33. Odwrócone role

7.6K 423 42
                                    

Alessandro

Wciągnąłem powietrze pchając drzwi ramieniem. Były cholernie ciężkie, więc zwykła próba użycia do tego ręki nie miała ani sensu, ani siły przebicia. Mechanizm zdążył już nieco przyrdzewieć, wydając z siebie drobne skrzypnięcia. Na szczęście w nieszczęściu, udało mi się go choć trochę zakonserwować przed opuszczeniem tego miejsca na kilka, wcale nie tak ładnych lat.

- Zatkaj nos, to nie będzie przyjemne – poinstruowałem Veronicę, ruszając przed siebie.

Mimo upływu czasu dalej pamiętałem woń tego pieprzonego kwiatu, którego posadziłem w ramach kolejnej zmyłki, mniej więcej w połowie drogi. Dziwidło waliło padliną zanim człowiek zdążył się do niego zbliżyć. Było idealnym odstraszaczem na tych, którzy byli tu nieproszeni. Niestety, działało również i na mój nos, który nie znosił dobrze tego jakże pięknego zapachu.

Wstrzymałem oddech, gdy tylko znaleźliśmy się wystarczająco blisko, żeby dojrzeć pęknięcie w kamiennej ścianie. To właśnie za nią znajdowało się pomieszczenie z kwiatem, który miał stały dostęp do wody z niedalekiej rzeki. Choć z perspektywy czasu żałowałem, że tak bardzo skupiłem się na tym, żeby wykombinować dla niego system nawadniający. Przynajmniej teraz nie musiałbym dusić się, próbując przejść przez korytarz.

- Matko, co tak wali... - odezwała się Veronica, wiercąc się na moim barku.

Zaśmiałem się pod nosem na tę uwagę.

Żwir powoli kończył rzęzić mi pod stopami. Im bliżej byliśmy, tym więcej podłoża się spod niego wyłaniało. Kamienne płyty z każdym krokiem robiły się coraz bardziej widoczne, odblokowując wspomnienia, o których niemalże zapomniałem. Przed oczami miałem kolejne z moich przyjść w to miejsce. To, jak tu w pośpiechu wbiegałem. To, jak czasem po prostu siadałem w przejściu i gapiłem się na kolekcję, którą udało mi się przywłaszczyć. Zawsze wtedy myślałem o tym, że nigdy nie okradłbym biednego. Że ci, których grabiłem nie byli dobrymi ludźmi. Ja też taki nie byłem i nigdy nie zamierzałem być, dlatego właśnie wykorzystywałem swoje umiejętności. Skoro i tak byłem już skreślony, robiłem coś, co mogło przynieść choć stopniową ulgę dla pokrzywdzonych.

W końcu przekroczyliśmy próg odsłaniający całą moją złodziejską karierę. Moją kolekcje wozów, o których nie miały pojęcia żadne służby, bo gdyby było inaczej, nigdy nie zobaczyłbym świata na własne oczy inaczej, niż przez okno z kratami. Nie wiedział o niej nikt, oprócz mnie.

Aż do teraz.

- Jesteśmy, mia Rossa. – Ścisnąłem jej udo. - Ty i ja.

Pomieszczenie ciągnęło się przez naprawdę cholernie długi metraż, choć kompletnie się takie nie wydawało. Zasługa odbijającej światło czerni, którą w metrowych płytach wysadziłem zarówno ściany, jak i sufit z podłogą.

Zacisnąłem palce w pięść, czując się przytłoczony emocjami i wspomnieniami, jakie mi przy tym wszystkim towarzyszyły. Rozluźniłem dłoń, kładąc ją na pośladkach Veronici i spokojnym ruchem odstawiłem ją na posadzkę, od razu łapiąc ją za rękę, żeby błędnik zdążył przywrócić ją do normalności.

Na wdech obróciłem się, żeby nacisnąć włącznik odpowiedzialny za uruchomienie skrzynki z prądem znajdującej się o kilka działek dalej, teoretycznie odpowiadając za inną posesję. Podpiąłem ją już na samym początku, upewniając się, że akurat temu gospodarstwu wahania na rachunku nie zrobią większej różnicy.

Po dwóch minutach lampy zaskoczyły, zapalając się jedna, po drugiej, aż cały szereg w końcu się zatrzymał.

Kurwa, ja naprawdę tutaj byłem. Znowu tutaj byłem.

Tied with Lancaster [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz