Rozdział 34

1.6K 106 8
                                    

Laurent

Święta. Czas, który dla niektórych jest najbardziej magiczny w całym roku. W domu rodziców zawsze panowała wtedy cudowna atmosfera. Tym razem jednak organizowaliśmy święta u nas. Postanowiliśmy z Soleil trochę zaszaleć i przyozdobiliśmy praktycznie każdy kawałek domu. Nawet kupiliśmy sobie specjalnie świąteczną pościel. W domu unosiła się radosna energia. Rodzice wspominali różne anegdoty z naszego dzieciństwa, zawstydzając każde z nas po kolei.

Nawet Elvisa, który spędzał u nas mnóstwo czasu, gdy byliśmy młodsi, więc mieli zapas historyjek z nim w roli głównej. Siedział na kanapie, trzymając dłoń na kolanie Leory.

Jednak postanowili z Leorą spróbować być razem. Na początku było mi dość dziwnie na nich patrzeć, ale próbowałem się przyzwyczaić.

Stanąłem przy oknie, trzymając w dłoni gorący kubek czekolady, i patrzyłem na delikatne płatki śniegu, wirujące za szybą. Zerknąłem na Soleil, gdy stanęła obok, opierając głowę o moje ramię. Objąłem ją, przyciągając nieco bliżej siebie. Pachniała pierniczkami. Uniosłem lekko kącik ust, gdy poczułem ten zapach.

– Co pijesz?

– Czekoladę, chcesz?

– Myślałam, że już wypiłeś. Jasne, że chcę – szepnęła, zanim wzięła łyczka. – Jesteś głodny, kochanie? Mogę ci coś podgrzać, jeśli chcesz. Albo może ciasta spróbujesz? Twoja mama przywiozła.

– Mogę zjeść kawałek na deser, ale to zaraz. Mogę cię na chwilę prosić? Może do sypialni?

– Jasne. Zaraz wrócimy – zwróciła się do reszty, gdy zaczęliśmy się kierować w stronę pokoju. – Coś się stało? Źle się czujesz?

– Nie, nic się nie stało. Chciałem ci coś powiedzieć.

– Coś złego?

– Nie... Czemu od razu myślisz, że coś złego?

– Nie wiem. Tak jakoś – wzruszyła ramionami, gdy weszliśmy do środka i zamknęła za nami drzwi od sypialni. – Zaczynasz mnie stresować, Stafford.

– Chciałem ci tylko powiedzieć... – stanąłem przed nią, żeby patrzeć jej w oczy – że cię kocham, Soleil. Już w zasadzie od jakiegoś czasu, ale jeszcze nigdy ci tego nie powiedziałem. Ale nie chcę dłużej się powstrzymywać. Cholernie cię kocham, skarbie. Jesteś moim słońcem, które rozjaśni każdy dzień... Nawet ten najbardziej ponury i deszczowy. Moją nadzieją w trudnych chwilach.

– To bardzo dobrze, wiesz czemu? Bo ja też cię kocham. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby cię nie być w moim życiu.

To było jak spełnienie moich najskrytszych marzeń. Potrzebowałem chwili, aby naprawdę zrozumieć, że to, co usłyszałem, wyszło z jej ust. Jednak spojrzenie, które wymieniliśmy, było pełne szczerości i głębokiego przekonania. Jej oczy błyszczały wtedy, jak gwiazdy na letnim niebie. A moje serce zaczęło bić tak szybko, że miałem wrażenie, że zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej.

Złączyłem nasze usta w powolnym, czułym pocałunku, mając nadzieję, że nikt nie przeszkodzi nam w tym romantycznym momencie. Położyłem dłonie na jej talii, przyciągając ją bliżej siebie.

– Spodziewałbyś się, że tak to się potoczy? – zapytała cicho, gdy się od siebie odsunęliśmy.

– Miałem taką nadzieję. Zwróciłaś moją uwagę już, jak wbiegłaś wtedy do windy w kancelarii. Z tymi swoimi rozwalonymi włosami, które odstawały na każdą stronę przez wiatr. Wyglądałaś uroczo. Nawet ciężko mi było odwrócić od ciebie wzrok. Zastanawiałem się wtedy, kim jesteś i co robisz w kancelarii. Pomyślałem nawet, że możesz być żoną swojego ojca...

Ślub na kilku warunkachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz