Rozdział 6

1.8K 123 9
                                    

Chodziłem po supermarkecie, szukając produktów potrzebnych na kolację, gdy nagle dostrzegłem pluszaki w kształcie dinozaurów. Zastanawiałem się przez chwilę, jak szybko Budyń, by się z nim rozprawił, ale ostatecznie postanowiłem mu go kupić. Kiedy doszedłem do działu z alkoholami, zacząłem szukać musującego wina. Sam zdziwiłem się, że faktycznie to robiłem... Wziąłem dla niej wino musujące, które tak lubiła, a dla siebie wybrałem czerwone półwytrawne.

Byłem w połowie gotowania, gdy Soleil zadzwoniła do bramy. Otworzyłem jej i uchyliłem lekko drzwi, żeby mogła wejść do środka. Wróciłem od razu do kuchni, aby kontynuować gotowanie.

– Hej! – usłyszałem jej głos i odgłos obcasów.

– Chodź do kuchni! Tylko przekręć zamek w drzwiach, proszę!

– Jasne. Mogę postawić Budynia na podłodze?

– Pewnie. Niech pozwiedza – powiedziałem i zagwizdałem, by do mnie przybiegł. – Cześć, psiaku – uśmiechnąłem się, gdy mała kulka wbiegła do salonu, który połączony był z kuchnią. – Mam dla ciebie prezent, młody. Mam nadzieję, że ci się spodoba. Ale później dostaniesz, bo mam brudne ręce.

Przeniosłem wzrok na Soleil, która weszła do pomieszczenia w letniej czerwonej sukience w małe kwiatki.

– Hej...

– Cześć. Głodna? Nie uwierzysz, co ci kupiłem... Mam nadzieję, że Bóg mi wybaczy, bo zgrzeszyłem... – odparłem, przyglądając się jej, gdy rozglądała się po salonie. Nie było w nim nic specjalnie interesującego. Kominek, dwie jasne kanapy, bo moi znajomi nigdy nie mogli się pomieścić... Kilka delikatnych kwiatów, które dodawały uroku przestrzeni. Ogromne okna wychodzące na zielony ogród, oraz rozsuwane drzwi prowadzące do niego. Oczywiście, w domu miałem także kilka małych rzeźb, które wykonała moja mama.

– Co kupiłeś? – spojrzała na mnie w końcu i wolnym krokiem podeszła do wyspy kuchennej, o którą się oparła.

– Wino musujące.

– Naprawdę? To miłe, dziękuję. Dobrze, że przyjechałam taksówką. Wciąż jesteś przekonany do tego planu? Możemy jeszcze z tego zrezygnować... Spisałam sobie moje warunki... Później ci przeczytam. Wciąż nie wiem, czy chciałbyś mieć tutaj towarzystwo praktycznie obcej osoby.

– Masz swoje mieszkanie? – zapytałem, spoglądając na nią. Kiwnęła lekko głową. – Nie musisz go sprzedawać. Możesz tam czasem jeździć, jak nie będziesz chciała tutaj nocować albo po prostu będziesz potrzebowała czasu dla siebie. Jednak uważam, że powinno tu być trochę twoich rzeczy i musisz znać ten dom, jak własną kieszeń. Będzie to bardziej wiarygodne, zwłaszcza jeśli ktoś nas odwiedzi. Wydaje mi się dziwne, gdybyśmy wzięli ślub i mieszkali osobno. Rozumiesz, o co mi chodzi?

– Tak. To by mogło być trochę podejrzane, skoro będziemy udawać, że to ślub z miłości. Rozumiem, że po kolacji będziemy negocjować te warunki i spiszesz jedną umowę?

– Tak. On zawsze tak biega? Wygląda, jakby był podekscytowany – zwróciłem uwagę na psa, który bawił się w salonie.

– To dla niego nowe miejsce. Musi wszystko obejrzeć. A jak ktoś zauważy, że nie śpimy w jednej sypialni?

– Nikt tu nie będzie nocował, więc nie zauważą. Najpierw zjemy, później wrócimy do tematu i przy okazji cię oprowadzę. Myślałem, że skończę wcześniej gotować... Albo to ty jesteś za wcześnie – zauważyłem, spoglądając na zegarek. – Raczej to drugie.

– Nie lubię się spóźniać. Chociaż czasem faktycznie to robię. Głównie rano. Mój budzik po prostu nieraz nie dzwoni, ale ludzie mi w to nie wierzą...

Ślub na kilku warunkachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz