Rozdział 18

1.6K 108 4
                                    

Soleil

Laurent wrócił po swoim wieczorze kawalerskim w dziwnym nastroju, jednak nie był chętny do dzielenia się szczegółami. Opowiedział jedynie, że było fajnie i spędzili trochę czasu w klubie i barze. Jego lekki stan nietrzeźwości sprawił, że nie chciałam go zbytnio przesłuchiwać. Miałam nadzieję, że rano będzie bardziej rozmowny. Pomogłam mu się rozebrać i zaprowadziłam do jego łóżka. Nawet nie miał siły, żeby wziąć prysznic. Przykryłam go i spojrzałam na jego twarz. Oczy mu się już zamykały, jednak utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy.

– Dziękuję, Soleil.

– Nie masz za co mi dziękować. Na pewno nic się nie stało?

– Na pewno. Byłem grzecznym chłopcem. – Uniosłam kącik ust, gdy usłyszałam jego słowa.

– W to nie wątpię. Teraz też nim bądź i idź spać. Ja też pójdę już się położyć, dobrze? W końcu dzisiaj jest mój dzień, muszę się wyspać. Śpij dobrze, Laurent.

– Dobranoc. Soleil? – Usłyszałam jego głos, zanim wyszłam z pokoju. – Dziękuję za wszystko. I cieszę się, że jesteś, wiesz?

– Śpij dobrze, Laurent.

Postanowiłam mu nie zamykać drzwi. Przymknęłam je tylko. Swoje tak samo. Wolałam usłyszeć, gdyby w nocy było mu niedobrze. Przynajmniej zrobiłabym mu herbaty.

Położyłam się w łóżku i przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w sufit. Nie mogłam uwierzyć, że nasz ślub naprawdę zbliżał się wielkimi krokami. Nie wierzyłam, że faktycznie mieliśmy to zrobić. Miałam wiele szczęścia, że trafiłam właśnie na Laurenta, chociaż często dręczyły mnie wyrzuty sumienia, że to właśnie na niego trafiło i że go w to wciągnęłam.

Laurent był typem osoby, która poszukuje prawdziwej miłości, a przeze mnie nie mógł na razie jej szukać. Jednak nikt w całym moim życiu nie szanował mnie tak bardzo, jak właśnie on. Zawsze szanował moje zdanie, umiał wysłuchać i rzeczywiście słuchał tego, co miałam do powiedzenia. W przeciwieństwie do niektórych moich znajomych, którzy udawali, że słuchają, a tak naprawdę tego nie robili, Laurent potrafił stworzyć atmosferę prawdziwej rozmowy. Czułam się doceniona.

Wydawało mi się nawet, że faktycznie powoli zaczynaliśmy się zaprzyjaźniać. Zastanawiałam się jedynie, jak będzie wyglądała nasza podróż poślubna i nasze życie po powrocie. Czy ta bańka szczęścia pęknie? Czy zaczniemy się kłócić? Czy w ogóle coś między nami się zmieni?

Największe wyrzuty sumienia miałam, gdy patrzyłam na jego mamę. Była naprawdę szczęśliwa, że jej syn się żeni i jest naprawdę szczęśliwy. Była cudowną osobą i to ją najciężej było mi okłamywać. Nie miałam takiego problemu nawet z moimi rodzicami. Laurentowi zależało na jej szczęściu chyba jeszcze bardziej niż na własnym.

W końcu to był też powód, dla którego zgodził się na ten cały ślub. Chciał, żeby przestała się wreszcie o niego martwić i żeby była szczęśliwa. Ja chyba bym tak nie potrafiła się poświęcić, żeby uszczęśliwić innych. Jednak Laurent był specyficznym człowiekiem.

Z trudem udało mi się tej nocy zasnąć. I nawet gdy zasnęłam, to śnił mi się mężczyzna, który spał za ścianą. Musiał przestać mi się śnić. Praktycznie codziennie to robił, ale nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, bo ani razu mu o tym nie wspomniałam.

Zdziwiłam się rano, gdy zobaczyłam go w kuchni, robiącego kawę. Byłam wręcz pewna, że będzie spał do południa.

– Dzień dobry – przywitałam się, wchodząc niego głębiej.

Ślub na kilku warunkachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz