Rozdział 22

1.6K 107 4
                                    

Pod wieczór wybraliśmy się na kolację. Szliśmy w stronę plaży, gdy Soleil złapała moją dłoń i splotła nasze palce. Byłem zdziwiony, ale jednocześnie cieszyło mnie to, że to właśnie ona zdecydowała się na ten gest. Dużo mi to powiedziało. W końcu nikogo znajomego nie było na wyspie. Nie musieliśmy przed nikim udawać. Przejechałem kilka razy kciukiem po jej delikatnej skórze. W tym samym momencie na siebie spojrzeliśmy i się uśmiechnęliśmy. Brunetka miała na sobie dopasowaną czerwoną sukienkę, dlatego zdecydowałem się założyć koszulę. Nie było już takiego upału, więc nie miałem na co narzekać. Wędrowaliśmy krętymi uliczkami, po których nawet nie jeździły samochody, a otaczająca nas cisza dodawała chwili niepowtarzalnego uroku.

– Zrobimy sobie zdjęcie? – zapytała nagle, gdy uwieczniła na zdjęciu zachód słońca.

– Jasne.

Soleil była mistrzynią w robieniu selfie, więc nawet nie proponowałem, że ja mogę je zrobić. Ona była w tym o wiele lepsza. Uśmiechnąłem się, gdy mnie objęła i wyciągnęła przed siebie rękę. Zrobiła nam kilka zdjęć pod różnym kątem. Na jednym nawet pocałowała mnie w policzek.

– Zostawiłam ci odbite usta na policzku – zaśmiała się cicho, przejeżdżając po nim kilka razy. – Czekaj, mam chusteczkę.

Kontynuowaliśmy drogę, jak tylko wytarła mi policzek. Nie chwyciła jednak mojej dłoni, więc postanowiłem objąć ją ramieniem.

– Ładnie pachniesz – powiedziała cicho.

– Dziękuję. Ty też, ale już ci to mówiłem, zanim wyszliśmy.

– Mówiłeś też, że pięknie wyglądam.

– Bo to prawda. Jak chcesz, to mogę ci to powtarzać co kilka minut – uśmiechnąłem się pod nosem, a ona od razu pokręciła głową.

 – Nie musisz. Zachód jest dzisiaj piękny. Pewnie codziennie będzie tak ładnie.

Znaleźliśmy przy plaży jakąś przytulną małą knajpkę. Było nawet miejsce na zewnątrz przy stoliku, dlatego odsunąłem Soleil krzesło i uśmiechnąłem się do kelnerki, która do nas podeszła.

– Dzień dobry – przywitałem się, odbierając od niej menu.

– Może coś do picia na początek?

– Macie może szampana?

– Oczywiście – odpowiedziała mi.

– To całą butelkę poprosimy.

– Oczywiście.

Zostawiła nas samych, dając nam czas na przejrzenie menu i zerknąłem na Soleil, gdy zdałem sobie sprawę, że się we mnie wpatrywała.

– Co?

– Nie miałeś ochoty na wino?

– Miałem, ale w inny dzień się napiję. Albo skoczymy do sklepu po drodze i sobie kupię na wieczór.

– I tak musimy iść, bo nie mamy nic do jedzenia. Może nawet spróbuję trochę tego twojego wina. Musisz jakieś dobre wybrać. Byle nie było wytrawne.

Zamówiliśmy jedzenie i nalaliśmy sobie szampana. Uniosłem kieliszek, czekając, aż Soleil zrobi to samo.

– Proponuję toast. Za nas. Za nasze małżeństwo... Żebyśmy się nie pozabijali i byli szczęśliwi. A co ma być, to będzie, prawda?

– Prawda. Za nas.

Stuknęła lekko o mój kieliszek. Napiliśmy się i spojrzałem na wodę, gdy odłożyłem kieliszek na stolik.

Ślub na kilku warunkachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz