5. Hellboy.

15K 678 337
                                    

Veronica

Potrzebowałam kofeiny. Ogromnej dawki, która pomogłaby mi pozbyć się zmęczenia stulecia, zwanego inaczej Theo Harrisem.

Poprzedniego wieczora mój brat wyciągnął ze mnie nie tylko ostatnie drobniaki, jakie trzymałam w portfelu, ale i całą energię. Tą, którą miałam wykorzystać dziś w pracy. No i tą z zapasu do końca tygodnia też.

Ośmioletni diabeł z włosami ciemniejszymi od moich, odziedziczonymi po dziadkach. Czasem mówili, że był moją małą kopią, ale tylko ze względu na wygląd. Bo niczym innym nie przypominał mnie, przykładnej siostry, która odrabiała praktyki w więzieniu.

Specjalnie zerwałam się ponad godzinę wcześniej z łóżka, żeby jakoś doczołgać się do pobliskiej kawiarni. Kochani poratowali mnie gotówką do przeznaczenia właśnie na kawę, bo ich zdaniem wyglądałam, jakbym nie spała co najmniej kilka nocy. Ale ja przesypiałam każdą z nich i to wykorzystując drzemki włączane w telefonie co do minuty.

Poratowali mnie także czekiem na nowe okulary. I niby chciałam być samodzielna, ale cena jednego szkła skutecznie wymazywała te słowo z mojego słownika.

– Poproszę najmocniejszą jaką tylko macie – wysapałam, podchodząc do lady.

Pani stojąca naprzeciwko mnie zmierzyła mnie wzrokiem. Chociaż ta pani była zdecydowanie młodsza ode mnie. Włosy związała w wysoki kok, idealnie podkreślający znudzoną mimikę twarzy dokładnie tak, jak kolczyki w kształcie smutnych księżyców.

– Imię? Rozmiar? – burknęła, prawie wypluwając przy tym na mnie swoją gumę do żucia. Jej ton sprawiał, że czułam się dokładnie tak, jak kolczyki księżyce.

– Dzień dobry – odfuknęłam, bo nawet na to się nie zdała. No i na nic poza tym, bo dalej nie odpowiadając, odeszła od lady.

Z głośnym westchnięciem odsunęłam się o kilka kroków, ustawiając się przy miejscu do odbioru zamówień. Kafejka nie była duża, a przychodzili do niej głównie pobliscy mieszkańcy i przechodnie, szukający miejsca do robienia zdjęć. Ze względu na niedużą ilość klientów, otrzymywanie zamówień było naprawdę sprawne i nie można było narzekać na zimne śniadania.

Wgapiałam się w szczupłego mężczyznę przygotowującego moją kawę. Byłam bardziej niż pewna, że zabrał się akurat za jej przyrządzanie, bo sama sypka kawa zajmowała większość metalowego kubeczka. Ślinka wyciekła mi na język. Świdrowałam wzrokiem każdy wykonany przez niego ruch, a kiedy postawił papierowy kubek na ladę, ruszyłam przed siebie pewnym krokiem.

Złapałam kawę, patrząc przy tym na ekran telefonu, który wskazywał, że nie zostało mi zbyt dużo czasu na dostanie się do zakładu. Poprawiłam więc pasek torebki na ramieniu i przyśpieszyłam kroku, wychodząc z kawiarni.

Kompletnie ignorując drogę, szłam w stronę przystanku zgodnie z rutyną, którą zdążyłam już wyrobić. Stawiałam kroki mechanicznie, często odpisując przy tym na maile przychodzące z uczelni. Tak było i tym razem tyle, że po kliknięciu ikonki maila zamiast niego odpaliła się historia połączeń.

Zatrzymałam się, marszcząc brwi. Przeleciałam wzrokiem po ostatnio użytych kontaktach, a gdy w oczy rzucił mi się numer więzienny, konkretnie ten od osadzonych, moje serce skoczyło niemal do gardła.

Szybko wyszłam z aplikacji, a przyczyną wejścia w nie to, co trzeba okazał się nie kto inny jak winowajca reszty moich problemów. Gówniarz pozamieniał mi wszystkie ikonki na pulpicie, a do tego zamiast zdjęcia planu zajęć w tle, na tapecie ustawił mi zdjęcie swojej ręki pokazującej środkowy palec.

Tied with Lancaster [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz