Rozdział 13

1.7K 113 1
                                    

Postanowiłem na drugi dzień pojechać do cioci. Nie chciałem odkładać tej rozmowy. Potrzebowałem w końcu jej pomocy. Zaparkowałem samochód na podjeździe i po chwili zapukałem do drzwi. Jednak otworzył mi je wujek Sam.

– Cześć, młody.

– Hej. – Uścisnąłem jego dłoń. – Mogę na chwilę? Nie zajmę wam dużo czasu, obiecuję. Nie chcę przeszkadzać. Ciocia jest w domu?

– Nikomu nie przeszkadzasz, wchodź. Effie! Laurent przyjechał!

– Rodzice wam o czymś mówili? – zapytałem, gdy weszliśmy do salonu i pocałowałem kobietę w policzek.

– Nie, a co się dzieje?

– Zaręczyłem się – poinformowałem i patrzyłem przez chwilę na ich zszokowane twarze. – Nie musicie gratulować – zaśmiałem się, drapiąc nerwowo po karku. – Ma na imię Soleil i jeszcze tego lata odbędzie się ślub. Mała uroczystość w ogrodzie jej rodziców. Mam nadzieję, że uda wam się przyjść. Dzisiaj może ogarniemy datę, to wam dam znać, kiedy dokładnie. Dobra, teraz możecie coś powiedzieć, bo trochę się stresuję.

– Gratulacje, młody – powiedział wujek, uśmiechając się szeroko. – Ale nie mogę uwierzyć, że nigdy nam jej nie przedstawiłeś. Nam!

– Wiem, wybaczcie. Ciociu?

– Tak bardzo się cieszę – odparła dość cicho. Albo mi się wydawało albo miała łzy w oczach. – To ze szczęścia... Mama pewnie się cieszy, co?

– Bardzo. Tata tak samo.

– Chodź, siadaj. Czego się napijesz? Kawy?

– Poproszę – powiedziałem i zająłem miejsce na kanapie. – Taką mniejszą możesz mi zrobić, bo ostatnio za dużo kawy piję.

 – Twój ojciec też taki był – zaśmiał się Sam. – Kiedy będziemy mieli ten zaszczyt ją spotkać? Chyba nie będziesz jej ukrywał do samego ślubu, co? Mogłeś wcześniej już się pochwalić, że kogoś masz.

– Praktycznie nikt o nas nie wiedział. Teraz już nie ma sensu tego ukrywać. Więc ciociu... Mam prośbę.

– Kwiaty ci ogarnie Lizzy – powiedziała od razu, jakby czytała mi w myślach. Postawiła na stoliku filiżankę z kawą i zajęła miejsce obok. – Jak najszybciej podaj mi datę, Laurent. Jeśli chodzi o krzesła, dekoracje i inne takie potrzebne rzeczy, to zadzwonię do Martina, jak będę znała szczegóły. Ogarnijcie to jak najszybciej, a ja zajmę się resztą. Niczym nie musisz się martwić. Ciocia wszystko ci ogarnie. Mam przynajmniej taką nadzieję...

– Kocham cię.

– No wiem przecież. Jestem najlepsza – poklepała mnie po udzie. – W końcu jestem twoją matką chrzestną... Lepiej trafić nie mogłeś.

– To prawda. Ale nie mów Vanessie, bo się obrazi, że to przyznałem.

– To będzie nasza tajemnica. Byli u nas ostatnio z Mattem na obiedzie. Oni już wiedzą? – zapytała, ale pokręciłem od razu głową. Męczyło mnie to całe informowanie o tym ludzi i może po cichu liczyłem na to, że tata powie im o zaręczynach.

*

W niedzielę mieliśmy pojechać do moich rodziców na obiad. Byłem bardzo ciekawy tego obiadu. Miałem nadzieję, że pójdzie tak samo dobrze, jak śniadanie, które u nich wcześniej jedliśmy. A może nawet lepiej, bo Leora powiedziała, że wyjeżdża z miasta na kilka dni i nie przyjdzie. Zaparkowałem samochód pod domem rodziców, a Beaumont odpięła pas.

– Zestresowana?

– Nie – odpowiedziała, przeglądając się jeszcze w lusterku. – Twoi rodzice są w porządku. Liczę na to, że pokażą mi dzisiaj jakieś twoje zdjęcia z dzieciństwa. Z chęcią bym je obejrzała, a ostatnio tego nie zrobiliśmy, bo ich chyba zszokowaliśmy wieścią o zaręczynach.

Ślub na kilku warunkachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz