Skeleton flower

839 32 20
                                    

WAŻNE!!!

W TYM ROŹDZIALE BĘDZIE TROCHE MAGI ALE NIE ZMIENI TO NIĆ W FABULE.

Pov:Lilith

Rano obudził mnie Adi mówiąc że Monetowie przyszli pod jego dom i czekają aż zejdę.
Przebrałam się w beżową bluzę z kapturem I czarne leginsy sięgające do kolan.

Zchodziłam po schodach słysząc jak Dylan drze się na Adriena. Gdy już byłam na samym końcu stanęłam i Warknęłam na Dylana.

-Zamknij się wkońcu!-

Dylan mometalnie przestał krzyczeć i spojrzał w moją stronę. Na jego tważy było widać Złość a raczej wkurwienie.

-Ty mała wiedzmo. Czemu uciekłaś!- Krzykną dylcio.

Potarłam sobie skroń dwoma palcami wzdychając.

-Po pierwsze nie uciekłam. Napisałam Vincentowi że wychodzę I wróce Dzisiaj albo jutro. Nie prawdarz, Vincencie?- Naparłam trochę na jego imię. -Po drugie. Jestem tylko o rok młotsza od ciebie Dylanie. Po trzecie. NIE KRZYCZ!!!-Warknęłam.

Vincent westchną.

-A więc droga Lilith, zróbmy jak mówiłaś. Wracamy do domu.- Mrukną bez emocji.

Wywruciłam oczami i podeszłam do Adiego. Pocałowałam go w usta na porzgnanie i podeszłam do Vincenta.

-To jak idziemy?- Zapytałam.

Odsunełam się i wskazałam otwartą dłonią na drzwi. A zapomniałam wspomnieć przyjechał tylko Dylan I Vincent. Po chwili Dylan z Vincentem wstali i poszli w kierunku drzwi.

-Pa Adi!- Krzyknęłam jeszcze Gdy znajdowałam się przy drzwiach.

Wsiadłam do auta Vincenta.

Faken! Zapomniałam moich żeczy!!!!

-CZEKAJ! PLECAKA ZAPOMNIAŁAM.- Krzyknęłam I szybko pobiegłam po plecak.

Gdy wruciłam do czarnego i wysokiego auta Vincenta przypomniałam sobe że nie oddałam bluzy Adiemu. Trudno przynajmniej będzie pretekst by się z nim spotkać.

Przez całą drogę do domu Dylanowi jadaczka się nie zamykała. Ciągle mi wypominał jaką ja to jestem zła.

Hey dojechaliśmy poszłam do biblioteki By oszczędzić sobie czas i odrazu dostać ochrzan. I tak nic nie będzie gorsze od ochrzanu matki, bo co? Wyżuci mnie z domu na tydzień?

Siedziałam w bibliotece słuchając muzyki na słuchawkach i czekając na Vincenta. Po kilku minutach przyszedł.

-Lilith. Musimy pogadać.- Żekł, nasz krulewicz jebany.

-Nie śpieszyło Ci się Vincencie. Czekałam na ciebie. Siadaj.- wskazałam ręką na fotel przedemną.

Zdjęłam słuchawki I położyłam je koło siebie. Oparłam się o oparcie kanapy. Założyłam nogę na nogę a ręce splotłam przed kolanem.

Wincent usiadł podobnie jak ja ale jedną rękę oparł pod jelitem a palcami u drugiej.ręki stukał sobie w kolano.
Po długiej niezręcznej ciszy odezwałam się ja.

-A więc słucham. O czym chciałeś pogadać?- Powiedziałam lodowato.

Widziałam w oczach Vincenta lekkie ździwienie. Pewnie na to że umiałam być surowa. Vincent zmienił pozycje. Wiedział w lekkim rozkroku opierając się łokciamy o kolana, dłonie splutł razem. Spojrzał na mnie przeszywająco, jednak ja miałam to gdzieś.

-Lilith. Dziecko, nie możesz tak uciekać...- Mówił chłodno ale mu przerwałam.

-Nie uciekłam napisałam do ciebie z wiadomością że wychodzę.- Warknęłam.

Vincent westchną, przymkną na chwilę oczy i znowu na mnie spojrzał.

-Lili...-Przerwałam.

-Nie mów do mnie po imieniu...- Warknęłam przez zaciśnięte zęby.

Wstałam i chciałam wyjść z biblioteki ale Vincent mnie zatrzymał. Złapał mnie za nadgarstek kiedy miałam kłaść rękę na klamkę drzwi od biblioteki.

-Puść... Mnie...- Wysyczałam.

Gdy Vincent nadal nie puszczał Posłałam mu tak wściekłe spojrzenie że poczułam jak się wzdryga.

-Nie skończyliśmy rozmowy.- Zrobił krutką przerwę. -Nie wolno ci skakać z balkonu bo...- Znowu mu przerwałam.

Wiedziałam że Vincent nie lubi jak mu się przerywa dlatego to robię. Chce go wkurzyć... Wyrwałam nadgarstek z jego uścisku. Zobaczyłam że zmużył oczy. Było widać że się ździwił.

-Bo co? Wyżucisz mnie z domu?! A może jednak dasz mi szlaban?! A nie czekaj, może dasz łaskawie mi więcej ochroniaży pod pretekstem to dla twojego bezpieczeństwa?! Albo nie, może pobijesz mnie jak John!? HMM?!- Krzyczałam bez opamiętania.

Vincenta wryło w podłogę. Skorzystałam z szansy i uciekłam.
Wbiegłam do pokoju nawet nie zamykając drzwi. Wygrzebałam z torebki proszek i wybiegłam z pokoju. Przebiegając przez salon słyszałam krzyki Tonego i Dylana. Wybiegłam z domu tylko w jakiś trampkach. Nic więcej nie zakładałm. Biegłam przez las słysząc coraz to cichsze krzyki. Po 15 minutach biegania natrafiłam na łąkę pełną skeleton flower.

To są Skeleton flower. Moje ulubione kwiaty. Ps one naprawdę istnieją. Wpiszcie w Google i kliknijcie grafika.

Udałam się na sam jej środek. Spojrzałam w księżyc i narysowałam ogromny pentagram z mojego proszku.

Wyszeptałam zaklęcie s książki. Kwiaty stały się czerwone. Pentagram zapłoną niebieskim ogniem. Weszłam do środka pentagramu, gdyż zobaczyłam tam ducha mojej babci świecącego na złoto.

-Babciu...- Mruknęłam nie dowieżając.

Duch się obrucił. Jego tważ... on nie mial twarzy... podbiegłam do babci ale gdy byłam blisko znikną. Potknęłam się i skuliłam.

Płakałam.

Płakałam.

Płakałam.

Wyłam...

Chciałam tylko zobaczyć babcie.... W niej jedynej miałam wsparcie....

Ogień zaczą się gasić a kwiaty stały się takie same jak wcześniej. Wyczułam coś w trawie... to był... był naszyjnik babci.....

Nagle usłyszałam jakieś głosy. Słyszałam je jagby za ścianą. Załorzyłam jej naszyjnik kładąc się plecami na trawie.

-Dzisiaj pełnia....- Mruknęłam cicho do siebie. Uśmiechnęłam się smutno.

Poczułam jak ktoś biegnie w moją stronę... z kąd wiem. Ziemia drgała. I odgłosy krzyków zza ściany też mi podpowiedziały.

Zamknęłam oczy i ciemność błoga ciemność.

Niestety to nie był jeszcze mój koniec... raczej początek czegoś dziwnego...

_________

Nie wprowadzałam poprawek jak coś będzie nie tak to piszcie.
Buziaczki😘

Rodzina Monet (Siostry czy wrogowie) Korekta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz