Veronica
Poderwałam głowę na dźwięk jego głosu. Intuicja mnie nie myliła, był tu. Stał przede mną, a jego buty mignęły mi przed oczami razem z kawałkiem hotelowego uniformu. Powoli powędrowałam wzrokiem wzdłuż nóg Alessa, migrując po biodrach i kończąc na torsie. Nie potrafiłam spojrzeć na jego twarz. Nie umiałam tego zrobić, bo nie wiedziałam do czego będę zdolna.
Co będę w stanie zrobić, żeby tylko się do niego zbliżyć.
Widziałam jak spiął ramiona, a żyła tuż pod jego brodą drgnęła pod wpływem zaciśnięcia szczęk. Uniform składał się z prostych spodni z kieszeniami oraz pasującego do nich kolorem granatowym bezrękawnika nałożonego na bluzkę z długim rękawem. Biała warstwa materiału idealnie opinała muskularne ręce, uwydatniając poszczególne mięśnie i żyły.
- Już wiem – odparł nagle. Te jedno, krótkie zdanie zmusiło mnie do popatrzenia mu prosto w oczy. Nie musiałam błądzić po twarzy Alessa, bo znałam jej rysy wystarczająco dobrze, żeby namierzyć to, co potrafiło przeszyć mnie na wylot.
- Wiesz? – dopytałam drżącym głosem. Wbiłam paznokcie w kolana, drapiąc je w górę aż do ud. Mrowiące paski wcale nie uśmierzyły tego, co budowało napięcie w moim podbrzuszu.
- Wiem – odpowiedział krótko, klękając przede mną na jedno kolano. Wciągnęłam powietrze jednym haustem, prawie się przy tym krztusząc. Śledziłam wzorkiem każdy ruch Alessa, każde jego mrugnięcie i zaciśnięcie zębów. Oparł przedramię o kolano i lekko nachylił się w moją stronę sprawiając, że moje plecy wylądowały na ścianie.
Przełknęłam ślinę. Mogłabym przysiąc, że czułam na twarzy jego oddech. Był tak blisko. Za blisko.
– Wiem, jaką decyzję podjęłaś – szepnął, a dźwięk jego głosu wparował prosto do mojego ucha. – Nie pożałujesz, mia Rossa.
Wystarczył tylko moment, a całe ciepło, które biło od ciała Alessa, zostało mi odebrane. Tylko moment, żeby wstał i bez żadnego zawahania, bez choćby jednego słowa, ruszył pewnym krokiem w przeciwną do mnie stronę. Jedna chwila, żebym straciła go z zasięgu wzroku i tylko minuta na zorientowanie się, że moje nogi nie rzuciły się w pogoń za tym, po co tu przyszły. Zamiast tego dalej siedziałam jak słup soli w tym samym miejscu odkąd tylko się tu pojawiłam.
Wypuściłam głośno powietrze, a bolące płuca dały się we znaki. Przemrugałam cały ból zaschniętych oczu do momentu, aż nie poczułam ulgi. Bo w tamtym momencie to była jedyna ulga, na którą byłam w stanie sobie pozwolić.
Popatrzyłam na swoje dłonie, które mrowiły od pozostawania w jednym miejscu. Poruszyłam palcami, starając się wrócić do rzeczywistości, która mdląco otaczała moje ciało.
- Upadło coś pani. – Usłyszałam nieznajomy mi, damski głos, który wreszcie wyrwał mnie z transu.
Podniosłam głowę i popatrzyłam w jej stronę, ale kobieta właśnie wchodziła do swojego pokoju. Zanim zdążyłam się odezwać, a ona zamknąć drzwi, wskazała palcem na podłogę tuż obok moich stóp. Czując ciągnącą mnie w dół chęć przekonania się o co jej chodziło, spojrzałam w dół. Między moimi nogami rzeczywiście leżało małe zawiniątko przypominające zwiniętą kartkę papieru. Bezzwłocznie złapałam papierek w dłonie i rozwinęłam go z zapartym tchem.
Nadzieja wróciła z momentem, w którym przeczytałam zawartość karteczki.
400. Brava ragazza.
Ręce trzęsły mi się bardziej niż na zakończeniu liceum. Z resztą razem z nogami, co szybko zweryfikowało stawiane przeze mnie kroki. Schody na górę zdawały się ciągnąć bez końca, a wdrapanie się na sam szczyt było największym wysiłkiem dla mojego organizmu. Bo mimo przekonania w mojej głowie, ciało odmawiało mi posłuszeństwa, a resztki zdrowego myślenia podpowiadały, że to co robiłam nie było rozsądne. Ja cała przestałam taka być równo z dniem, w którym przekroczyłam próg Harp Prison.
CZYTASZ
Tied with Lancaster [ZOSTANIE WYDANE]
Roman d'amourDwudziestodwuletnia studentka resocjalizacji penitencjarnej odbywa praktyki w jednym z więzień na Florydzie. Harp Prison nie jest miejscem dla takich jak ona, o czym Veronica Harris dowiaduje się znacznie szybciej, niż by się tego spodziewała. Jeden...