Rozdział 10

1.8K 117 2
                                    

Po tej krótkiej rozmowie z nami Leora zebrała się do pracy, a tata zaczął oprowadzać Soleil po ogrodzie. Siedziałem na dworze, pijąc spokojnie kawę i zerkałem na nich co jakiś czas. Tak jak na Budynia, który biegał po całym ogrodzie ze swoim pluszowym dinozaurem. Mama usiadła w końcu obok i westchnęła głośno. Wiedziałem, że chciała coś powiedzieć. Byłem tylko ciekawy co...

– Mamo, naprawdę ją kocham – zacząłem pierwszy. Nie ma to, jak zaczynać od takiego kłamstwa... – Nie chcę, żebyś mi mówiła, że nie powinniśmy się spieszyć. Mówiliście, że będę wiedział, kiedy spotkam kobietę dla mnie. Przy niej to poczułem. I wiem, że to ona jest tą jedyną. Chcę, żeby była moją żoną. Chcę z nią mieszkać i mieć do kogo wracać. Nie wyobrażam sobie, że na jej miejscu mógłby być ktoś inny. Chcę zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby była szczęśliwa. Bo ona też sprawia, że ja jestem szczęśliwy.

Przepraszam, mamo...

– Wiem, synku. Wiesz, że zawsze będę cię wspierać. Nieważne, jakie decyzje w życiu podejmiesz. Zawsze je uszanuję. Tą też szanuję. Jest piękną dziewczyną... I uroczą... Inteligentną... Wspólne mieszkanie zbliża też do siebie ludzi.

– Ty z tatą też się zbliżyłaś, jak mieszkałaś u niego, nie?

– Tak. Tylko nasza sytuacja była trochę skomplikowana, wiesz o tym – powiedziała dość cicho. – Jednak udało nam się i patrz, jacy jesteśmy szczęśliwi... Nie okłamuj jej w niczym, dobrze? Bądźcie ze sobą szczerzy.

– Niczego przed nią nie ukrywam i jej nie okłamuję.

To my okłamujemy wszystkich dookoła...

– Twój ojciec ją zagada, to już więcej do nas nie przyjdzie... Biedna, Soleil – westchnęła mama. – Zaraz będzie trzeba ją ratować. Pewnie już całą konstytucję jej opowiedział...

– Nie, chyba jej opowiadał o piwoniach.

– Już ja go znam... Kiedyś gadał przez sen o jakichś artykułach z kodeksu karnego.

– To w jego stylu – zaśmiałem się, przez co skupiłem na sobie ich uwagę. Od razu do nas podeszli. – Usiądź sobie – zwolniłem Soleil miejsce. – Ja sobie przysunę fotel. Napijesz się czegoś?

– Ukradnę ci kawę – stwierdziła, biorąc do ręki kubek. – Dzięki.

– Nie ma za co.

– Soleil, nie lubisz jajecznicy? – zapytała nagle mama. – Zdziwiłam się, jak Laurent napisał mi, żebym jej nie robiła.

– Nie lubię, ale nie sądziłam, że Laurent napisze taką wiadomość... – zerknęła na mnie przelotnie. – Mogli państwo się mną nie przejmować i sobie zjeść.

– My praktycznie jej nie jemy, to on ją uwielbia.

Dzięki, mamo...

– Komuś herbaty? Kawy? – Zmieniłem szybko temat.

Byliśmy u rodziców jakoś do dwunastej. Później pojechaliśmy do mnie, żeby zabrać samochód i pojechać do Soleil po trochę jej rzeczy. Oczywiście mówiła, że ona jeszcze nie jest spakowana i będę musiał na nią długo czekać, ale nie miałem nic lepszego do roboty. Jednak zabrałem sobie z domu przy okazji laptopa, żeby u niej trochę popracować.

Od razu po dotarciu do jej mieszkania rozgościłem się z powrotem na kanapie. A Budyń zasnął obok mnie. Co jakiś czas pytałem brunetki, czy nie potrzebuje pomocy, ale za każdym razem odpowiadała, że poradzi sobie sama.

– Mogę wziąć więcej rzeczy, niż początkowo planowałam?

– Możesz wziąć nawet wszystkie – odpowiedziałem, nie odrywając wzroku od ekranu laptopa. – Nie przeszkadza mi to.

Ślub na kilku warunkachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz