co miała zamiar mi powiedzieć.
- Tak? O czym? – ponagliłam ją.
- Poznałam kogoś i wybieramy się nad zatokę. Planujemy piknik nad wodą – zdradziła uradowana. – Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się ekscytowałam na myśl o takiej przejażdżce. Chyba się starzeję – zażartowała.
- To cudownie! – naprawdę byłam uradowana tym, że z kimś się spotyka. Kilkakrotnie zastanawiałam się, czy Robert w przyszłości będzie mógł liczyć na kogoś pokroju taty. Nie chodziło mi o to, że Regina powinna szukać mu zastępczego ojca. Właściwie sama określiła, że dopiero się z kimś spotyka, więc nie wiedziałam czemu od razu zamknęłam go w roli rodzica. Przecież chodziło o to, by to ona się dobrze z nim dogadywała. Samotne matki miały w tej kwestii utrudnione sprawy miłosne, ale wierzyłam, że Regina trafi na kogoś odpowiedniego. Na kogoś, kto pokocha zarówno ją, jak i tego cudownego chłopczyka.
- Wydaje się porządnym facetem – Regina westchnęła, po czym spoglądnęła na zegarek swojej lewej ręki. – Powinnam się zbierać.
- Jasne – odpowiedziałam, podnosząc Roberta z podłogi. Wydał z siebie uroczy pisk, a mi skurczyło się serce.
- Wiesz wszystko, prawda? W razie potrzeby, dzwoń – zapewniła mnie.
- Nie wiem, czy powinnam. Ty i facet, romantyczna randka nad wodą... - zaczęłam wymieniać, a ona się roześmiała.
- Przestań, Cassy! – zarumieniła się. – Wychodzę, a ty więcej nie waż się mówić tak niemoralnych słów!
- Nic takiego nie powiedziałam! Chodziło mi o to, że będziecie zajęci szukaniem muszelek – broniłam się w tej słownej przepychance.
- Wy-cho-dzę! – zaakcentowała.
Pożegnałam się z nią, a następnie udałam się z Robertem do pokoju. Jak zwykle, zabawiałam go samochodzikami, a jego źrenice się rozszerzały na widok obracających się kółek, przemierzających podłogę. Wydawałam z siebie nawet dziwne odgłosy, próbując przypominać pojazd. Całkiem dobrze mi szło zajmowanie się tym malcem. Wyciągał ze swojego pudła różne zabawki, a część z nich nawet mi podarował. Po mniej więcej dwóch godzinach od opuszczenia domu przez Reginę, Robert zaczął płakać. Wzięłam go na ręce i zaczęłam pokazywać świat za oknem – zawsze się uspokajał, gdy to robiłam, ale dzisiaj, zdawało się, że jego krzyki nie ustąpią.
Zaśpiewałam mu kołysankę i położyłam do łóżka, ale jego płacz jeszcze się wzmógł. Próbowałam dać jeść, ale nie chciał, a później sprawdziłam, czy ma suchy pampers. Nie uspokajała go żadna z rzeczy, których uczyła mnie jego matka. To nie było w jego stylu. Zaczynałam panikować, więc sięgnęłam po telefon, wybierając numer Reginy. Czułam się niezręcznie, wiedząc, że przerwę jej spotkanie z nowo poznanym facetem, ale nie miałam innego wyjścia. Zawsze kazała dzwonić, gdyby coś złego się działo.
CZYTASZ
Infinity, baby - cz. 1
Romans"Piekło jest we mnie. Chcąc mnie od niego uratować, musiałbyś mnie zabić." - fr. Casey Hopkins nienawidzi szkolnego koszykarza, Graysona Payne, bo ten wyśmiał ją przed całą szkołą. Jest na niego wściekła i podczas palenia Marlboro z innymi uczniami...