Veronica
Silne ręce wciągnęły mnie prosto do środka prywatnego pokoju.
Aless trzymał mnie ciasno przy swoim ciele, skutecznie ograniczając mi możliwość jakiegokolwiek ruchu. Nie mogłam krzyczeć, nie mogłam się mu wyrwać. Nie walczyłam, bo byłam na przegranej pozycji już od samego początku. Ukartował to. Byłam tego bardziej niż pewna. A jedyne, co mi pozostało, to rozejrzeć się po ciemnych od braku światła ścianach. Nie wiedziałam, czego na nich szukać. Może zbawienia?
Pomieszczenie było niewielkie i zgodnie z opisem Shawna, na jego środku znajdował się klęcznik, nad którym wisiał obraz przedstawiający Jezusa. Patrzyłam na niego myśląc, że jeśli Lancaster nie pozwoli mi oddychać, już niedługo znajdę się w jego rękach tam, na górze. Oświetlał go płomień świec, które były jedynym źródłem światła, bo w pokoju nie było okien. Otaczały nas tylko ściany i dreszcz, który przebiegał po moich rękach i nogach.
Szarpnięcie wyrwało mnie z transu. Aless ułożył moje ciało tak, że lekkie pchnięcie spowodowało upadek i zderzenie plecami z klęcznikiem. Poczułam strużkę bólu, przeszywającą mój kręgosłup, przez co zakwiliłam prosto w jego dłoń.
– Nie umiesz siedzieć cicho, Rossa? Nie potrafisz nie być wszędzie tam, gdzie ja, prawda? – pytał, na co przymrużyłam oczy. Przecież to on był tam, gdzie i ja. To on.
Był za blisko. Dokładnie tak blisko jak moje serce i gardło, w którym czułam pośpieszne bicie.
Kiedy tylko poczułam, jak jego przedramię luzuje uścisk na mojej talii, uwolniłam ręce, automatycznie układając je na tej, która mnie trzymała. Wbiłam paznokcie w jego skórę, z całych sił próbując oderwać dłoń ściskającą moją szczękę.
– Chciałabyś mi coś powiedzieć? Chciałabyś wytłumaczyć, dlaczego tak bardzo do mnie lgniesz? – kontynuował, sięgając po coś wolną ręką. Przyszpilił moją głowę do części klęcznika, która wbijała mi się w potylice. Niewielka ilość powietrza, którą mogłam wziąć do płuc sprawiała, że oczy wypełniły mi się mroczkami tańczącymi gdzieś w tle.
– Poznajesz, Rossa? – zapytał szeptem, machając mi czymś przed twarzą. Nie potrafiłam jednak skupić rozbieganego wzroku, a cała siła, jaką w sobie miałam, dalej walczyła z jego nawet nie drgającą ręką.
Nie potrzebowałam jednak dużo czasu, żeby zrozumieć, co takiego miałam poznać. Bo bardzo dobrze znałam materiał, który owijał się wokół mojego nosa. Zapach moich perfum pozostał na apaszce w nikłej, ale nadal wyczuwalnej ilości. Ale nie była to jedyna woń, bo teraz na apaszce czułam też ostry zapach metalu i czegoś, czego nie potrafiłam nazwać. Coś ostrego, kującego w nos. Coś tak męskiego, tak odmiennego. Coś, co sprawiało, że byłam przerażona, bo pachniało nim.
Szorstkie palce zacisnęły się na moich policzkach, odrywając moją głowę od kawałka drewna. Próbowałam wymachiwać rękami w jego stronę, ale uścisk sprawiał, że moje powieki pozostawały niemal zamknięte. Burczałam coś do jego dłoni, ale nic z tego nie brzmiało jak słowa, albo chociaż próba krzyku.
Bo Alessandro był ciszą, która po mnie przyszła.
Jeden niespodziewany ruch sprawił, że materiał, który dopiero co był na moim nosie, przemieścił się na usta, które ledwo doznały możliwości wzięcia pełnego oddechu. Otworzyłam szeroko oczy, w poszukiwaniu jego twarzy, ale jego już nie było. Nie było go przede mną.
Popatrzyłam na drzwi, bo ucieczka była teraz na wyciągnięcie ręki. Nie myślałam nawet o próbie zdarcia z siebie apaszki, bo priorytetem była wolność. Poderwałam się do ucieczki i mimo zawrotów głowy, jakimś cudem stanęłam na nogi. Ale nie na długo.
CZYTASZ
Tied with Lancaster [ZOSTANIE WYDANE]
RomanceDwudziestodwuletnia studentka resocjalizacji penitencjarnej odbywa praktyki w jednym z więzień na Florydzie. Harp Prison nie jest miejscem dla takich jak ona, o czym Veronica Harris dowiaduje się znacznie szybciej, niż by się tego spodziewała. Jeden...