28. Raz, dwa, trzy, teraz uciekasz ty

7.1K 421 91
                                    

Alessandro

- Ciężko tu się do ciebie dostać bez papierka, wiesz?

Patrzyłem na twarz, która już dawno trafiła na tyły mojej głowy. Tam, gdzie miała zostać zapomniana i wymazana z całkowitej egzystencji. I to tylko po to, żebym potrafił się jakoś powstrzymać.

Nos. Lewa brew nieco bardziej osunięta w dół twarzy od drugiej. Głęboko osadzone oczodoły. Usta pełniejsze od nagminnego wydymania warg.

Wszystko dokładnie tak, jak zapamiętałem.

- Wybacz, że musiałeś czekać. – Pociągnął nosem, układając obie ręce na stole zupełnie, jakby był jego własnością. – Bo czekałeś, prawda?

Wbiłem spojrzenie w jego oczy, chcąc przebić się nim przez kość czaszkową. Chciałem dostać się do jego mózgu i pozbawić go możliwości użytku aparatu mowy.

- Posmutniałeś. Ach, no tak! – podniósł głos, zwracając tym uwagę strażnika. - Ty naprawdę myślałeś, że to ona do ciebie przyjdzie, hm? – powiedział kpiącym tonem i oblizał wargi, na które już po chwili wpłynął protekcjonalny uśmiech. – Musisz przestać się oszukiwać, Alessandro. Życie w kłamstwie nie ma sensu. Prawdę mówiąc, w twoim przypadku żadna forma życia nie ma większego sensu. A wiesz dlaczego?

Pochyliłem barki nad stołem, unosząc nieco głowę. To, co wisiało w powietrzu unoszącym się pomiędzy nami, zatrzymało jakiekolwiek poczucie podstawowych potrzeb. Nie musiałem już mrugać, ani skupiać się na tym, czyje wargi wypowiadały poszczególne słowa. Przestałem zwracać uwagę nawet na strażników stojących w obu końcach sali. W pewnym momencie nie wiedziałem nawet, czy jeszcze oddycham.

- Illuminami* – odpowiedziałem nieświadomy, kiedy te słowo opuściło moje usta.

- Nie musisz się pogrążać. Nie przy mnie. – Pokręcił głową. – Ty nawet Włochem nie potrafisz być w stu procentach. Zresztą dokładnie tak, jak i facetem. Nic dziwnego, że Veronica potrzebowała oparcia kogoś więcej. – Przeniósł wzrok wzdłuż mojej twarzy, zatrzymując się na uniformie w miejscu naszywki z moim nazwiskiem. – Poszła w ślady twojej matki. W końcu kobiety lubią skoki w bok. Raz z Włochem, raz z Hiszpanem. No i mamy. – Uśmiechnął się tępo. – Tak właśnie powstają ludzie tacy, jak ty, Alessandro.

I właśnie wtedy coś w środku mnie pękło. Właśnie te słowa sprawiły, że ochota poderżnięcia mu gardła przestała być ochotą, stając się realnym zagrożeniem. A jemu dokładnie o to chodziło. Chciał tego. Robił i mówił wszystko, żeby wyprowadzić mnie z równowagi. Żeby znaleźć mój słaby punkt i wykorzystać moją furię przeciwko mnie.

Chad mógł obrażać mnie. Mógł wypominać fakt, że siedziałem w więzieniu i kłamać o mnie ile tylko chciał, ale był temat, którego, kurwa, nie miał pierdolonego prawa poruszać. Dotykanie tematu, który choćby w najmniejszym stopniu zahaczał o tych, których kochałem mógł skutkować tylko jednym.

Wszedł na ścieżkę, która prowadziła tylko do końca drogi.

Korzystając z okazji, że Chad skupił się na rejestrowaniu mojej reakcji, gwałtownym ruchem sięgnąłem po jego nadgarstek. Złapałem go z całą siłą. Ze wszystkim, co siedziało we mnie odkąd przestałem widywać moją Rossę. Ściskałem go tak, żeby cały mój gniew, choćby miał przenieść się na niego moją własną krwią, dotarłby do niego. Miał poczuć moją tęsknotę, miał wiedzieć, że cierpienie po stracie matki było moim największym, pierdolonym koszmarem. Że nawiedzało mnie latami, nie pozwalając funkcjonować w dzień i zasnąć po zachodzie słońca.

- No dalej, Alessandro. – Zatrzymał się, żeby spojrzeć mi głębiej w oczy. - Złap. Mnie. Mocniej. – W jego ślepiach nie było ani grama paniki. Jednak ból, jaki odczuwał przebijał się przez wyraz twarzy, a ja napawałem się nim bardziej niż sobie wyobrażałem.

Posłuchałem go. Życzenie Chada było dla mnie rozkazem i dostał to, o co prosił.

Uchwyt był teraz na tyle mocny, że mimo materiału płaszcza czułem, jak nacisk moich palców przesuwał żyłę znajdującą się pod jego skórą. Nie odrywałem wzroku od jego przepełnionej goryczą twarzy, ale kątem oka i tak wyłapałem to, jak dłonie Chada robiły się bledsze z każdą sekundą.

Im mocniej go trzymałem, tym więcej czułem. Byłem gotów walczyć do samego końca tylko po to, żeby go już nigdy nie puścić.

- Przecież czekałeś na to tak długo. Od tamtego wieczoru w hotelu, pamiętasz? – mówił do mnie, choć jego słowa ledwo docierały do mojej świadomości. – Już wtedy chciałeś to zrobić. Wiem to.

Przypomnienie mi o nim, leżącym w tamtym łóżku zabolało. Ale nie mnie, a jego.

Chad złapał się kantu stołu drugą ręką. W przeciwieństwie do koloru skóry na dłoniach, jego twarz była cała czerwona i bliska paraliżu przez to, jak bardzo próbował powstrzymać swoje reakcje.

- Brakuje ci wrażeń w łóżku, Chad? – zapytałem, co od razu go zdezorientowało. Chciał dalej grać w swoją grę, ale ja zdążyłem rozwiązać ją zanim rozstawił wszystkie pionki. – Po to nagrywasz swoje jęki?

Nie luzując chwytu, obróciłem jego nadgarstkiem. Pociągnąłem go w swoją stronę i wiedząc, że narażałem się na zwrócenie uwagi strażników, zaryzykowałem. Jednym, prostym ruchem odsłoniłem rękaw płaszcza Chada, pod którym, dokładnie tak jak wyczułem, znajdowało się okablowanie. Cienki jak cholera przewód kończący się gdzieś przy szyi, gdzie mieścił się mały jak ziarenko piasku mikrofon. Taki, który wyłapywał wszystkie potrzebne dźwięki.

Taki, który używało się na widzeniach, żeby wyciągnąć z więźnia wszystko, co było potrzebne tym posadzonym wyżej. Wszystko to przy użyciu bliskich dla osadzonego osób. Ale Chad nie był mi bliski. Nie był mi też obojętny.

Chad był tym, który miał zatrzymać mnie za kratami na o wiele, wiele dłużej.

Widocznie sprawienie, że jego samochód nie miał prawa odjechać, było niewystarczające, żeby odsunąć go na dalszy tor.

- Nie muszę ich...

Już miałem nie pozwolić mu dokończyć. Bez zawahania chciałem wstać i dać się ponieść temu, co rwało się ze środka mnie. I zrobiłbym to, gdyby nie wołania strażnika. Coś, co dawało mi jeszcze więcej możliwości, o których Chad nie miał pojęcia.

- Osadzony! Koniec widzenia, wychowawca prosi do siebie.


Tłumaczenie: * Illuminami – Oświeć mnie.

Tied with Lancaster [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz