7. Włoch z krwi i kości

14.4K 672 214
                                    

Veronica

Sama myśl o kolejnych zajęciach przyprawiała mnie o ból głowy. Wymyślanie nagrody za czynne uczestniczenie w nich również. Przekabacenie osadzonych na swoją stronę nie było łatwe, zwłaszcza jeśli jest się kobietą. Mają do nas jakąś awersję, bo wydajemy się kruche i łatwiejsze do zdominowania. No i niestety trochę tak właśnie było. Ale nie wiem kto nie czułby niepokoju w pomieszczeniu pełnym więźniów, mówiąc im, że po namalowaniu obrazu będą musieli usiąść na kocykach i medytować.

Na szczęście tym razem nie musiałam przekupić brata, żeby przygotować materiały na zajęcia. Administrator więzienny pozwolił mi na wypożyczenie kilku koców nikłej grubości. Ale to musiało wystarczyć. Tak jak i im musiało wystarczyć cierpliwości do mnie.

Po okazaniu karty, strażnik wpuścił mnie do środka. Medytacja wydawała się idealna, bo mi też by się taka przydała. Odkąd umówiłam się z Chadem, moja głowa nie pozwala mi myśleć o niczym innym. Pieczenie drożdżówek poprzedniego wieczora skończyło się spaleniem jednej pełnej blachy. Piekarnik na szczęście się ostał i udało mi się przygotować kolejne porcje, które zapakowałam w chusteczki i pojemnik na ciasta.

Tak dawno nie byłam na randce. Tak dawno nie zrobiłam czegoś dla siebie, czegoś co w końcu by mnie jakoś odprężyło. Zwłaszcza po tym, co ostatnio ciągle siedziało mi z tyłu głowy. Bo tego nie dało się ot tak zapomnieć i po prostu żyć dalej. Wiem, bo próbowałam.

Ale ja nie zamierzałam poddać się tak łatwo i trzymać się planu zdemaskowania tego, który mnie nachodził.

Zabrałam się za odsuwanie krzeseł i stolików na boki sali. Dosunęłam je do ściany na tyle, na ile się dało, a to pozostawiło trochę przestrzeni do popisu, który zamierzałam im zafundować. Złożyłam kocyki w prostokąty i zaczęłam rozkładać je w odstępach od siebie. Wyjęłam z torby głośnik, odłożyłam go na środek biurka i podłączyłam do niego telefon. Pozostało mi czekać i przygotować się mentalnie na ich reakcje.

Pisk drzwi i otwierany rygiel wybrzmiał niedługo później, a za nim ciągnęły się kroki osadzonych. Osadzonych i mojego oprawcy.

Spięłam ramiona, przyglądając się jak ich sylwetki wypełniały pomieszczenie razem z szeptami i pomrukami.

– Jeżeli to lekcja leżakowania to ja chętnie skorzystam. Perez chrapie jak stary koń, więc w nocy nie zmrużyłem oka nawet na chwile. Skurczysyn ma taki sen, że nawet jak rzuciłem go laczkiem to się nie obudził – powiedział jeden z więźniów do drugiego.

– Może niedokładnie leżakowanie, ale był dość pan blisko. Dzisiaj zajmiemy się czymś podobnym, bo to też jest forma odpoczynku. A ten jest ważny w rozwoju, pozwalając nam lepiej poznać swoje ciała i nad nimi zapanować – zaczęłam, czekając aż każdy z nich zasiądzie na wyznaczonym miejscu. Większość z nich patrzyła na mnie jeszcze gorzej niż w trakcie pierwszy zajęć, więc dokończyłam myśl za nich: – Medytacja, moi państwo.

– Że taka... – Wychylił się jeden z osadzonych siedzący w drugim rzędzie. – Ommm? – dodał, złączając palce wskazujące z kciukami, co spotkało się ze śmiechem reszty. Z dwojga złego wolałam, żeby to wyśmiewali niż całkowicie potępili.

– Powiedzmy. – Posłałam mu szeroki uśmiech w odpowiedzi, bo taka aktywność była lepsza niż żadna. – Chciałabym, żebyście rozsiedli się wygodnie, najlepiej po turecku. Połóżcie dłonie na kolana, a kiedy puszczę muzykę, weźcie głęboki wdech i zamknijcie oczy. Ale bez oszukiwania! – instruowałam, chodząc po sali w te i we w te. – Wykorzystajcie ten czas, żeby pomyśleć o czymś, lub o kimś dobrym. Zaszyjcie się w tej myśli i odprężcie.

Tied with Lancaster [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz