<7>

117 11 16
                                    

Opuściwszy budynek, rozejrzał się po parkingu. Jego oczy napotkały znajomy, czarny samochód ( nie znam się na samochodach okej?) , ruszył w jego kierunku. Poczuł wibracje telefonu w tylnej niedzieli. Szubko go wyją i wszedł w wiadomość od młodej pisarki.

Collei

Jak poszła rozmowa o pracę?

Dobrze! Dostałem tę robotę!

Oooooo super! Wiedziałam, że dasz radę!
Wysłałam ci streszczenie oraz opis postaci
Narysujesz okładkę?

Jasne!

Dobra
Tylko postaraj się proszę żeby była gotowa na środę
Spotkamy się i uzgodnimy szczegóły do których rozdziałów będziesz rysował
Godzinę jeszcze ustalimy

Okej na środę będzie gotowa
A w jakim stylu ma ona być?

Zrób najlepiej w swoim
Żeby też było ci łatwiej
Mi obojętnie

Okej

- Hej uważaj, chcesz sobie guza nabić?- poczuł  silne ramię na swoim brzuchu, ratujące go przed zderzeniem z samochodem. Podniósł lekko zdziwione spojrzenie na mężczyznę przed nim. Napotykając rozbawione spojrzenie zielonych oczu, speszony odwrócił wzrok.
- Sorki, zagapiłem się.
- Z kim tak zażarcie piszesz?- Zapytał, otwierając mu drzwi. Blondyn zdziwiony podniósł brew ale bez komentarza wsiadł do samochodu.
- Z Collei, na temat książki.- Odrzekł, gdy szaro-włosy wsiadł z kierownicę.
- Czyli rozmowa o pracę się powiodła?
- Tak! Ale weź! Mój szef jest przerażający! - odpowiadał mu śmiech, samochód ruszył.

- Jak będziesz pracował? - zapytał kierowca po paru minutach ciszy.
- Z domu. Jeżeli szef będzie potrzebował mnie na miejscu, powiadomią mnie.
- Czyli nie zamierzasz rezygnować z uczelni?- spytał.
- A czego miałbym? Nadal chcę zostać architektem, to tylko praca dorzecza.- Odrzekł, odpisując zielonowłosej.
- Mhm, rozumiem.- stwierdził, patrząc zamyślony na drogę.
- A u ciebie w pracy wszystko gra?- spytał, nie podnosząc wzroku.
- Tak. Uporałem się ze wszystkim, także resztę dnia mam wolną. Chyba, że coś wypadnie.- westchną , skręcając.
- Mhm.- dostał mruknięcie w odpowiedzi.
- Jutro mam wolne.
- Okej.
- Wiesz jaki dzień mamy jutro?
- Mhmm.
- Pomyślałem, że może ... Kaveh słuchasz ty mnie w ogóle?
- Mhm, Tak. - Blondyn przytakną, pochłonięty dyskusją z przyjaciółką na temat książki.
- Idziemy na randkę.
- Tak- mrukną, po chwili jednak zamarł i zamrugał.- Co?! - Prawie się zachłystną. - Ja...- oblał się rumieńcem.
- Tylko sprawdzam czy mnie słuchasz. - Roześmiał się wyższy.
- A. - Zawiesił pusty wzrok na drodze. "No jasne, że tylko rzertuje. Czemu ktoś taki jak on miałby zaprosić na randkę kogoś takiego jak ja? Pewnie ma na oku jakąś uroczą, mądrą i miłą dziewczynę. Co ja w ogóle sobie pomyślałem ? Przecież nie mam u niego szans!! " Westchną w myślach, karcąc się za łudzenie jakiejkolwiek nadzieji.
- Sorry, o czym mówiłeś - dodał szybko.
- Idziesz do szkoły piechotą czy mam cię podwieźć?
- Wow od kiedy ty taki łaskawy? - do jego uszu dodarł prychnięcie.- Przejdę się.- Stwierdził, powracając wzrokiem do telefonu. Reszta drogi minęła im w ciszy.

Gdy dotarli do domu, blondyn bez słowa opuścił szybko samochód i zaszył się w pokoju. Jako iż była już dosyć późna godzina szybko spakował książki do torby  i wyszedł z domu.

Po drodze do szkoły, wstąpił do piekarni aby kupić bułeczki maślane. Resztę drogi spędził na rozmyślaniu, głównie na temat ilustracji, ale też na temat zachowania współlokatora. Albo mu się zdawało, albo ten człowiek naprawdę wyją kij z dupy i przestał się o wszystko czepiać. Na codzień zaliczali minimalnie 7 kłótni, teraz było jakoś spokojniej.
Cisza przed burzą. Westchną w myślach.

Po wejściu do budynku odrazu udał się do klasy. Zdziwiło go lekko panujące w niej poruszenie. Zajął swoje miejsce i oczekiwał na pojawienie się nauczyciela.

Możecie sobie wyobrazić jego zdziwienie, gdy przez drzwi klasy, zamiast sędziwego staruszka w dużych okularach, wszedł nie kto inny jak wieki skryba. Odrazu w klasie zapanowała cisza. Jak zwykle prezentujący się perfekcyjnie. Pod pachą dzierżył książki, które odłożył na biókrko.

- Dzień dobry. Przepraszam za te zamieszanie, lecz wystąpiła nagła sytuacja  i profesor, z przyczyn osobistych, nie był w stanie stawić się w szkole. W związku z tym poproszono mnie o poprowadzenie w waszej klasie lekcji, jako zastępstwo. Mam nadzieje, że nie sprawia to problemu, jak poprowadzę lekcje literatury? - W odpowiedzi dostał kręcenie głowami. - Dobrze więc, niech ktoś rozda książki i przejdziemy do lekcji.- Oświadczył sięgając po książkę.

- Od kiedy do on uczy?-Prychną  pod nosem Kaveh.
- Jakiś problem Panie Kaveh?- Sykną spoglądając na niego. Blondyn westchną , przewracając oczyma. „Chciałeś burze, no i masz. Jednak Alhaitham to Alhaitham, kija z dupy nie wyjmie. I po co ja znowu się łudziłem, że nasza relacja się poprawi? Dobre sobie " Prychną do siebie w głowie.

- W żadnym razie, Sir.- Zaprzeczył i opierając policzek o rękę, posłał skrybie kpiący uśmieszek. Mimo, że siedział w przedostatnim rzędzie, doskonale widział jak żyłka na jego czole pulsuje. Zadowolony obserwował jak szaro-włosy z trudem się hamuje.
- Dobrze więc. Czy możesz przeczytać fragment tekstu o którym mówiłem? - Sykną przez zaciśnięte zęby.
Co go znowu ugryzło. Rano zdawał się mieć dobry humor. Westchną w myślach ale posłusznie sięgną po książkę, podsuwając ją bliżej siebie.
- Z przyjemnością. Czy mógłby Pan podać jeszcze raz stronę, proszę?
- Proponuje skupić się na lekcji Panie Kaveh. Strona 63, paragraf drugi.- Gdyby spojrzenie mogło zabijać, czerwonooki już dawno padłby trupem. Posłusznie przeczytał fragment i gdy już z ulgą odsuną spod nosa książkę, usłyszał pytanie o interpretację. Poczuł, że robi mu się niedobrze. Nie przepadł za lekcjami literatury. Skąd on do cholery ma wiedzieć, co autor dzieła miał na myśli i jakie emocje nim kierowały? I dla czego posłużył się taką metaforą a nie inną?

Szaro- włosy  pomęczył go jeszcze dwoma pytaniami a następnie dał mu spokój, upominając aby bardziej przykładał się do lekcji. Czy można zaliczyć większe upokorzenie na tle klasy, niż ochrzan od samego najwyższego skryby? Jego uwagi skomentował cichym prychnięciem i krótkim skinieniem głowy.

Przez resztę lekcji miał spokój, mimo to nieprzyjemnie mu się dłużyła a długie monologi i rozwody „nauczyciela" sprawiały, że powieki same mu się zamykały. Z całych sił starał się nie zasnąć i z ulgą przyjął dzwonek. Jego radość nie trwała zbyt długo, ponieważ chwile później uświadomił sobie, że dziś mają przecież dwie godziny historii sztuki, na których skryba ma  zastępstwo. Jękną cierpienniczo i oparł czoło o biókrko. Miał już dość tego dnia.

****

W bibliotece panował półmrok. Jedynym oświetleniem była lampka stojąca na biurku,  rzucała żółte światło na porozrzucane po ciemnym drewnie książki i papiery nad, którymi pochylała się męska postać. Szare włosy opadały na schowaną w dłoniach twarz. W żaden sposób nie umiał skupić się na pracy. Dręczyły go wyzuty sumienia. Nie powinien wyżywać się na blondynie. To nie jego wina, że brutalnie przerwano mu wolne popołudnie! Planował na spokojnie zająć się poprawkami projektu, który mieli wprowadzić a następnie zrelaksować się przy lampce wina i ulubionej lekturze w domu, a nie niańczyć te kaszojady na pięciu zastępstwach! Dodatkowo poproszono go o poprowadzenie jakiegoś kółka literackiego. Na domiar złego, ledwo przekroczył próg Akademii a  Faruzan zdążyła zajść mu za skórę.
A za to wszystko oberwał Bogu winny Kaveh. Teraz był przekonany, że jego starania co do odbudowy relacji legły właśnie w gruzach. Ten pusty wzrok blondyna gdy udzielał odpowiedzi na każde pytanie będzie go prześladował w najgorszych koszmarach.  Westchną przeciągłe, przejeżdżając dłońmi po twarzy, odgarniając włosy i lekko szarpiąc z ich końcówki.

Drzwi do pomieszczenia skrzyknęły, świadcząc o przybyciu nowej osoby.

Cure Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz