Wieczór kawalerski. Wszyscy panowie z naszej paczki byli podekscytowani na ten dzień. Postanowiliśmy zrobić sobie męski dzień. Od samego rana. Zdecydowaliśmy się także odciąć od telefonów komórkowych i wszelkich kontaktów z płcią piękną. Na początku myślałem, że to zadanie będzie dla mnie banalnie proste, ale w mojej głowie krążyły myśli o Soleil. Co aktualnie robi, gdzie się znajduje... Z kim? To było bardzo dziwne. Na szczęście reszta chłopaków potrafiła skutecznie przekierować moją uwagę na nasze zaplanowane aktywności. Nawet Elvis, zazwyczaj nieobojętny na temat Leory, powstrzymywał się od rozmowy o niej... To był akurat cud.
Po rozpoczęciu dnia od pysznego śniadania postanowiliśmy spędzić czas na polu golfowym. Szczególnie że pogoda była wręcz idealna, a słońce nie prażyło zbyt intensywnie. Liam nie był fanem tego sportu, więc on chodził za nami po polu i pił piwo. Choć starał się śledzić lot naszych piłek, nieustannie pytał, gdzie dana piłka poleciała, bo nawet jej nie zauważył.
– Myślicie, że mają tutaj krokodyle? – zapytał nagle.
– I tygrysy – odezwałem się. – Nie słyszałeś przed chwilą?
– Nie. Serio?
– No tak. Musisz dobrze słuchać, pewnie niedługo znowu zaryczy – dołączył do tego żartu Elvis. – Był też przed wejściem napis, żeby uważać na tygrysy, bo mogą spacerować po polu.
– Co ty gadasz?
– No mówię ci... Nie zmyślam przecież.
Liam przez cały czas siedział blisko wózka golfowego, rozglądając się nieustannie po okolicy. Z Elvisem i Willem ledwo powstrzymywaliśmy śmiech, gdy mówił, że chyba coś słyszał.
– Czy on coś brał przed przyjściem tutaj? – zapytałem Willa, który tylko wzruszył ramionami.
– Prawdopodobnie. Inaczej nie uwierzyłby w te wasze tygrysy.
– Tak myślałem.
– Jak ja mam trafić w tę jebaną piłkę?! – usłyszałem zirytowany głos Gabriela, który rzucił kij na trawę. – Nienawidzę golfa! Kto wymyślił, żeby tutaj przyjść? Stafford?
– Oczywiście że ja. A kto by inny to zaproponował? To w końcu mój dzień. A ty Liam... Mieliśmy iść na gokarty. Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę.
– Dlatego piję – rzucił. – Żebym nie musiał z wami jeździć. Wezmę sobie flagę i będę wam nią machał.
– Czy jakakolwiek dzisiejsza atrakcja ci się podoba, marudo?
– Pójście do klubu – odpowiedział i szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy. – Wiecie, że ja nie jestem wielkim fanem robienia...czegokolwiek. Soleil ma ładne koleżanki? Są zajęte? Będzie się z kim pobawić na weselu? Napić chociaż?
– Bardzo ładne. Córka Effie też wraca do miasta na to wesele.
– Wieki jej nie widziałem – stwierdził cicho Liam. – Zmieniła się? Miała chyba z osiemnaście lat, kiedy ostatni raz ją widziałem.
– Wyładniała. W ogóle nosi teraz okulary.
– Kocham kobiety w okularach.
– Nudno tak jest bez nich, nie? – zapytał Will. – Tak dziwnie...
Nie dziwiłem się, że czuł się nieco dziwnie. Spędzali z Ashley razem mnóstwo czasu. Mieszkali razem, pracowali razem... Był przyzwyczajony do jej obecności.
Po golfie pojechaliśmy na gokarty. Zrobiliśmy sobie nawet małe wyścigi. Wtedy dopiero całkowicie wyłączyłem myślenie o czymkolwiek innym i skupiłem się na jeździe. Ani razu nie pomyślałem nawet o pracy. Dopiero po tym małym wyścigu pomyślałem, że pewnego dnia będę musiał zabrać Soleil właśnie na gokarty. Byłem ciekawy, czy by jej się spodobało i jak by się zachowywała. Czy chciałaby się ścigać, czy jeździłaby dość spokojnie i ostrożnie?
CZYTASZ
Ślub na kilku warunkach
RomanceŻycie Laurenta Stafforda, doświadczonego adwokata, diametralnie zmienia się, gdy przez przypadkowe spotkanie z Soleil Beaumont zostaje wciągnięty w wir nieprzewidywalnych wydarzeń. Ojciec dziewczyny, pragnąc dla niej szczęścia, zaczyna rozmawiać prz...