Oczy zaczynały już go boleć, tak samo jak plecy. Przeczytał ponad połowę książki i dalej nic nie znalazł. Dowiedział się o wielu chorobach, mniej lub bardziej abstrakcyjnych.
Sam dokładnie nie wiedział na co on cierpi. Lekarze załamywali ręce, książki nic nie mówiły.
A wszystko zaczęło się jakoś rok temu.
Obudził się w środku nocy, cały oblany potem. Miał właśnie najdziwniejszy koszmar. Nagle zebrało mu się na wymioty. Poleciał do toalety, padając na kolana przed sedesem. Zwymiotował krwią. Nie przeją się tym zbytnio, zaważając na fakt, że poprzedniego dnia wlał w siebie litry alkoholu na pusty żołądek. Parę dni później, podczas szkicowania , dostał napadu kaszlu. Zakrył usta dłonią a gdy mu przeszło , zauważył, że ma na niej krew. Kilka kropel kapnęło na biurko, na szczęście nie niszcząc pracy. Tego samego dnia zauważył, że na kostce pojawił mu się dziwny wzór, przedstawiający fragment gałązki z kwitnącym na niej kwiatem. Nie przypominał sobie , żeby robił tatuaż. Próbował go zmyć, ale na daremno.
Dwa tygodnie później atak kaszlu się powtórzył. Następnego dnia, gdy wyszedł ze znajomymi, zemdlał. Szybko jednak odzyskał przytomność gdy Layla oblała go wodą.
**
- Kiedy zrobiłeś tatuaż?- zapytała, gdy szli do klasy.
- Co?- zmarszczył brwi.
- No na kostce! Gdy zemdlałeś trzeba było cię przenieść z drogi, zauważyłem w tedy, że masz tatuaż na kostce. - wyjaśniła.
- A to... jakiś czas temu.- odburkną.
**
Dwa tygodnie później atak znowu się powtórzył. Tym razem silniejszy. Na kostce pojawił się kolejny fragment gałązki.
**
- ....veh? Słuchasz ty mnie? -
- Ach wybacz! Zamyśliłem się. To co mówiłeś? -
- Chodzi o ....
**
Kolejny atak miał miejsce już po tygodniu. Był silniejszy od poprzedniego.
**
- Co zamawiasz?
- Nie jestem głodny.
- Kaveh musisz coś jeść!
- Nie martw się niedawno jadłem. Wezmę tylko wodę.
- Jak chcesz.- białowłosy wywrócił oczyma.
***
- Kaveh ? Wszystko w porządku ?
- Niedobrze mi. Zaraz wracam! - wstał od stolika i pobiegł do łazienki. Nachylił się nad zlewem kaszląc. Po umywalce spłynęła czerwona ciecz. Przeklną w myślach. Podwiną nogawkę. Tak jak przypuszczał, pojawił się kolejny fragment gałązki.
***
Po dwóch miesiącach miał dość. Ataki były coraz silniejsze, zaczynał przypominać widmo. Dodatkowo zaczął mieć problemy ze snem. Postanowił powiedzieć o wszystkim swojemu , obecnie byłemu,
chłopakowi z którym mieszkał. W zamian został wyśmiany i nazwany świrusem oraz wyrzucony za drzwi.
Tygodniami włóczył się po mieście od hotelu do hotelu. Przyjaciele dopytywali go czy wszystko w porządku ale zbywał ich. Chcieli pomóc, jednak żadne nie mogło mu ofiarować dachu nad głową. Większość mieszkała w akademiku i mieli już współlokatorów. Ci co mieli własne domu zazwyczaj niedzieli z rodzicami lub partnerami i nie mieli wolnego pokoju. Pewnego dnia przerosło go to . Dostał kolejnego ataku, najsilniejszego z dotychczasowych. Poszedł do najbliższej karczmy i upił się.
Znaleziono go w ogrodzie Akademiyi. Jako iż na nią uczęszczał będąc bardzo dobrym uczniem oraz mógł się pochwalić kilkoma zaprojektowanymi budynkami w tym „ The Palace of Alcazarzaray" dlatego sprawy nie zgłoszono nigdzie i nie spotkała go surowa kara, oprócz długiego wykładu skryby, na którym wystarczająco nasłuchał się o poprawności, szacunku i wychowaniu oraz usłyszał sporo najróżniejszych obelg a nawet wyzwisk, że starczy mu do końca życia. W ten sposób poznał Alhaithama. Wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę, o przeszywających oczach, których spojrzenie powodowało, że blondynowi kolana miękły a serce robiło dwa salta w tył , srebrzystych, krótkich włosach oraz twarzy jak sławnego aktora Czy modela. Wystarczyło jedno spojrzenie na niego a czerwonooki zapominał języka w gębie. Jego niski głos powodował u niego wulkan motyli w brzuchu. Jedyną jego wadą był poważnych i chłodny charakter. Nie był w żadnym wypadku duszą towarzyską, co to to nie. Mimo, że na dźwięk jego głosu blondyn się topił, to po usłyszeniu słów jakie opuszczały jego idealne usta , odrazu powracał na ziemię, jakby ktoś wylał na niego wiadro zimnej wody. Owy mężczyzna postanowił się nad nim zlitować oferując mieszkanie w zamian z sprzątanie oraz płacenie czynszu. Zgodził się na takie warunki. Od momentu wprowadzenia się do skryby, ataki ustały. Blondyn powoli wracał do siebie. Na nowo mógł jeść bez obawy, że zwymiotuje, koncentracja powróciła a omdlenia przestały się zdarzać. Nawet problemy ze snem zniknęły. Jednak jego radość nie trwała wiecznie. Po sześciu miesiącach triumfu miał miejsce na nowo atak. Tym razem najsilniejszy ze wszystkich. Takiego bólu nigdy nie przeżył.
Był środek nocy. Wybudził się gwałtownie, zanosząc przeraźliwym kaszlem. Z ust lała się krew, spływając między palcami zakrywającej je ręki, na pościel. Drugą rękę zacisną na koszulce. Zaczynało brakować mu powietrza. Rozpaczliwie próbował zaczerpnąć tchu, ale jedyne powodowało to większy uścisk w klatce. W takim stanie zastal go Alhaitham. Przerażony skryba podał chłopakowi chusteczki a następnie objął go , dzwoniąc po karetkę. Szaro-włosy coś mówił, jednak żaden dźwięk nie docierał do uszu blondyna . W objęciach wyższego, otoczony jego zapachem, atak powoli zaczął ustawać. W końcu spięte mięśnie rozluźniły się a do płuc dotarło powietrze. Gdy atak całkowicie ustał, do pokoju wpadki ratownicy medyczni. Zabrali go do szpitala. Przeszedł kilkanaście badań. Pobrali mu krew, dali jakiś zastrzyk, kazali coś wypić, podali tabletki i jakiś syrop. Wszystko to blondyn pamięta jak przez mgłę. Lekarze coś mówili a on nic nie słyszał. Był jak w amoku.
Następnego dnia wypisali go ze spirala. Nie udało się dojść do tego, na co cierpiał chłopak.
Zielonooki stał się przewrażliwiony. Woził go po najróżniejszych lekarzach. Pewnego dnia zawiózł go do przyjaciela zajmującego się ziołolecznictwem. W taki sposób poznał Tighnari'ego. Dzisiaj są dosyć blisko i razem z Cyno często chodzą na piwo, skryba też czasem do nich dołącza. Chłopak również go przebadał . Podał mu jakiś napar i tabletki ale pokręcił głową na pytanie „czy wiesz na co jest chory?". Na odchodne dał im woreczek ziół i kazał pić codziennie.
Mimo, że ataki nadal miały miejsce, Kaveh robił wszystko aby szaro-włosy się nie dowiedział. Okazało się to skuteczne ,ponieważ parę tygodni później mężczyzna trochę odpuścił, pochłonęła go też praca i obowiązki. Mijały dni, dni przerodziły się w tygodnie a tygodnie w miesiące, aż w końcu miną rok. Z czerwonookim było coraz gorzej. Obecnie cała lewa noga była przyozdobione gałązkami z kwiatami, przypominające kwitnące wiśnie. Wczoraj kwiaty pojawiły się też na biodrze.Westchną zrezygnowany, przewracając kartkę.
Zmarszczył brwi, widząc stronę zdobioną takimi samymi kwiatami co jego ciało. Nagłówek mówił: „Klątwa Sakuranochi".
Zainteresowany zaczął czytać.Klątwa Sakuranochi to śmiertelna choroba zwana również „klątwą krwi kwiatu wiśni ". Jej charakterystycznym objawem są pokazujące się na ciele, wyglądające jak tatuaże, wzory w kształcie gałązek z kwitnącymi kwiatami wiśni. Towarzyszą jej również ataki kaszlu czy wymioty z krwią , omdlenia, brak apetytu, problemu z koncentracją, migrena, uściski w klatce piersiowej, bóle serca i brzucha, w niektórych przypadkach może prowadzić do amnezji i wiele innych.
Nieleczona może spowodować śmierci ofiary. Sposób zachorowania jest nieznany. Jednakże jest ona uleczalna.Odetchną z ulgą. Nie zdawał sobie sprawy, że wstrzymuje oddech.
Aby złamać klątwę , osoba cierpiąca musi zakochać się w swojej bratniej duszy. Jednakże miłość musi być odwzajemniona. Zakochanie zazwyczaj następuje samoistnie gdy chory napotka tę osobę.
Zmarszczył brwi.
Bratnia dusza może być tej samej płci. Rozpoznać ją można po tym, że po jej spotkaniu ataki ustaną a stan przeklętego się poprawi, jednakże samopoczucie może ulec znacznemu pogorszeniu gdy nie rozkwitnie miłość. Kolejnym znakiem charakterystycznym jest występowanie na jej ciele czarnych z.....
Tu tekst się urwał. W jego miejscu widniała ogromna dziura.
- JEBANE MOLE KSIĄŻKOWE!- przeklną. Zrezygnowany spojrzał na fotografie obok. Była ona namalowana prawdopodobnie akwarelami. Przedstawiała parę, tkwiącą w czułym uścisku. Kobieta miała na sobie zwiewną, białą suknię. Jej ramiona były odsłonięte, widniały na nich takie same kwiaty jakie miał blondyn. Obejmujący ją mężczyzna miał na sobie ciemną szatę również odkrywającą ramiona, na których widniały skomplikowane, czarne wzoru. Całował kobietę w czoło, odgarniając włosy z jej twarzy, oboje mieli na ustach uśmiech. Wyją telefon i zrobił zdjęcie fotografii.
Następnie odłożył telefon na bok, chowając twarz w dłoniach .
- Jak ja do cholery znajdę moją bratnią duszę?! - jękną powstrzymując łzy.
W pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk telefonu. Podskoczył, cudem unikając zawału. Rozejrzał się na boki i uświadamiając sobie, że to jego telefon, odebrał.*************************************************
Fanart u góry przedstawia tatuaże jakie miałam na myśli, nie należy on do mnie, wzięłam go z pinteresta i posłużył mi za inspirację.
~xoxo
autorka
CZYTASZ
Cure
FanfictionKlątwa Sakuranochi to śmiertelna choroba zwana również „klątwą krwi kwiatu wiśni ". Jej charakterystycznym objawem są pokazujące się na ciele, wyglądające jak tatuaże, wzory w kształcie gałązek z kwitnącymi kwiatami wiśni . Nieleczona może prowad...