9. Czaszka jak na dłoni

13.2K 695 214
                                    

Veronica

Zachłysnęłam się powietrzem, wciągając je razem z przeciągiem, który pociągnął mnie do tyłu. Moje plecy zderzyły się twardo ze ścianą tuż obok ciągnących się w linii prostej zlewów. Chciałam krzyczeć, chciałam bronić się i jakoś odepchnąć tego, który przyszpilił mnie do kafli. Chciałam, ale to było niemożliwe, bo moje usta zniknęły za szorstko oplatającą je dłonią.

Dłonią, która już mnie wcześniej trzymała.

Kolejna błyskawica oświetliła jego twarz, odbijając blaskiem spojrzenie, które zatrzymało krążenie w moich żyłach. Zamarłam w miejscu, nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Nie mogłam nawet mrugnąć, choć zrobienie tego wydawało się zbyt niepewne. Bo przecież nie wiedziałam, do czego zdolny był Lancaster. Jego rosła sylwetka górowała nade mną, odcinając mi jakąkolwiek formę ucieczki. Palce szczelnie utrzymywały chcące opuścić moje usta krzyki.

Krople deszczu uderzały o szybę z coraz większą częstotliwością. Osadzony nie odrywając ode mnie spojrzenia, sięgnął do jednego z kranów. Monitorowałam każdy wykonany przez niego ruch, zapisując w głowie to, jak się ruszał zupełnie tak, jakbym zbierała zeznania. Wystarczyła chwila, a głośny strumień wody wypełnił echem całą łaźnię. Dokładnie tak, jak mój niekontrolowanie przyśpieszony oddech osadzający się na jego dłoni.

– Znowu węszysz, Rossa – wyszeptał z nutą chrypy w głosie, nachylając się nieco bliżej mojej twarzy, po której niedbale wędrował wzrokiem. Docisnął moją głowę do ściany, używając więcej siły niż poprzednim razem. Otworzyłam szerzej oczy, bo zaczynało brakować mi tchu.

– Jesteś jak lisica obserwująca kury w kurniku. Chodząca wieczorami, obserwująca to, co dzieję się wokół. Szukająca tej jednej, najsłabszej ofiary – mówiąc to, przejechał kciukiem po moim policzku, sięgając aż do nosa. – Ale tak naprawdę jesteś tylko zwykłym małym, nic nie znaczącym zwierzątkiem. I wiesz co, Rossa?

Wbiłam dłonie w kafle, czując jak tracę czucie w paliczkach. Serce waliło mi w piersi, chcąc wyjść na zewnątrz i nigdy do niej nie wracać. Lancaster nie tylko dopychał mnie siłą całej ręki, ale i ciałem. Nacisk sprawiał, że czułam, jakby moje płuca kilkukrotnie się skurczyły. Praktycznie nie mogąc oddychać, ledwo widocznie pokiwałam głową w odpowiedzi.

– Źle dobrałaś swoją ofiarę – dokończył, jednym ruchem odciągając mnie od ściany.

Całe moje ciało poderwało się w bok, a dźwięk, który z siebie wydałam przypominał największą ulgę pomieszaną z największą goryczą. Włosy zasłoniły mi widok, wpadając prosto w oczy. Kilka kosmyków wisiało nędznie na moim czole, a oddech, który udało mi się złapać znowu został zamknięty w pułapce długich palców.

Osadzony obrócił mnie gwałtownie tak, że teraz moja miednica stykała się w ciasnym uścisku z linią blatu zlewów. Woda dalej lała się z jednego z nich, a szum połączony z grzmotami na zewnątrz przyprawiał mnie o gęsią skórkę, która pokryła skórę na moich rękach. Strach też robił swoje.

Silne pociągnięcie dłoni zasłaniającej mi twarz zmusiło mnie do nachylenia się nad kranem prawie do samego końca. Druga dłoń osadzonego odkryła włosy z moich oczu sprawiając, że w końcu widziałam nas oboje w całej okazałości. Siebie, zgiętą w pół, zatrzymaną w potrzasku, którego stwórcą był diabeł we własnej osobie. Dociskający biodrami te moje, patrzący z góry na to, co ze mną zrobił.

Mój wzrok błądził po blacie w poszukiwaniu czegoś, co mogłabym użyć w samoobronie. Ale nic takiego nie było w zasięgu mojej ręki, bo to przecież pieprzone więzienie, w którym wszystko było dopilnowane tak, że nie było opcji zrobienia sobie jakiejkolwiek krzywdy. Ani sobie, ani nikomu innemu.

Tied with Lancaster [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz