12. Wpadki, przypadki i wypadki

12.1K 606 184
                                    

Veronica

- Theo! – To ostatnie słowo, które opuściło moje usta gdy drzwi mieszkania otworzyły się na całą szerokość, a mój brat strzelił przez nie jak z procy. Myślałam, że gorzej już być nie może, ale jak zwykle bagatelizowałam umiejętności ośmiolatków. Zwłaszcza tego jednego.

- O kur... - odezwał się Chad, zatrzymując się w pół słowa. – Przepraszam.

Czy on właśnie przeprosił mnie za przeklinanie?

- Nie, o kurwa, to odpowiednie określenie tej sytuacji – wtrąciłam, podbiegając do półki z butami, na której usiadłam. Złapałam w pośpiechu pierwsze lepsze trampki i wepchnęłam je siłą na stopy. Chad złapał za płaszcz i biorąc mnie za rękę, pociągnął za sobą na schody. Trzasnęłam drzwiami mieszkania, nawet ich nie zamykając. Zgubiony brat wydawał się o wiele większym zagrożeniem dla społeczeństwa niż włamanie.

- Niech no tylko go dorwę to... - Nie dokończyłam, bo o mało co nie ześlizgnęłam się tyłkiem po całej długości schodów.

Wbiegliśmy na zewnątrz, a moje oczy od razu zeskanowały teren dookoła, w poszukiwaniu rudej czupryny. Na szczęście Theo miał za krótkie nogi, żeby uciec nie wiadomo jak daleko. Wypatrzyłam go niedaleko piekarni, tuż obok pasażu handlowego.

- Mam cię! – wykrzyczałam poddenerwowana, zaciskając uchwyt na dłoni Chada. Teraz to ja prowadziłam, ciągnąc jego nienadążające ciało za sobą. – Chodź!

- Dlaczego on zwiał? I jak w ogóle... - Mocne szarpnięcie z mojej strony skutecznie uciszyło Chada. Nie potrzebowałam zbędnych pytań, na które sama nie do końca znałam odpowiedź. Bo jedyna, jaka przychodziła mi na myśl to „Po prostu Theo".

Minęłam piekarnie, ciągle utrzymując wzrok na bracie. Wymijaliśmy kolejnych ludzi, jakąś panią z wózkiem i grupkę nastolatków. Theo skręcił w prawo, a my tuż za nim. Byłam już tak blisko, że gdyby nie ciężar szlafroka, prawie bym go miała.

No tak. Przecież wybiegłam na dwór w piżamie.

- Wracaj tu diable! – rzuciłam za nim, kiedy jego wątła sylwetka zniknęła za drzwiami jednego z lokali w pasażu handlowym. Determinacja jaką odczuwałam nie pozwoliła mi nawet zorientować się, gdzie właśnie wchodziłam. Ślepo wbiegłam do środka za bratem, chcąc mieć już to wszystko za sobą.

Nie wiedziałam nawet, czy Chad dalej dotrzymywał mi kroku, bo zdążyłam puścić jego dłoń, żeby zyskać trochę na prędkości. Niestety, za dużo to nie pomogło, bo Theo minął recepcję, której pracownica obrzuciła mnie skonfundowanym spojrzeniem. Nie rozumiałam, co było takiego złego w ubraniu trampek i szlafroka na...

Siłownię. Mój brat wciągnął mnie na jakąś ogromną halę treningową.

Zatrzymałam się w pół kroku, zaciskając palce na klamce drzwi, które naciskająco zmuszały mnie do wejścia do środka. Tak samo, jak wzrok jednej z pracownic, zapewne trenerka. Ona również zwróciła głowę w moją stronę. Zresztą dokładnie tak, jak i cała reszta kobiet na sali. Jej spojrzenie wyrażało więcej niż tysiąc słów, ale przynajmniej usta uformowały się w przyjemnym, zapraszającym uśmiechu. Mimo, że oczy pozostawały trochę przerażone. Ale tylko trochę.

Przełknęłam ślinę, a kiedy chciałam im niezręcznie pomachać, mój brat przebiegł tuż między nimi, wymijając kobiety jak pionki. Cofnęłam więc rękę i wsadziłam ją do kieszeni szlafroka.

- Pani na zajęcia? – odezwała się w końcu trenerka, przerywając niezręczną ciszę, która przebijała się nawet przez muzykę. – Kontynuujcie rozgrzewkę, zaraz do was wrócę – zwróciła się do kobiet, które zgodnie z poleceniem zaczęły znowu ćwiczyć.

Tied with Lancaster [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz